Connect with us

Rozmowy i opinie

Łukasz Zboralski, brd24.pl: NIK pokazała urzędniczy bezwład w sprawie BRD. Jak to zmienić?

Raport NIK o urzędowo potwierdza straszną prawdę – nie ma żadnej państwowej instytucji, która o dba o bezpieczeństwo na drogach. A to oznacza, że życie i zdrowie Polaków jest władzy systemowo obojętne. Jednak nie wszystkie wnioski inspektorów mogą ten stan poprawić

Opublikowano

-

Raport NIK urzędowo potwierdza straszną prawdę – nie ma żadnej państwowej instytucji, która dba o bezpieczeństwo na drogach. A to oznacza, że życie i zdrowie Polaków jest władzy systemowo obojętne. Jednak nie wszystkie wnioski inspektorów mogą ten stan poprawić

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Główny przekaz medialny z raportu Najwyższej Izby Kontroli został skrócony do sprawy odebrania strażom miejskim i gminnym uprawnień do korzystania z mobilnych fotoradarów oraz do propozycji wcielenia ITD do policji.
Tymczasem raport potwierdza arcyważną rzecz, o której ludzie z branży wiedzą od dawna – tak naprawdę nikt nie dba o życie i zdrowie Polaków na drogach na szczeblu państwowym. Bo cóż z tego, że kiedyś w ekspresowym tempie na polityczne zamówienie ówczesnego ministra transportu Sławomira Nowaka przygotowano Narodowy Program Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, skoro nie ma organu mogącego egzekwować wykonanie tych założeń?

Próżnia za pół miliona rocznie

Oczywiście ze strony polityków brak uprawnień do prowadzenia konkretnych działań jest bardzo wygodny. Bo skoro nie ma się właściwie władzy, to właściwie nie można nikogo za nic rozliczyć. Nie trzeba więc wydawać pieniędzy na poważne inwestycje w infrastrukturę i można skupić się na puszczeniu kilku kampanii społecznych – zawsze tak się udowodni, że coś się przecież zrobiło (ale nawet i kampanie nie mogą być do końca dobre, skoro w Polsce prawie nie prowadzi się badań naukowych z zakresu BRD – o tym, co jest potrzebne można więc tylko trochę zgadywać na podstawie statystyk wypadków zbieranych przez policję i to – zaznaczmy – zbieranych w niedoskonałym systemie).

W takiej wygodnej próżni zawieszona jest dziś działająca przy Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju – Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Formalnie na jej czele stoi minister, a zasiadają w niej przedstawiciele wszystkich ważnych dla BRD instytucji.
Jest jeszcze Sekretariat KRBRD, który powinien działania rady koordynować. Ale tych ośmiu urzędników, którzy kosztują podatnika rocznie ponad pół miliona złotych (w 2013 r. na ich pensje wydaliśmy ok. 440 tys. zł brutto i dodatkowo ponad 20 tys. zł na służbowe wyjazdy; w tym roku już łącznie tyle samo), nie posiada żadnych uprawnień, które pozwoliły by im rozliczać instytucje z realizowania przyjętych założeń.

To, co powstanie zamiast KRBRD musi być mocniej umocowane i kompetentne

Bardzo wartościowa jest więc propozycja NIK, by stworzyć nowy, ogólnokrajowy System Zarządzania i Kontroli Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. W jego skład mieliby wejść szefowie MSW i MIiR, oraz podległych im jednostek takich jak GDDKiA, a także szefowie służb, samorządowcy szczebla wojewódzkiego i zarządcy dróg wszystkich szczebli. W tym ciele znaleźć by się mieli – co byłoby bardzo cenne – również przedstawiciele organizacji pozarządowych zajmujących się BRD.
Do tego grona warto by zresztą dopuścić także biznes – to firmy zwykle wprowadzają nowe rozwiązania na rynek, warto czasem zastanowić się, czy nie wprowadzać ich w życie. Oczywiście trzeba by wówczas mocno zabezpieczyć się przed lobbingiem, którego już dziś wokół branży nie brakuje. Bo jest ona dla firm wręcz wymarzona – czy ktoś może zarzucić coś propagowaniu bezpieczeństwa?
Ale przede wszystkim w składzie tego organu powinni się znaleźć naukowcy – bez rzetelnych badań i pomiarów wszystko będzie tylko błądzeniem po omacku.

Tak zbudowalibyśmy coś na kształt szwedzkiej Vision Zero. Tylko Szwedzi postawili swoją inicjatywę zupełnie obok administracji. To jest wspólne dzieło i wspólnie podejmowane działań. W naszym kraju taki system na razie by się nie sprawdził. Musi być coś, co zmusi urzędników do działania. Inaczej pozostanie, jak jest. Czyli ktoś musi egzekwować wprowadzanie w życie wypracowanych w szerokim społecznym gronie rozwiązań.
Dlatego nie jestem pewien, czy włączenie do rady dwóch ministrów naprawdę wystarczy. Jeden do dziś nie dawał rady. Może nowe ciało powinno być ważniejsze – powstać przy Kancelarii Premiera i móc rozliczać resorty? To z pewnością jest temat do przemyślenia.

Obojętnie jednak gdzie ten organ zostanie umocowany, wszystko na nic, jeśli nie będzie pieniędzy na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego. Konkretnych – w oddzielnym budżecie.

ITD kontra policja

Zupełnie zaskakujący jest natomiast wniosek NIK, by ITD wcielić do policji. Trudno dopatrzeć się przekonujących argumentów. Z tych dwóch służb GITD wydaje się dziś lepiej zorganizowany. W dodatku widać, że przekazanie tej służbie fotoradarów okazało się dobrym posunięciem. Maszty w całym kraju są już zunifikowane, postawione w miejscach wybranych na podstawie naukowych opracowań, a więc tam, gdzie rzeczywiście poprawiają bezpieczeństwo. Udało się właśnie rozpocząć budowę kolejnych filarów systemu nadzoru nad ruchem na drogach – trwa już budowa instalacji rejestratorów przejazdów na czerwonym świetle, a zaraz rusza budowa odcinkowego pomiaru prędkości.

Jeśli jednym z zarzutów jest to, że ITD słabiej identyfikuje kierowców przyłapanych przez fotoradary, to chyba prostszym zabiegiem byłoby ustanowienie współpracy w tej sprawie z policją, niż w sumie spora reforma służb.

Inny zarzut – że pieniądze są wydawane przez obie służby w podobnych sprawach – też trudno utrzymać, gdy jednocześnie proponuje się powołanie nowego krajowego organu, który miałby wszystko nadzorować i mieć budżet na poprawę BRD w Polsce.

Gminny margines

I dopiero na końcu można zastanowić się nad wykorzystaniem fotoradarów przez straże gminne i miejskie. Problem jest marginalny. Dlaczego? Bo nawet, gdy fotoradary mobilne nie tak dobrze poprawiają bezpieczeństwo jak wyraźnie oznaczone maszty ITD, to z pewnością tego bezpieczeństwa nie pogarszają. Pewnie, że cel gmin jest zwykle inny i dla wszystkich jasny – pieniądze. Ale jednocześnie to kierowcy, którzy jadą nieprzepisowo sami te pieniądze ze swoich kieszeni wysypują. Na pewno też w jakimś sensie działa to na świadomość kierowców, którzy w każdej małej wsi mogą spodziewać się kontroli.

Zgadzam się, że dla bezpieczeństwa ludzi i kierowców lepiej byłoby, gdyby gminy postawiły fotoradary na masztach. Ale nie róbmy z tego sprawy priorytetowej. Tym bardziej, że samorządy – przy opieszałości urzędów centralnych – same dużo szybciej rozwiązują problemy własnych mieszkańców. Gdy GITD dopiero montuje kamery na skrzyżowaniach, gminy już dawno dyscyplinują kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle.
A może maszty stacjonarne to nie jest jeszcze najlepsze rozwiązanie dla gmin? Może najmniej kontrowersyjny i najskuteczniejszy – tam, gdzie byłby technicznie możliwy do zainstalowania – stałby się odcinkowy pomiar prędkości?

Raport NIK przyniósł wiele ważnych informacji. Ale rozwiązania są dopiero przed nami.

Łukasz Zboralski