Connect with us

Rozmowy i opinie

Dziś na przejściach dla pieszych w Polsce skończył się komunizm

Opublikowano

-

Polska po raz pierwszy właściwie wyraża w prawie obowiązki pieszych i kierowców w obrębie przejść dla pieszych. Trzeba było na to czekać 33 lata!
Piesi z dziećmi na ulicy Fot. CC0

Fot. CC0

Od 1 czerwca 2021 r. kierowcy w Polsce mają jasny ustawowy obowiązek ustępowania pieszym wchodzącym na przejście i znajdującym się na nim. To dzień końca wadliwego prawa zaaplikowanego nam przez ekspertów z PRL, które przez dekady wyrabiało w kierowcach poczucie, że „słabszy” musi uważać bardziej, a „większy” ma na drodze rację.

Gdy cała Europa dekadami coraz lepiej kształciła kulturę drogową i odpowiedzialność za innych, zwłaszcza za słabszych, my – po wykrzywionym tłumaczeniu przyjętej w PRL Konwencji Wiedeńskiej o ruchu drogowym – umacnialiśmy brak kultury i darwinizm drogowy.
Efekty widać do dziś. Polska wciąż jest wśród trzech najgorszych krajów pod względem bezpieczeństwa drogowego w Unii Europejskiej, a odsetek pieszych wśród wszystkich ofiar wypadków drogowych przebijał u nas próg 30 proc.

To już przeszłość. Od dziś – choć nie od dotknięcia czarodziejskiej różdżki za jednym zamachem – systematycznie sytuacja pieszych będzie się poprawiać. O tym świadczą doświadczenia wszystkich krajów, w których przyjęto właściwe regulacje. Jestem przekonany, że liczba wypadków na przejściach dla pieszych będzie malała. I choć wciąż będzie jeszcze słychać opinie „rozżalonych” kierowców, że nowe regulacje są złe, choć nadal jeszcze będą tu i ówdzie wyskakiwać eksperci, którzy przekonywać będą, że „to nic nie zmienia”, ich głos będzie coraz bardziej cichy, coraz bardziej wstydliwy.

Nie byłoby tej zmiany, gdyby nie starania wielu osób rozumiejących to, jak działa bezpieczeństwo ruchu drogowego i jak pokonać drogowy beton wśród polityków. Trudno w takiej chwili nie wspomnieć o tej, która pierwsza jasno postawiła akurat sprawę pierwszeństwa pieszych – byłej posłance PO Beacie Bublewicz. Jej się nie udało, jej projekt utopili eksperci i posłowie, którzy torpedowali zmianę.
Trudno nie wspomnieć też jednak działaczy społecznych, którzy wreszcie pokazali, że piesi – i szerzej, w ogóle uczestnicy ruchu drogowego pragnący się przemieszczać bezpiecznie – mają swoją reprezentację. To członkowie szerokiej Federacji Piesza Polska i szczególnie widoczni w stolicy aktywiści Miasto Jest Nasze.

Nie sposób wymienić też wszystkich instruktorów OSK, egzaminatorów, którzy wyrwali się z kręgu przesądów i przestarzałych poglądów, dzięki czemu swoim autorytetem, radami, wspierali proces zmiany prawa w Polsce.

Nie byłoby tak wielu twardych argumentów do zmian, gdyby nie badacze. Zwłaszcza Instytut Transportu Samochodowego, który dostarczał danych o tym, co dzieje się na polskich przejściach. Naukowe podstawy to istota prowadzenia rozsądnej polityki.

Tej zmiany nie byłoby też bez polityków. I tu warto zauważyć, że – jak rzadko w Polsce – ta sprawa nie miała barw partyjnych. Za zmniejszeniem liczby śmierci na polskich byli zarówno ludzie prawicy, jak i lewicy. Wspomnę tu choćby Janusza Wojciechowskiego – z troską postulującego cywilizowanie ruchu drogowego nad Wisłą, czy posłów Lewicy domagający się zmian, a wśród nich najbardziej widoczną posłankę Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk (szefową parlamentarnego Zespołu ds. BRD). Nie byłoby tego bez rozsądnych członków sejmowej Komisji Infrastruktury m.in. Pawła Olszewskiego z PO czy Jerzego Polaczka z PiS.
I oczywiście – nie byłoby tej zmiany, gdyby nie wymusił jej na swoich podwładnych najodważniejszy w historii w sprawach BRD premier Mateusz Morawiecki. Nie byłoby jej, gdyby nie przygotowane wreszcie zapisy w ministerstwie Andrzeja Adamczyka, pilotowane i bronione w politycznych dysputach przez wiceministra Rafała Webera i dyrektora Sekretariatu Krajowej Rady BRD Konrada Romika.

Ten, kto nie interesuje się głęboko problemem BRD, nie zauważa – ale ta zmiana nie tylko ma szansę zmniejszyć liczbę pieszych ginących na pasach w Polsce. Ona też otworzy furtkę do wielu kolejnych zmian drogowych w kraju. Dlatego była tak cenna.

Łukasz Zboralski