Connect with us

Społeczeństwo

Dlaczego nie ratujemy? Od dekady w szpitalach umiera taki sam odsetek rannych w wypadkach

Opublikowano

-

Przez dekadę wyposażenie służb ratunkowych mocno się zmieniało. Tymczasem nie udaje nam się ratować więcej ludzi po wypadkach. Wciąż ok. 30 proc. tracących życie to umierający w szpitalach. Połowa z nich umiera jeszcze w karetkach. Dlaczego?

Śmigłowiec LPR Augusta A109 w 2007 r. Fot. Lukas skywalker/CC BY SA 3.0

Śmigłowiec LPR Augusta A109 w 2007 r. Fot. Lukas skywalker/CC BY SA 3.0

Możemy mieć jeszcze wiele pretensji do działania polskiej służby zdrowia, ale nie da się niezauważyć, że w ciągu ostatniej dekady sprzęt do ratowania ofiar wypadków drogowych zmienił się radykalnie. Jest lepszy technicznie, bardziej dostępny. Coraz lepiej wyposażaliśmy też służby ratunkowe – i to nie tylko wozy straży pożarnej, która często dociera pierwsza na miejsce. Mamy też lepszą bazę najszybszej pomocy – czyli śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W latach 2007-2013 ze wsparciem środków unijnych remontowano i doposażano bazy LPR za ponad 69,6 mln zł. A w 2016 r. Polska odebrała cztery nowe śmigłowce LPR za 114 mln zł (też sfinansowane z funduszy UE).

3o proc. śmiertelnych ofiar wypadków to zgony w szpitalach

Tymczasem w statystykach, które przeanalizował brd24.pl, trudno dopatrzeć się pozytywnych zmian. Procentowy podział umierających w wypadkach od dekady jest właściwie stały. Nadal średnio 69 proc. ofiar to tracący życie na miejscu zdarzenia drogowego, a 31 proc. to zgony w szpitalu.

Biorąc pod uwagę postęp w medycynie i pieniądze włożone w unowocześnianie systemu ratunkowego oczekiwalibyśmy, że w szpitalach uda się uratować procentowo więcej ofiar wypadków, ale tak się nie dzieje.

Ofiary śmiertelne wypadków drogowych - miejsca odnotowania zgony. Źródło: Brd24.pl

Większość umiera jeszcze w karetkach lub tuż po dojechaniu do szpitala

Gdy zajrzy się jeszcze dogłębniej w statystyki i porówna raporty roczne, miesięczne i dzienne Policji widać, że ponad połowa z tych, którzy umierają po wypadkach poza miejscem zdarzenia na drodze, umiera jeszcze podczas transportu do szpitala lub tego samego dnia w szpitalu (ok. 55 proc. zgonów poza miejscem zdarzenia).

Wśród ostatecznie umierających po wypadkach kolejne 33-39 proc. umiera w szpitalu w ciągu tygodnia od zaistnienia wypadku, a 9-12 proc. ofiar śmiertelnych to ci, którzy umierają mimo niesienia pomocy w ciągu kolejnych trzech tygodni.

Z powyższych zestawień wynika, że okresie 2006-2017 służby medyczne – pomimo lepszej bazy sprzętowej – nie są w stanie ocalić więcej osób (procentowo) od śmierci, które w bardzo ciężkim stanie zostały zabrane z miejsca wypadku.

O ile dane mogą wskazywać, że do ofiar wypadków pomoc dociera szybciej (liczba zabitych na miejscu spada nieznacznie szybciej niż liczba zgonów w szpitalu), o tyle w ostatecznym rozrachunku system nie daje większej nadziei na ocalenie niż lata temu.

Wydaje się, że władze powinny rozpoznać ten problem i spróbować go rozwiązać. Ale też każdy przekręcający kluczyk w stacyjce samochodu powinien pamiętać o tym, ile daje sobie i innym szans na przeżycie.

Wiesław Migdałek