Connect with us

Rozmowy i opinie

Tomasz Tosza, MZDiM Jaworzno: To schody są złe

Czy podziemne przejścia dla pieszych są złym rozwiązaniem w każdej sytuacji?

Opublikowano

-

Czy podziemne przejścia dla pieszych są złym rozwiązaniem w każdej sytuacji?

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne

Trudno nie lubić takich poranków jak 5 maja 2005 roku. Świeża trawa, ciepłe słońce, jedynie czasem przechodzące gdzieś odświeżające przelotne deszcze… W moim mieście jeszcze drogi były po staremu. Tak jak je za Gierka wymyślono i zbudowano. Przejazd międzynarodową E22a przez centrum był udręką – jedna jezdnia wiła się w gęstej zabudowie, dlatego z ulgą wjechałem w niedokończoną od dwóch dekad dwupasmówkę (która na szczęście nigdy nie przeorała i nie przeorze centrum na pół). Przede mną jedynie podwójna sygnalizacja świetlna na przejściach dla pieszych na Leopoldzie i można pruć.

Nie zdążyłem. Zielone zgasło, żółte, czerwone. Prrr… Piesi niespiesznie pokonywali dwie jezdnie. I wtedy usłyszałem charakterystyczny szorowanie zablokowanych opon na mokrym asfalcie. I bum, gniecione blachy, łamane plastiki. Nie naciskałem jakoś szczególnie mocno hamulca więc samochód, który władował mi się w kufer wepchnął mnie w auto stojące przede mną. Moje auto w ułamku sekundy stało się wsadem do kanapki. Zakląłem szpetnie. Urok poranka prysł, gdy rozmasowywałem kark.

Tę mapę ze Studium Komunikacyjnego znałem na pamięć – zestawione z całej dekady miejsca kolizji, wypadków, rannych i ofiar śmiertelnych. Sieć dróg pokryta żółtymi, pomarańczowymi, czerwonymi i czarnymi punkcikami. Były miejsca gdzie ledwo się mieściły i inżynier transportu umieszczał je w okienkach o pomniejszonej skali. Oglądałem swoje o metr krótsze auto w jednym z takich właśnie miejsc. Dobrze, że nikomu nic się nie stało. Będę kolejną żółtą kropką.

Kilka dni wcześniej nad tą samą mapą debatowaliśmy z projektantami przebudowy tego odcinka. Nie, żebym szczególnie się sprzeciwiał pomysłowi budowania w tym miejscu przejścia podziemnego. Mapa wystarczająco działała na wyobraźnię. Zwłaszcza czarne kropki z opisami. Śmiertelne potrącenie prawidłowo przechodzącego przez przejście, śmierć pieszego, który wtargnął na jezdnię na czerwonym świetle, dwie osoby zabite podczas przechodzenia przez jezdnie na zielonym świetle… Sam osobiście przejeżdżając tam kiedyś widziałem ciało pakowane do czarnego worka.

Dopiero za trzy lata dr. Jacek Wesołowski wyda „Miasto w ruchu” a za cztery lata pojawi się polskie wydanie, „Życia między budynkami” prof. Jana Gehla. Mimo tego wiedziałem, że dla miast przejścia podziemne są złe. Ale czy w każdej sytuacji?

Każdy stopień dla pieszego to jak dodatkowe 2,7 m w poziomie. Czyli przejście przez podziemne przejście to ekwiwalent ponad stu metrów do pokonania. Dodatkowo. Z kładką jest jeszcze gorzej, bo do pokonania jest dwa razy więcej schodów – dwieście metrów. W imię czego? Przepustowości? Możliwości zapier…ania, czyli tego co kierowcy nazywają „szybkoalebezpiecznie”? Byłem wrogiem miejskich przejść podziemnych i kładek. Ale kiedy inżynierowie się upierali, a na poparcie pokazywali kolorowe ziarenka punktów w tym konkretnym miejscu nie wykazałem swej urzędniczej wyższości mówiąc – tak ma być, my płacimy za projekt. Poprosiłem by zaproponowali lokalizację i rozwiązania takie, by ten tunel, jeśli już musi być, był maksymalnie wygodny. I wykończony kamieniem, żaden surowy beton, zadaszony i super oświetlony. I przesunęliśmy przystanki autobusowe tak, by były bliżej wejść do tunelu niż kiedyś były przejścia w poziomie jezdni.

Kilka lat później nie usłyszałem żadnego złego głosu ze strony żadnego mieszkańca Leopoldu, kiedy tunel już działał. Słyszałem co innego – Panie, nareszcie, bo strach było przechodzić nawet jak się zielone paliło…
Cieszyły się panie emerytki, ze ich migającym światłem sygnalizacja nie poganiała, cieszyli się rodzice dzieci, które chodziły tamtędy do szkoły. Cieszyli się klienci nocnego sklepu z alkoholem, bo im ciężko było rozróżnić czerwone od zielonego. I kupcy z targowiska, bo tunel i przystanki do ich biznesów się zbliżyły. Cieszyli się też ratownicy medyczni, bo od powstania tunelu nie musieli pakować do worków żadnych zwłok. I strażacy, bo już nie trzeba wycinać rannych zakleszczonych w karoserii…

Ja, wiem… dopiero za trzy lata ukaże się „Miasto w ruchu” ale nawet gdy się ukazało to nikt w moim mieście na ten tunel nie powiedział złego słowa. Zwłaszcza, że i bez tej lektury – jeszcze się nie ukazała – rozebraliśmy tunel w centrum miasta i zamurowaliśmy tunel na największym osiedlu mieszkaniowym budując jednocześnie na szerokiej jezdni wyspy i zawężając światło ulicy tak, że ledwo autobusy się mieszczą.

Do dzisiaj wielu ludzi wypomina rozbiórkę tunelu w absolutnie ścisłym centrum miasta. Można by ich zbyć tym, że się nie znają, nie czytali Gehla ani Wesołowskiego. Jak już ci się ukazali. Ale ja tłumaczę to tak, że za mało bywali w świecie, albo jeszcze młodzi nie wrócili z Zachodu i tamtejszych wzorców kulturowych nie przekazali rówieśnikom. Trzeba spokojnie poczekać. Ziemkiewiczyzna to intelektualny wybryk natury.

Na DK79 zbudowaliśmy w Jaworznie dwie kładki – ale tylko dlatego, że udało się wpisać w nie pochylnie tak, że są jak naturalny chodnik, tylko nieco pod górkę. A schody są tylko jedne. I jeszcze jeden tunel, który tak naprawdę jest dwupoziomowym skrzyżowaniem chodnika z dwupasmówka, bo z jednej strony schodów nie ma wcale, a z drugiej jest kilka.

Potem okazało się, że w tunelach i kładkach nie ma niczego złego pod warunkiem, że nie ma do nich schodów (ani wind). To schody są złe a nie krzyżowanie chodników czy dróg dla rowerów z drogami w dwóch poziomach.

Przełom dekady to był okres kiedy zrealizowaliśmy większość zaprojektowanych na podstawie Studium Komunikacyjnego dróg. I rozwiązań, do których nie wtrącaliśmy się projektantom. Efekt – zaskakujący – liczba wypadków śmiertelnych spadła z kilkunastu do kilku rocznie. Pomimo tego, że wzrosła przeciętna prędkość a na ulicach zrobiło się luźniej. Czyli inżynieria drogowa to jednak nauka a nie ideologia?

Tomasz Tosza

Autor jest zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie – w mieście, które konsekwentnie budowało bezpieczną infrastrukturę i w 2017 r. osiągnęło cel Wizji Zero: zero ofiar śmiertelnych wypadków drogowych