Potrzebne jest drastyczne zwiększenie wysokości mandatów za zbyt szybką jazdę – nawet kilkakrotną. Tak zrobili Słowacy i w ciągu jednego roku znaleźli się z komunikacyjnej Azji w Europie. Potrzebna jest jeszcze jedna zmiana – bezwzględne pierwszeństwo pieszych na przejściu i automatyczna wina kierowcy, który na przejściu dla pieszych skrzywdził przechodzącego przez niego człowieka

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne
Brałem udział w V Krakowskiej Konferencji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Optymizmem nie wiało. Mimo, że w ubiegłym roku zginęło dwieście osób mniej niż rok wcześniej. Niestety w styczniu zginęło kilkadziesiąt osób więcej niż poprzedniego stycznia, więc to bardziej był przypadek niż efekt systemowych działań. Choć nieznacznie spada ilość śmiertelnych potrąceń pieszych, to zwiększa się ilość śmiertelnych potrąceń na przejściach dla pieszych. Jesteśmy pod względem bezpieczeństwa ruchu drogowego trzecim światem.
Było mi autentycznie przykro słuchając wystąpień. Doskonalimy metody statystyczne liczenia wypadków. Montujemy bariery na autostradach, które nie są w stanie ratować ludzi jadących z prędkością na jaką pozwolili im politycy. Poziom olewania przepisów przez kierujących jest coraz wyższy. Ulice są polem walki przerośniętych egoizmów. Co cwańsi bawią się w yanosiki. A mandat pięćsetzłotowy obchodzi 23 urodziny. I żadnej nadziei na zmianę na horyzoncie.
Perspektywa znalezienia się wśród osiemdziesięciu ofiar wypadków komunikacyjnych spośród miliona osób chyba nie robi na nikim wrażenia.
Łukasza Franka, dyrektora krakowskiego Zarządu Infrastruktury Komunikacyjnej i Transportu nie było pierwszego dnia konferencji na sali. Więc słuchałem z jego ust tego, co powiedziałem dzień wcześniej. Ludzi zabija źle zaprojektowana infrastruktura, nadmiar samochodów, fatalna urbanistyka miast. I że polskim kierowcom potrzebna jest terapia wstrząsowa. W moich słowach – szarpnięcie za cugle. Dyrektor Franek ma doświadczenia z dużego miasta, ja z miasta średniej wielkości. Ale są identyczne. I ten sam wniosek – obojętnie ile znaków postawimy, i jak obkleimy odblaskami infrastrukturę i ludzi, to bez zmiany zachowania kierowców nie zmieni się nic. Będziemy trzecim światem. Drogową Azją.
No chyba, że demokratycznie godzimy się ze śmiercią dwóch tysięcy ludzi z trzech tysięcy jakie giną na drogach. Samo się nie zmieni. Zrównanie dozwolonej prędkości w obszarze zabudowanym z 60 do 50 km/h to i kaski dla dzieci na rowerach to pudrowanie pryszcza.
Uważam, że potrzebne jest szarpnięcie za uzdę i wstrząśnięcie kierowcami – potrzebne jest drastyczne zwiększenie wysokości mandatów za zbyt szybką jazdę – nawet kilkakrotną. To naprawdę musi boleć i działać na wyobraźnię. Tak jak zrobili to Słowacy w 2007 roku, dzięki czemu w ciągu jednego roku znaleźli się z komunikacyjnej Azji w Europie.
Potrzebna jest jeszcze jedna zmiana – taka jaką wprowadzili Francuzi w 2011 roku – bezwzględne pierwszeństwo pieszych na przejściu i automatyczna wina kierowcy, który na przejściu dla pieszych skrzywdził przechodzącego przez niego człowieka.
Nie doceniamy znaczenia psychologii – polscy kierowcy nie uważają pieszego za ruch drogowy. Według niego pieszy to intruz na drodze który najlepiej, żeby sam zadbał o swoje bezpieczeństwo. Bo Pan autem jedzie. Odblaski i kręcąca się głowa jak na sprężynce. W prawo, w lewo, w prawo, w lewo… Jak się pcha na jezdnię, to przecież zawsze można się wybronić, że wtargnął. Dlatego lepiej dla wszystkich by od razu zginał. Jak tego nie nagra żadna kamera to skąd będzie wiadomo, że nie wtargnął. Głupi pieszy. Sam wlazł pod koła.
Poczytajcie komentarze pod informacjami o potrąceniach na przejściach dla pieszych. Nie wymyśliłem tego.
Francuski przepis zmienił reguły gry. To kierujący śmiercionośnym narzędziem jest odpowiedzialny za jego użycie. A pieszy na przejściu jest święty. Efekt tych zmian był radykalny jak sam przepis. Francuscy kierowcy zaczęli uważać przy przejściach i zauważać pieszych, którzy wcześniej byli jakby przezroczyści. Czysta psychologia. Dokładnie ta sama, która sprawia, że polscy kierowcy na słowackich drogach zachowują się jak anioły.
Nie mam wielkiej nadziei, że polscy politycy zdecydują się na takie zmiany. Zachowują się w swoich pomysłach jak piraci drogowi piszący prawo dla piratów. W końcu mamy demokrację. Tylko szkoda, że okupioną trzema tysiącami śmierci rocznie.
Czy to co napisałem to szkodliwy ekstremizm? Lewacki pomysł, który można było zrealizować we Francji czy Finlandii? Nie. To jest efekt mojej indywidualnej niezgody na zabijanie ludzi na przejściach dla pieszych. To jeden z elementów wizji życia w bezpiecznej rzeczywistości. Element układanki która skłania dwa miliony młodych Polaków do tego, żeby tu nie wracać. A tych co zostali, żeby nie mieć dzieci, a te które mają do wożenia wszędzie samochodem. Bo szkoda życia.
Tomasz Tosza
Autor jest zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie – w mieście, które konsekwentnie budowało bezpieczną infrastrukturę i w 2017 r. osiągnęło cel Wizji Zero: zero ofiar śmiertelnych wypadków drogowych