Connect with us

Rozmowy i opinie

Łukasz Zboralski: rejestratory jazdy to milionowa, darmowa sieć na piratów. Dlaczego ich nie wykorzystujemy w Polsce?

Kierowcy mimochodem nagrywają tysiące piratów łamiących przepisy. W innych krajach takie nagrania włączane są w system nadzoru – a kierowcy z filmów rozliczani mandatami. Wykorzystajmy tę darmową sieć społecznej kontroli

Opublikowano

-

Kierowcy mimochodem nagrywają tysiące piratów łamiących przepisy. W innych krajach takie nagrania włączane są w system nadzoru – a kierowcy z filmów rozliczani mandatami. Wykorzystajmy tę darmową sieć społecznej kontroli

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu brd24.pl Fot. Włodzimierz Wasyluk

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu brd24.pl Fot. Włodzimierz Wasyluk

Każdy uczciwy kierowca prawie codziennie styka się na drodze z tymi, którzy prawa nie szanują i przez to zagrażają też życiu i zdrowiu innych. Najczęściej kończy się na frustracji lub wymruczeniu nieprzyzwoitych słów pod nosem. Przyzwoici kierowcy się denerwują, ci nieprzyzwoici dalej łamią przepisy. Można to radykalnie zmienić.

Coraz więcej kierowców w Polsce montuje rejestratory jazdy. To setki tysięcy urządzeń nagrywających to, co dzieje się na drodze. A przecież są jeszcze tego rodzaju aplikacje na powszechnie posiadane smartfony. Tylko jednego z takich programów używa prawie milion (!) osób. Mamy więc na drodze na pewno ponad milion dodatkowych wideorejestratorów, które dokumentują wykroczenia. Tylko nikt z nich nie korzysta.

Policja ogłosiła jedynie jakiś czas temu, że zbiera filmy z „agresywnymi zachowaniami” na drodze. Właściwie dlaczego? Bo od tego, że ktoś wyzywa, albo szarpie się w korku giną ludzie? A może dlatego, że takich zachowań jest dużo mniej niż nieprawidłowego wyprzedzania, przejeżdżania linii ciągłych, niezatrzymywania się przed zieloną strzałką? A wówczas i mniej pracy z zajmowaniem się sprawami nadesłanymi przez ludzi?
Nie ma nawet systemu zbierania takich nagrań. Komendy proponują wysyłanie filmów na adresy e-mailowe. Ile to musi kosztować dodatkowej pracy i kontaktu – by ustalić wszystkie szczegóły…

Są kraje, gdzie potrafiono ten społeczny potencjał wykorzystać i rozszerzyć nadzór na drogach za bezcen. Na przykład w Walii uruchomiono specjalny system do przekazywania funkcjonariuszom nagrań z kierowcami popełniającymi wykroczenia. Tamtejsza policja zachęca do tego i zapowiada, że będzie wlepiać kary tym, których złe zachowanie zobaczy na filmach (mało tego – w Wielkiej Brytanii istnieje nawet ruch społeczny, którego członkowie z własnymi fotoradarami stają na ulicach. Bo mieszkańcy często lepiej wiedzą, gdzie kierowcy najbardziej im zagrażają).

Po tym, jak z dróg zniknęła połowa fotoradarów (samorządowych) i jak borykający się z brakiem pracowników CANARD podkręca tolerancję w 1/4 państwowych urządzeń, bo nie nadąża z obróbką, tym bardziej powinniśmy stworzyć system zbierający informacje od kierowców.
Wystarczy banalna aplikacja, która pozwoli kierowcom w jednym miejscu wrzucić film i z rozwijanego menu dodać do niego informacje np. o lokalizacji oraz pozostawić swoje dane. I codziennie setki tych, którzy zagrażają innym, będą przyłapywane na gorących uczynkach a potem rozliczane.
Policja wydała naprawdę dużo pieniędzy ze szwajcarskich programów m.in. na żenujące konkursy, w których wygrać można było polarową bluzę. Środków na zrobienie aplikacji do zbierania filmów z dróg i systemu ułatwiającego prowadzenie takich spraw było aż nadto. A po znacznym wzroście kursu franka została jeszcze nieplanowana nadwyżka.

Wiem, że znajdzie się wielu, którzy na taki pomysł zaczną utyskiwać. Głównym argumentem będzie zapewne, że takie zachowanie to „donosicielstwo”. To głupi argument. Idzie tu o życie i zdrowie tych, którzy dotrzymują społecznej umowy – określonej przez przepisy dotyczące poruszania się po drogach.

Łukasz Zboralski