Connect with us

Prawo

Rząd miał uszczelnić system kar z fotoradarów. Tymczasem montuje w nim po cichu furtkę dla kierowców

Opublikowano

-

Tylko mandat bez punktów karnych za wykroczenie złapane przez fotoradar – tak wyglądają wstępne zapisy przygotowanej w CANARD ustawy fotoradarowej. Miała uszczelnić system i zlikwidować problem masowego unikania odpowiedzialności. Jednak ktoś próbuje wmontować w nią niebezpieczną furtkę dla kierowców
Uszkodzony fotoradar CANARD. Fot. CANARD

Uszkodzony fotoradar CANARD. Fot. CANARD

Szykuje się powtórka z celowego upośledzania prawa, które miało dyscyplinować kierowców. Tak, jak wykoślawiono nakaz utrzymania bezpiecznej odległości na drogach szybkiego ruchu i stanie się nieegzekwowalny, choć zacznie obowiązywać od 1 czerwca, tak samo w rządowych pracach przygotowano zapisy mające uszczelnić karanie kierowców przyłapanych przez fotoradary – zaplanowano system z luką.

Pierwszy o tej sprawie napisał serwis Moto.pl. Podał, że przygotowywana przez rząd ustawa fotoradarowa zawierać będzie trzy możliwe drogi dla właściciela pojazdu uwiecznionego przez fotoradar. Według naszych źródeł rzeczywiście prace nad przepisami przyjęły – na razie – taki kształt. I są one skrajnie niebezpieczne, bo jeszcze bardziej mogą zdemontować i tak niewydolny system automatycznego nadzoru nad kierowcami w Polsce.

Miał być mandat z punktami, albo większa kara administracyjna…

Pod koniec 2019 r. na wielkiej debacie zorganizowanej w GITD szef tej służby publicznie zaapelował do obecnego tam ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka o naprawę grzechu pierworodnego polskiego automatycznego systemu nadzoru – wprowadzenie automatyzmu w karaniu. Dziś służba musi udowadniać, kto kierował pojazdem. W efekcie – jak wskazała kontrola NIK – wielu mandatów nie udaje się jej nałożyć, wielu kierowców nie jest dyscyplinowanych, nie pobiera się setek milionów złotych z mandatów.

Jak donosiliśmy pół roku po tej konferencji, CANARD – komórka GITD zajmująca się fotoradarami, dostała od ministra polecenie przygotowania tzw. ustawy fotoradarowej.

Trwa to przeciwnie długo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że takie przepisy dawno zostały przygotowane. Były gotowe już za czasów rządów PO – w 2013 r. Przygotowało je ówczesne Ministerstwo Transportu.
Zawierały proste rozwiązanie. Kierowca dostawałby 21 dni na wskazanie, kto kierował pojazdem w momencie zarejestrowania wykroczenia przez automatyczny system. Wówczas ta osoba zostawałaby ukarana punktami karnymi oraz grzywną – ale z 20-procentową bonifikatą. Brak wskazania kierującego skutkowałby nałożeniem po 21 dniach wyższej kary administracyjnej na właściciela pojazdu. W tym przypadku punktów karnych być nie miało, dlatego kara administracyjna miała być wyższa niż mandat – by nie opłacało się nie wskazywać sprawców.

…a wpisali furtkę: mały mandat bez punktów karnych

Tymczasem projekt obecnej ustawy fotoradarowej, który nie ujrzał jeszcze światła dziennego, skręca w niebezpieczną stronę. Jeśli minister Andrzej Adamczyk będzie chciał forsować takie zapisy, będzie to prostą drogą do kompletnej katastrofy w automatycznym nadzorze nad kierowcami.

W planowanych zapisach są bowiem podobne do tych, które napisano już w 2013 r. Jest zatem umożliwienie właścicielowi pojazdu wskazania, kto kierował nim w momencie wykroczenia. Ta osoba zostawałaby ukarana mandatem oraz punktami karnymi. Druga opcja też jest taka jak dawna propozycja PO – właściciel pojazdu, który nie wskaże kierującego i nie zareaguje na wezwanie CANARD, miałby być karany karą administracyjną (wyższą niż mandat).

Jednak ktoś w CANARD wcisnął do tych regulacji trzecią opcje. Zgodnie z nią właściciel pojazdu mógłby stwierdzić, że nie wie, kto kierował pojazdem, ale chce przyjąć tę karę na siebie. Wówczas kierowca miałby być ukarany mandatem ale bez punktów karnych. W praktyce Ministerstwo Infrastruktury zbudowałoby więc system, w którym opłacałoby się kłamać – zawsze brać winę na siebie jako właściciel pojazdu, płacić tylko mandat a nie wyższą karę administracyjną i nie otrzymywać punktów karnych.

Taki zapis, gdyby się utrzymał, wskazywałby dobitnie, iż w „ustawie fotoradarowej” w ogóle nie pomyślano o systemie nadzoru jako tym wpływającym na bezpieczniejsze zachowanie się kierowców na drodze. Skłanianie ludzi do konfabulacji – w odróżnieniu do zapisów skłaniających wyższą grzywną do wskazywania rzeczywistego winnego – budziłoby też wątpliwości natury moralnej.

Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze na etapie prac nad tym projektem w Ministerstwie Infrastruktury, ktoś pójdzie jednak po rozum do głowy i furtkę z tej ustawy wyrzuci, zanim przekaże nowe prawo do konsultacji publicznych.

Łukasz Zboralski