Rozmowy i opinie
Turyści, których wożę po Polsce, są zszokowani tym, jak się tu jeździ. Po prostu się boją
Opublikowano
2 lata temu-
przez
luzOpiekuję się turystami, wożę ich samochodem. Uważam, że jeśli są na wakacjach, mają czuć luz, spokój i radość – również podczas przewożenia ich w jakieś miejsce. Są zdumieni. Bo najczęściej w Polsce wożeni są tak, że jadą z duszą na ramieniu. Często w ogóle odmawiają dalszej jazdy

To Edward – mój znak rozpoznawczy dla turystów, z którymi jestem umówiony Fot. Zły Kierowca
Kilka dni temu toczyła się na Twitterze krótka dyskusja o „sytuacji na polskich drogach”. Pojawiały się opinie, że „nie jest tak źle, jak się wydaje” i generalnie, że trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona – stąd taka opinia o nas samych – Polakach – jako kierowcach. Można przerzucać się liczbami ze statystyk polskich, niemieckich, norweskich, unijnych, pokazywać różnice, ale to zabawa „dla dorosłych” – trzeba się na statystyce znać trochę bardziej, niż „średnia” i „suma”, no i przeważnie kończy się taka próba pyskówką i udowadnianiem drugiej osobie głupoty. Dlatego ja opiszę kilka sytuacji całkowicie subiektywnych, które nie podlegają dyskusji, bo nie są to liczby, nie są to fakty do analiz. To tylko spostrzeżenia, zachowania i emocje ludzi kompletnie niezwiązanych z tematem szeroko pojętego ruchu drogowego i jego bezpieczeństwa – turystów, którzy byli moimi gośćmi w Krakowie.
Czym się zajmuję na co dzień? Opiekuję się turystami – to chyba najlepsze słowo, nawet w kontekście jazdy samochodem. Jestem geografem turystycznym, kierowcą – przedsiębiorcą transportowym z certyfikatem kompetencji zawodowych, posiadam licencję na przewóz osób. Organizuję i realizuję naszym gościom pobyt w Polsce.
Ma być o ruchu drogowym, więc nie będę tutaj robił wykładu z obsługi klienta, ale jedno muszę wyjaśnić – ja obsługuję gości, nie klientów. Na czym polega różnica? Klient to słowo dotyczące tylko biznesu – ktoś płaci, ktoś wymaga, ktoś realizuje, ktoś zarabia. Gość to słowo o zabarwieniu bardziej osobistym. Niuans, ale dla mnie bardzo ważny. Na tyle ważny, że moi goście traktowani są jak rodzina. Są na wakacjach i maja czuć luz, spokój i radość – również podczas przejazdów.
Ale wracając do głównego wątku – opiszę Wam kilka sytuacji pokazujących, jak postrzegany jest polski kierowca, polski ruch drogowy, przez zagranicznych turystów, jak sobie psujemy wizerunek jako naród.
Dlaczego goście z Australii mnie przytulili?
Najbardziej w pamięci zapisała mi się ta przygoda. Lato, środek sezonu turystycznego. Do Krakowa przylatuje siedmioosobowa rodzina z Australii. Kilka dni, standardowy pakiet zwiedzania – Oświęcim, Wieliczka, spływ Dunajcem, park rozrywki w Zatorze itp. Od samego lotniska jeździł z nimi mój kolega po fachu. Był to czas, kiedy o wejściówki do Auschwitz było ciężko – wielu chętnych. Udało się więc je zdobyć dopiero na ostatni dzień ich pobytu, więc po zwiedzaniu prosto na lotnisko. Koledze padło auto, dzwoni do mnie – Oświęcim na już! Jedziesz?
Podjeżdżam pod adres, schodzi dwóch mężczyzn koło 50-ki. Mówię, że dziś ja będę z nimi jeździł. Oni miny od początku mieli nietęgie. Niektórzy takie mają przed zwiedzaniem Auschwitz. Chwilę później zeszła reszta rodziny – dwie kobiety i troje nastolatków. Zawsze pytam, czy wszyscy gotowi, czy możemy jechać. Jakoś bez przekonania odpowiedzieli: – jedziemy. Dziwnie jest. Ciągle miny takie same, czuję ich wzrok na sobie, ale siedzę cichutko, nie zagaduję, tylko podpytuję czy może za chłodno, może pić chcą, bo mam lodówkę w aucie. Nie, nic, oni są „fine”. Dojeżdżamy do Auschwitz, prowadzę ich do miejsca spotkania z przewodnikiem, umawiamy się na powrót. Już jakby weselsi. Dziwne, ale wtedy nie szukałem przyczyn tej sytuacji.
Wracamy. Ekipa o wiele już sympatyczniejsza, podpytują mnie o to i tamto, dzielą się wrażeniami. Pod koniec nawet zasnęli. Dojeżdżamy na lotnisko, wypakowuję ich bagaże, ładnie się żegnam i dziękuję za „wycieczkę” (w cudzysłowie, bo wyjazdów do Auschwitz tak nie nazywam, nie pasuje mi to słowo). Jedna z pań mnie przytula, po czym jeden z panów bierze na bok. Wtedy wszystko się wyjaśniło.
Oni się bali jazdy. Pierwszego dnia jechali z Balic do apartamentu 15 minut, bo kierowcy się spieszyło po kolejnych Gości. Już wtedy byli przerażeni. Kto zna ul. Królowej Jadwigi, to wie, że jazda tam 70-80 km/h, do tego vanem, jest ciężkim przeżyciem. Kolejne dni były podobne. Mężczyzna powiedział, że oni jeszcze do ostatniej chwili się wahali, czy nie odpuścić Auschwitz i nie pojechać prosto na lotnisko – które jest po drodze z Krakowa do Oświęcimia. Nie chcieli się bać, ryzykować. Podziękował z wyraźnym przejęciem, za to, jak jechałem i że był to miły akcent na koniec ich pobytu. Dostałem €100 z wyraźnym zastrzeżeniem, że to tylko dla mnie, mam nic nie dawać poprzedniemu kierowcy. Poprosił o wizytówki, żeby jego znajomi jeździli ewentualnie tylko ze mną 🙂 Odlecieli do… Norwegii. 3h później się przekonają czym jest cywilizacja na drodze.
Podobna sytuacja – też przejąłem grupkę po innym kierowcy, też Australijczycy. Tym razem Zakopane z przewodniczką z biura podróży. W powrotnej drodze, podczas postoju, podchodzi do mnie jeden z gości i takim konspiracyjnym tonem, szeptem – prosi o rozmowę i dyskrecję.
– Jasne, o co chodzi?
– Bo my już nie chcemy jeździć z twoim kolegą. Załatw to jakoś dyskretnie, żeby on się nie dowiedział. On jeździ jak szalony. Zrób coś, żebyśmy jeździli z tobą. Tu niestety pomóc nie mogłem, miałem swoje zlecenia na kolejne dni, ale „kolega” dowiedział się, że dobrej opinii raczej na „tripedwajzorze” raczej nie dostanie. Napiwku też nie.
„Pytanie mam do pana”
Bywało też śmiesznie, choć „przez łzy”. Kanadyjczycy – para starszych osób, pierwszy raz w Polsce, która jest kolejnym etapem ich podróży po Europie. Jedziemy z lotniska do hotelu. Widzę, że ciekawi świata za oknem, więc opowiadam – klasztor na Bielanach, klasztor w Tyńcu, ta duża rzeka to Wisła, a ten piękny budynek po lewej, to wodociągi z czasów zaboru austriackiego. Wjeżdżamy do centrum: Błonia, stadiony Wisły i Cracovii, wieża Kościoła Mariackiego widoczna z daleka, Muzeum Narodowe, Collegium Novum, zatrzymujemy się przed Radissonem, w tle piękny Wawel na końcu ul. Straszewskiego. Wysiadamy.
– Pytanie mam do pana.
Myślę sobie –za dużo powiedziałem, pewnie zapyta mnie o jakieś daty albo szczegóły z architektury, no ale biorę pytanie na klatę:
– Słucham, śmiało, proszę pytać.
– Dlaczego u was auta stoją na chodnikach?
Na to nie byłem gotowy.
Wczorajszy kierowca
Innego dnia przyjeżdżam po grupkę młodych hiszpańskojęzycznych gości, którzy dzień wcześniej przylecieli do Balic. Witam się z nimi, pytam czy to oni są moją grupką na dziś. Oni jakoś dziwnie mi się przyglądają i pytają czy się dobrze czuję. Mówię, że tak, że wszystko w porządku. Jedziemy. Kilka kilometrów dalej wyjaśniło się skąd to pytanie – ich wczorajszy kierowca zasnął na światłach w środku dnia. Wczorajszy…
Szwedzi. Rodzina czteroosobowa. Mężczyzna siada obok mnie z telefonem w ręce – nic dziwnego w obecnych czasach. Kobieta siada za nami, a dzieci idą do trzeciego rzędu. Jakby się bały – pomyślałem.
Jedziemy do Oświęcimia przez Liszki, Alwernię. W niektórych miasteczkach zrobiono podwyższenie limitu prędkości do 70 km/h, jednak nie wszystkie mapy o tym wiedzą, więc telefon pokazuje 50, a faktycznie można 70. Tyle też jechałem. Na koniec dnia dowiedziałem się, że „pan to i tak limity to tak delikatnie łamał, bo ten wczoraj, to wariat” – a była to tylko trasa z lotniska do hotelu!
Są też sytuacje, kiedy Goście nie śledzą przepisów, nie sprawdzają tras. Znów przejmuję grupkę – Amerykanie, duża (pod każdym względem) rodzina. Hotel Senacki, ulica Grodzka – całkowity zakaz ruchu. Zatrzymuję się więc na Poselskiej – najbliższej, gdzie mogę wjechać. Idę po gości, dostaję opieprz na dzień dobry:
– Bo pana kolega jak nas przywoził kilka dni temu z lotniska, to wjechał pod samo wejście!
I tłumacz teraz, że masz kolegę olewającego podstawowe znaki drogowe…
Kilka minut później kolejny ochrzan:
– Do Warszawy tak długo? Pana kolega mówił, że 3 godzinki.
A ja powiedziałem 4, może 4:30 (wtedy jeszcze nie było S7 koło Skarżyska-Kamiennej). No i tłumacz teraz, że koledzy olewają wszelkie przepisy na „siódemce”, że 120 to max na S7, że ta dwupasmówka koło Grójca to nie autostrada, że jednak warto dać kierowcy ten kwadrans odpoczynku na tej niekrótkiej i stresującej trasie. Tłumacz, że wszyscy razem ważymy 3 tony, co nie wszyscy (nikt?) biorą pod uwagę dobierając styl jazdy. Chociaż mam wrażenie, że niektórzy nic nie dobierają, po prostu mają jeden styl – zap…
Odmówili dalszej jazdy z kierowcą jadącym niebezpiecznie
Była też bardzo nieprzyjemna sytuacja, kiedy cały autobus brytyjskich turystów odmówił powrotu do Krakowa z Oświęcimia z kierowcą, który ich tam przywiózł. Dlaczego? Bo „całą drogę wyprzedzał i jechał bardzo szybko.” Mało tego – robił to kompletnie bez sensu, bo zapasu było co najmniej godzinę. Ostatecznie przewoźnik musiał przywieźć innego kierowcę – Goście byli wyjątkowo uparci w swoim postanowieniu.
A na koniec jeszcze jeden fakt – może będzie wyglądało, że się chwalę, jednak chodzi mi tylko o to, żeby pokazać, że goście – turyści, bardzo zwracają uwagę na to jak są wożeni. Skąd wiem? Od jednego z kolegów, który w biurze podróży odpowiada za kontakty z gośćmi – mówi, że jest bardzo dużo pochwał na moją JAZDĘ! Nie chwalą auta, nie chwalą punktualności, tego, że mają zawsze butelkę wody, że jest czysto, że mam dla każdego parasol, że odpowiadam na pytania. Podejrzewam jednak, że jest tak właśnie dzięki tym „innym”, którzy na pochwałę nie zasługują.
Ci ludzie potem wracają do siebie i opowiadają znajomym o tym, co widzieli, co przeżyli. I taka reklama jest zdecydowanie skuteczniejsza, niż jakiekolwiek „sponsorowane” posty na Facebooku czy Instagramie.
Żeby nie było, że chcę się reklamować – pozostanę anonimowy. Pozdrawiam.
Zły Kierowca
WESPRZYJ NASZĄ PRACĘ

Nagrał kierowcę, bo zajechał mu drogę. Zaraz… ale ile on jechał?!

Zamiast ustąpić pieszemu, przyspieszał. W sieci publikuje film i twierdzi, że nagrał „wtargnięcie”

Nieustępowanie pieszemu? Nadgorliwi policjanci z Katowic przegrali sprawę w sądzie

Jak uzbierać mandatów na 35 650 zł? Ten mistrz z Pasłęka pokazał

Co złego zrobili ci rowerzyści na drodze? Prawie wszystko
