Connect with us

Rozmowy i opinie

Wiesław Migdałek: Odpowiedzialność, czyli – dlaczego obowiązek stoi przed prawem o ruchu drogowym

Opublikowano

-

Wielu wypadków i kolizji można by uniknąć, gdyby na drodze nie tylko egzekwować swoje „prawo”, ale też myśleć o obowiązku, który przede wszystkim każe uniknąć doprowadzenia do nieszczęścia

Wiesław Migdałek, fot. arch. autora

Wiesław Migdałek, fot. arch. autora

Dzięki monitoringowi ulic, kamerkom zainstalowanym w samochodach i Internetowi mamy dziś możliwość błyskawicznego obejrzenia, jaki przebieg miało zdarzenie drogowe. Chętnie dokonujemy jego oceny, dzielimy się uwagami, spieramy na Facebooku, również na fanpage brd24.pl. Te dyskusje są bardzo ważne, bo pokazują nie tylko stan naszej wiedzy o prawie o ruchu drogowym, ale też to, na czym opieramy naszą argumentację/uzasadnienie.

W komentarzach na temat zdarzeń drogowych (o winie, sprawcy, poszkodowanym) zdecydowanie silniejszy akcent przykłada się do praw – zawzięcie dyskutuje się o tym, kto jakie miał prawo i do czego, a kto nie i dlaczego. Zdecydowanie rzadziej wspomina się o niedopełnieniu obowiązków uczestników ruchu drogowego. Skoro w taki sposób oceniamy to, co widzimy na filmach, to teza, że również tak się zachowujemy na drodze – jest jak najbardziej uprawniona. Można więc zakładać, że na drodze widzimy same prawa (nasze), a obowiązki traktujemy tak, jakby to była tylko dobra wola, albo lekceważymy je kompletnie. Niestety, podejście typu: „bo ja mam prawo… a po mnie choćby potop” jest wyjątkowo głupie, kiedy w grę wchodzi życie i zdrowie.

Najpierw obowiązki, potem prawa

Zasady ogólne zapisane w rozdziale I ustawy Prawo o ruchu drogowym nie są sformułowane w przypadkowej kolejności – wpierw obowiązki, potem prawa.

„Art. 3.1 Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga – szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.”

„Art. 4. Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania.”

Oddanie naszego prawa na rzecz innego uczestnika ruchu drogowego to często obowiązek, a nie tylko dobra wola (grzeczność i uprzejmość). Tymczasem jakże często słyszymy: „a nie ustąpię, niech baran nauczy się jeździć” (i po chwili bum – kolizja) albo „co z tego, że jedzie szybko, właśnie że sobie wejdę na zebrę, bo to on powinien zwolnić” (a on nie zwolnił, bo majstrował przy nawigacji i…). Przykłady można by mnożyć, niestety nikt nie jest nieomylny. Dlatego nie wolno nam wykorzystywać świadomie czyjeś słabości, błędu, cwaniactwa czy wręcz głupoty w doprowadzeniu do nieszczęścia. Wręcz przeciwnie, tu jest ten moment, gdzie można jeszcze przerwać ciąg niebezpiecznych zdarzeń – niejako oszukać przeznaczenie, los jest w naszych rękach. Jeśli zaniechamy naprawy czyjegoś błędu, zło się dopełni.

Unikać niebezpieczeństwa

W Niemczech policjant nakłada mandat na sprawcę zdarzenia, ale jednocześnie rozważa, czy druga strona mogła poprzez swoje zaniechanie przyczynić się do wypadku. Jeśli dojdzie do wniosku, że poszkodowany mógł podjąć stosowne działanie (np. ostrzec sygnałem dźwiękowym kierowcę stwarzającego zagrożenie, bezpiecznie zmieć pas ruchu na niekolizyjny, przesunąć swój pojazd w ciasnej uliczce, aby umożliwić bezpieczny przejazd innemu kierowcy itp.), a nie uczynił tego, również zostanie ukarany mandatem. U nas, takie podejście policjantów na miejscu zdarzenia nie jest standardem (z reguły postępowanie kończy się na ustaleniu sprawcy) – a szkoda. Za to w sądach poszkodowany nierzadko słyszy, że odszkodowanie będzie mniejsze, bo okoliczności wskazują, że gdyby dochował obowiązkowi zachowania ostrożności/szczególnej ostrożności lub gdyby nie zaniechał działania zapobiegającego, to do zdarzenia by nie doszło lub szkoda byłaby mniejsza. I dopiero wówczas dociera do poszkodowanego, że jednak był głupi, że nie było warto „na chama” pokazywać, kto miał pierwszeństwo lub wchodzić na zebrę bez upewnienia się, że można to zrobić bezpiecznie. I nie o pieniądze już chodzi, ale o tę niesprawną rękę czy nogę, pogruchotaną miednicę, nierzadko inwalidztwo do końca życia. Podjęliśmy nieodpowiedzialną decyzję, bo zapomnieliśmy o naszym obowiązku: unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa, czy też w obliczu zagrożenie podjąć takie działanie, by do zdarzenia drogowego nie doszło lub [jeśli nie można inaczej] jego skutki byłyby mniejsze.

Jeśli zatem nie sprawimy, aby w głowach kierujących i pieszych zapisało się trwale, że w pierwszej kolejności mamy obowiązki wobec innych użytkowników drogi oraz siebie, a dopiero w drugiej kolejności mamy prawa, to nie poprawimy bardzo smutnych statystyk.

Zdaję sobie sprawę, że moje apele o wolniejszą jazdę i ostrożniejsze wchodzenie na przejście dla pieszych będzie wołaniem na puszczy. Sami niestety prosimy się o zaostrzenie systemu penalizacji – co zapewne nastąpi, jak tylko zakończy się rok wyborczy. Mimo wszystko mam prośbę do egzaminatorów, wykładowców z OSK i instruktorów jazdy, abyście po zdanym egzaminie pożegnali świeżo upieczonego kierowcę słowami: „Pamiętaj, że odpowiedzialność na drodze to przede wszystkim obowiązki, a dopiero potem prawa – jeździj tak, byś drugiemu i sobie krzywdy nie zrobił”. Podając rękę na pożegnanie, taką właśnie ostatnią instrukcję przekazał mi mój wykładowca i instruktor z LOK-u 35 lat temu. Do tej pory chroni mnie skutecznie przed nieszczęściem na drodze i ufam, że tak będzie dalej.

Wiesław Migdałek