Rozmowy i opinie
Jak Adamczyk z Weberem będą Szwecję pouczać. Czyli o nowym szkoleniu kierowców
Opublikowano
2 lata temu-
przez
luzSłyszałem, że szwedzka administracja drogowa zrobiła już testy na Covid i spakowała się na seminarium nad Wisłą. Zachodzą bowiem w głowę, jak można skrzywić ich sprawdzony pomysł na szkolenie kierowców i przekonywać ludzi, że to będzie dobrze działało? A właśnie to zamierza zafundować nam minister Andrzej Adamczyk
W Ministerstwie Infrastruktury powstał niedawno projekt – i już jest w rządowej obróbce, niestety – nowelizacji Ustawy o kierujących pojazdami. Firmuje go wiceminister Rafał Weber (no i chcąc nie chcąc sam minister Andrzej Adamczyk), choć zapisy te narodziły się nie w głowach kierownictwa, a w umysłach tych samych urzędników, którzy od lat „opiekują się” systemem szkolenia i egzaminowania kierowców. Dowodem tęgości tych umysłów niech będzie wczorajszy skandal – dodali do bazy pytań na prawo jazdy pytania z takimi błędami, że jeszcze wczoraj były w pośpiechu kasowane, a ludzie, którzy oblali egzaminy przez te bzdury, będą mogli je ponownie zdawać.
Szkolenie po szwedzku…
W tej nowej ustawie urzędnicy zaplanowali totalne kuriozum i przekręcenie myśli szkoleniowej, którą Szwedzi wdrożyli lata temu. Już tłumaczę. Skandynawowie dawno temu uznali, że może młodych kierowców w praktyce trzeba lepiej szkolić. No i zaplanowali, że każdy młody kierowca przechodził będzie dodatkowy kurs BRD. Także w praktyce. Ludzie więc uczyli się wychodzić z poślizgów w ośrodkach doskonalenia techniki jazdy i takie tam.
Po jakimś czasie Szwedzi odkryli, że to działa źle. Młodzi ludzie uznawali, że po takich szkoleniach potrafią sobie poradzić w trudnych sytuacjach na drogach i ryzykowali. Polscy urzędnicy w tym momencie utrzymywaliby, że to wspaniała zmiana i doskonały pomysł, tylko ludzie k…wy (jak to miał mówić Piłsudski). Szwedzi jednak z innej są gliny. Uznali, że jak coś działa źle, to trzeba to jeszcze raz przemyśleć.
Tak doszli do najlepszego obecnie systemu. Wysyłają świeżych kierowców na kurs BRD – teoretyczny i praktyczny. Jest on krótki. Nadal ludzie jeżdżą w poślizgu itd., ale tylko po to, by zobaczyć, jak łatwo w niego wpaść. To im daje do myślenia. Widzą, że lepiej nie wpadać w poślizg, bo to naprawdę groźna sytuacja. Efekt? Przestraszenie ludzi, pokazanie im na żywo czym kończy się nadmierne ryzyko, wpływa na spokojniejszą jazdę młodych kierowców.
…i szkolenie według Webera i Adamczyka. Może i głupio, ale przynajmniej tanio!
W Polsce jak to w Polsce. Wiele lat o tym gadano. Były konferencje, narady, ciastka i kawa. Jednak udało się i dekadę temu zaplanowano, że kierowcy i u nas po zdaniu egzaminu będą musieli odbywać taki dodatkowy kurs w ciągu dwóch lat. Kosztować miał 300 zł.
Z tym, że tak jak z mandatami i z wieloma innymi rzeczami – w skrytości serca politycy obawiali się obruszenia suwerena, który to woli jednak, żeby jego dzieciak rozbił się wracając z dyski na drzewie niż by miał mu dać jeszcze 300 zł na dodatkowy kurs (co jest oczywiście wyłącznie imaginacją polityków, ludzie już dawno nie są tak głupi, jak politycy). Dlatego wprowadzenie tego obowiązkowego kursu – i kilku innych rzeczy – powiązano z przyszłym systemem CEPIK 2.0. A nowa centralna ewidencja pojazdów i kierowców jak nie mogła powstać tak nie powstaje i nic tu nie dała dymisja ówczesnej minister Streżyńskiej, która to podobno temu nie mogła podołać. Ewidencji nie ma, a jak jej nie ma, to i nowego obowiązkowego systemu szkolenia dla kierowców nie ma. I przestańcie dopytywać, kto za to odpowie teraz jak nie Streżyńska, bo kociej mordy dostaniecie.
W resorcie Adamczyka tęgie mózgi zasiadły jednak nad tym tematem. I wymyśliły. Nie zobowiążemy młodych do szkolenia, bo by musieli płacić i się wkurzą, tylko zmusimy do takiego szkolenia wyłącznie tych młodych, których już policja przyłapie na łamaniu prawa i ryzykowaniu na drodze!
Już w wyobraźni widzę, jak ten koncept przestawiają znani mi urzędnicy, a minister Adamczyk promienieje z radości, że to super, to super! No przecież jak będą z kurs musieli płacić ci źli, złapani przez policję, to nikt już się nie obruszy. I brawo, panowie, proszę procedować, ministrze Weber, pan będzie twarzą…
Czy rozumiecie, co oni tam naprawdę napisali w tej nowelizacji? Że zamiast szkolić świeżych kierowców po to, aby na drogach nie ryzykowali i mieli większe pojęcie o niebezpieczeństwach, to będą ich karać (sic!) takim kursem-nauką, gdy ci młodzi już wpadną w problemy. Czyli gdy już dowiodą, że ewidentnie nie radzą sobie na drodze i np. za dużo ryzykują. Może i się więc najpierw zabiją, ale przecież minister Weber – jak cudem przeżyją – ma już dla nich odpowiednie szkolonko…
Gdybym opowiedział to jakiemuś Larsowi z Trafikverket, to on by tam samo na mnie wytrzeszczał oczy w zdziwieniu, jak szwajcarski policjant, któremu relacjonowałem, jak polska drogówka używa do piętnowania pieszych obrazka z chłopcem przy przejściu dla pieszych ubranym w ciemny płaszczyk. W Szwecji nie byliby w stanie wpaść na taki idiotyzm, więc jak mieliby go zrozumieć? Oni tam naprawdę pracują nad tym, żeby ludzie się na drogach nie zabijali…
Nowa nadzieja
Żeby nie kończyć tak pesymistycznie, to żywię pewną nadzieję na to, że pomysł Adamczyka i Webera nie wejdzie w życie. Mówicie, że to płonna nadzieja?
Zaraz, a pamiętacie, co w 2019 r. w sprawie pierwszeństwa pieszych oficjalnie wypisywał wiceminister Weber? Wówczas, gdy petycję w Sejmie złożył w tej sprawie Janusz Wojciechowski (obecnie unijny komisarz ds. rolnictwa), wiceminister infrastruktury z całą mocą urzędową dowodził, że pieszy właściwie już ma pierwszeństwo przed wejściem na pasy w Polsce, więc żadna zmiana w tym zakresie potrzebna nie jest.
„Oznacza to, że kierujący pojazdem zbliżając się do przejścia dla pieszych, z jednej strony powinien skoncentrować się na obserwacji przejścia dla pieszych i jego otoczenia oraz zachowania pieszych, z drugiej zaś — przede wszystkim zmniejszyć prędkość, a nawet zatrzymać się, nie tylko jeżeli pieszy znajduje się na przejściu, lecz także wówczas, gdy z zachowania pieszego wynika, że może on wejść na to przejście. Takiego postępowania należy także oczekiwać od kierującego pojazdem, jeżeli ze względu na warunki ruchu, zwłaszcza ze względu na obecność innych pojazdów, nie widzi on całego przejścia dla pieszych” – pisał wówczas Rafał Weber.
Rok później, gdy premier Mateusz Morawiecki nakazał ministrowi Adamczykowi przerwać bezczynność i miganie się w tej sprawie, ten sam Rafał Weber dowodził wszędzie, w Sejmie także, że zmiana prawa w sprawie pieszych jest jednak konieczna, niezbędna i dobra.
„Wprowadzimy pierwszeństwo dla pieszych już w momencie wejścia na przejście dla pieszych. Kiedy pieszy będzie oczekiwał, będzie wyrażał zamiar wejścia na przejście dla pieszych, będzie stał w strefie przejścia dla pieszych, to już wtedy będzie miał pierwszeństwo” – mówił Weber w Sejmie w styczniu 2020 r.
Pozostaje mieć nadzieję, że minister Weber znów radykalnie zmieni zdanie i tym razem zamiast przekonywać, że nowelizacja Ustawy o kierujących pojazdami poprawi system szkolenia i egzaminowania kierowców, przyzna, iż takie zapisy nie były jednak dobrym pomysłem.
Tylko, czy premier Morawiecki będzie miał czas i w tej sprawie tupnąć nogą? I czy bez nacisków premiera samo ministerstwo jest w stanie się ocknąć?
Łukasz Zboralski
Artykuły, które mogą Cię zainteresować
WESPRZYJ NASZĄ PRACĘ

Kierowca w Warszawie wykonał manewr PIT. Choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy

„K**wa!, przepisy j***ne!”. Piesi nieprzechodzący denerwują kierowców

Kierowca nie zauważył pieszego. Ty też go nie zobaczysz. Dlaczego?

Książka Sobiesława Zasady zepsuła kierowców w Polsce. Dziś powinni się jej wystrzegać

Pieszy miał kamizelkę odblaskową, a kierowca ciężarówki i tak mu nie ustąpił na przejściu
