Connect with us

Pojazdy

Izera – oto polski samochód elektryczny. To będzie coś pięknego albo piękna katastrofa

Opublikowano

-

Byłem na premierze samochodu Izera, który produkować ma państwowa ElectroMobility Poland. Po tym, co zobaczyłem, tak mocno walczą we mnie euforia ze smutkiem, że napiszę tę relację jako rozdwojona osobowość. (A galerie zdjęć obejrzycie na końcu tekstu)

W podwarszawskim Sokołowie na małej hali dużo mówili, a potem zdjęli zasłony z dwóch prototypów. Tak pokazali nam, dziennikarzom nową polską markę (o polskości tego produktu to za chwilę, bo to nie tak proste) – Izera. Nazwa brzmi „zagranicznie” – co ma swoje zalety – a wzięła się od nazwy rzeki w Górach Izerskich, co też swoje zalety ma.

To jest ładne! – i w tym jednym sam ze sobą jestem zgodny. W reszcie spraw mam rozdwojenie jaźni. W tym tekście będę więc pisał raz jako Doktor Jekyll a raz jako pan Hyde.

Samochód Izera Fot. brd24.pl

Samochód Izera w wersji hatchback Fot. brd24.pl

Zacznijmy więc od optymistycznej części mojej rozdwojonej jaźni. Zobaczyłem dziś dwa nadwozia, w zasadzie to koncepty samochodów – albowiem spółka dopiero wybiera koncern, który dostarczy płytę podłogową, co pociągnie za sobą większość technologii, w tym silnik. Są to zbliżone technologie, więc kształt samochodu, który nam pokazano, ma zostać zachowany. Pokazano nam hatchbacka oraz SUV-a (tego jedynie z zewnątrz).
I to, że będzie to płyta oraz podzespoły gotowe (tu aspekt „polskości”) jest informacją dobrą. Bo będzie to coś sprawdzonego, co z sobą współgra. Zbudujemy więc w Polsce jeżdżący pojazd ze sprawdzonymi podzespołami, zamiast wydawać krocie na wieloletnie badania i wyważanie otwartych drzwi. Przy tym – umówmy się: co nowego moglibyśmy opracować jak nie samochód na czterech kołach i z kierownicą? I czy w sumie niemała kwota – bo ElectroMobility Poland uważa, że ostatecznie potrzeba 4-5 mld zł na ruszenie z produkcją tych samochodów, wliczając w to fabrykę która powstanie na Śląsku (negocjują już zakup ziemi) – wystarczyłaby na motoryzacyjną rewolucję?

Samochód Izera Fot. brd24.pl

Niewykończone wnętrze samochodu Izera w wersji SUV Fot. brd24.pl

Oczywiście, nie wszystko jest takie piękne. Ostatecznie pokazano nam jedyne design. I to w zasadzie jednego nadwozia. SUV w środku pozostawał wypełniony… niczym. To chyba pokazuje, jak naprawdę wielkie pieniądze grają dziś rolę w przemyśle motoryzacyjnym. Wydanych do tej pory 30 mln zł przez EMP to wciąż kropelka przy takich przedsięwzięciach. I to widać już boleśnie.
Polska w tym wszystkim będzie więc jedynie marka – Izera. No i projekt, który kupiliśmy od włoskiego studia Torino Design. Przy okazji – Włosi chyba musieli zadbać o promocję swojego kraju, bo podczas pokazów koncepty samochodów stały na oponach Pirelli.
Dziennikarzom pokazano dziś tylko koncept. Nic więcej. On nawet nie jeździ. Zamiast wtyczki do prądu ma atrapę. Przyciski są tylko po to, by badać ergonomię zanim powstanie jeżdżący prototyp. A ten powstać ma dopiero za dwa lata. Potem – w 2023 roku auto ma trafić już do produkcji. I znów pesymizm bierze górę. Bo jak wszystko pójdzie źle, to za trzy lata nic z tego nie zobaczymy. Za to odbędą się wybory parlamentarne. I jedni będą zganiać winę na drugich. Jeśli władza się zmieni, to kolejna będzie tropiła wówczas przepalenie takiej kasy itd. Aż mi się nie chce o tym myśleć.

Jeśli jednak to wszystko wypali, to może być piękna sprawa. Dlaczego? Marka – Izer – jest niezła. Pesymiści spodziewali się jakiś Husarów „polskorodzinnopierdamonowatych”, a tu jednak brzmi ciekawie. Nie będę pisał o całym tym PR-owskim tle, że to przypomina gwiazdy w Górach Izerskich i że rzeka płynie przez wiele krajów. Tych rzeczy słucham zawsze z najwyższym znudzeniem i szczerze współczuję PR-owcom z motobranży, którzy muszą wymyślać te pierdoły.
Ale przejdźmy do konkretów, bo zalet tu widzę więcej. Logo jest ciekawe i ładne. Wiem, subiektywnie, ale tak właśnie uważam. Bryły samochodów też są po prostu ładne. Bardzo ciekawy przód nadwozia z listwą świateł, które będą się wyróżniać.
Wnętrze też jest piękne. Jest nowoczesne. Skóra z materiałem, ekrany – ale osadzone w estetyczny, delikatny sposób. Panel kontrolny bardzo ciekawy, a do tego bez kanału środkowego, dzięki czemu – jak mówiono – panie dostaną tam jako kierowca miejsce na torbę i to całkiem dużą. Bagażnik też spory, w dodatku podwójny – spora część pod dodatkową klapą. Jest i podwójne lusterko, pozwalające patrzeć za siebie ale i np. zerkać dobrze na dzieci na tylnej kanapie. Świetne są klamki, które trzeba wcisnąć do środka, żeby się uchyliły. No i jest naprawdę sporo miejsca zarówno dla kierowcy i przedniego pasażera, jak i na tylnej kanapie. Nie ma tam co prawda trzeciego pełnowymiarowego fotela, ale dwoje dorosłych będzie miało ogromną przestrzeń. Trójka dzieci też nie będzie się gniotła.

No dobra. Ładnie jest – pan projektant Tadeusz Jelec mówił, że inspirowała go do wnętrza Abakanowicz i jakaś młoda artystka, której nazwiska nie potrafił sobie jednak przypomnieć podczas prezentacji. Tylko… to nadal jest coś na pokaz. Nie mam pojęcia, czy właśnie takie będą tam przyciski do otwierania okien. Czy właśnie takie będą przyciski na kontroli oraz ekrany. I ktoś, kto zapowiada rodzinne auto, zaprojektował w nim – na Boga! – białą tapicerkę. Serio?! Chyba nigdy nie miał dzieci (ja mam, wiem, jak wygląda tapicerka po dłuższej podróży, zwłaszcza, jak były mniejsze).
Schowka przed siedzeniem pasażera nie mogłem sobie otworzyć – pani zajmująca się 
pokazem powiedziała, że istnieje, ale pokazowe rzeczy „nie mają takiej wytrzymałości” i dlatego będzie zamknięty. A jak ktoś zamknął bagażnik, to nie było przycisku, żeby go otworzyć. Pani powiedziała, że otwierają go na razie przez aplikację w komórce. Jeśli nie dopracowali nawet bryły i wnętrza a pokazali to na prezentacji – opóźnionej o dobry rok – to czy mogę wierzyć, że zbudują fabrykę i za 3 lata będą chcieli mi sprzedać Izerę jako pełnosprawne auto?

No dobra – z drugiej strony po co przycisk do bagażnika, jak można otwierać smartfonem? Może to i lepiej, nowocześniej? A co do sprzedaży, to tu jest największy optymizm. Jak bowiem zapowiedział prezes EMP Piotr Zaremba, auto ma być „konkurencyjnie tanie” dla masowego odbiorcy czyli „segment budżetowy”. Spółka planuje sprzedawać je na raty w taki sposób, że wliczona w nie będzie cena auta (nie wiadomo jeszcze jaka) razem z paliwem – czyli energię potrzebną do jego ładowania. I najlepsze – te raty razem z „paliwem” mają być tańsze niż raty za spalinowe auto koncernów motoryzacyjnych. To jest możliwe, biorąc pod uwagę, że EMP tworzą państwowe koncerny energetyczne. W dodatku do nich przystąpią i inni… Prezes Zaremba zapowiedział, że w proces finansowania tego projektu mogą włączyć się inne spółki skarbu państwa oraz instytucje finansowe. Stawiałbym na to, że wejdzie w to Orlen, który niebawem po fuzji będzie koncernem olbrzymim i multienergetycznym. On na inwestycje będzie miał gigantyczne pieniądze. A w dodatku mogłaby powstać olbrzymia sieć ładowania na stacjach. Coś czuję, że chodzi tu też o jakiś bank. No, ale to przed nami. Dopiero plany.

Ja tu oczywiście widzę ogólniejszy problem – nie dotyczy samej Izery, ale elektrycznych samochodów w ogóle. To na razie są nadal jedynie auta do miasta. Dalekie podróże, z koniecznością ładowania po drodze, są uciążliwe. I nie wiem, czy do 2023 r. coś się tu zmieni.
Kolejny mankament – jak ma być tanio, to nie spodziewam się, że będzie konkurencja w nowoczesności. Zapytałem o autonomizację i dowiedziałem się, że Izera będzie ją miała na poziomie 2. Czyli ostatecznie asystent utrzymywania się na pasie jazdy, system przeciwkolizyjny, aktywny tempomat. Żadnego przejmowania sterowania nawet w wybranych sytuacjach i pod kontrolą kierowcy. A przecież to dziś jest główny wyścig w motoryzacji. I jeśli Izera z fabryką ma tak naprawdę wciągnąć w łańcuch dostaw polskich podwykonawców i dostawców, to mamy właśnie wielu z nich, którzy już dziś dostarczają systemy do autonomizacji pojazdów wielkim koncernom. Oni nie będą włączeni w ten proces. Zostawimy to z boku. W takim razie to wolałbym tanie polskie auto spalinowe. Z takim designem brałbym w ciemno, gdyby kosztowało porównywalnie z koreańskim wytworami.

No, może to być też zaleta. Autonomizacja idzie opornie. Jakoś nie zapowiada się przełom w najbliższych latach. Izera rozpędzać się będzie do 160 km/h – i więcej przecież nie trzeba, bo w Polsce można maksymalnie jechać 140 km/h na autostradzie. Ma być tanio i konkurencyjnie – to podstawa. To może będzie.
Taniość ma szansę załatwić też brak sieci serwisowej. Ta ma być niewielka, zlecona raczej innym podmiotom (z elektrykiem nie ma takich wielkich przeglądów i problemów). System sprzedaży ratalnej, głównie przez internet – a testowanie aut przed zakupem w ramach carsharingu, też brzmi nieźle.

Ostatecznie – chciałbym mieć to auto, gdybym myślał o zakupie elektrycznego. I dałbym szansę rodzimej motoryzacji spodziewając się nawet jakichś drobnych problemów wieku dziecięcego w moim zakupie. Naprawdę chciałbym móc to auto kupić, a jednocześnie bardzo się boję, że za trzy, cztery lata oglądał będę te zdjęcia i to logo jako niemiłe wspomnienie kolejnego fiaska rozbuchanych ambicji odbudowania polskiej motoryzacji. 

GLAERIA ZDJĘĆ – Izera w wersji hatchback:

GALERIA ZDJĘĆ – Izera w wersji SUV

Łukasz Zboralski

Reklama