Kierowca ferrari, który miał już zatrzymane prawo jazdy za przekroczenie liczby punktów karnych, jechał prawie 220 km/h po drodze ekspresowej. Dwa lata trwało, zanim sąd go ukarał grzywną. Tacy kierowcy mieli wkrótce automatycznie tracić prawo jazdy na 3 miesiące – ale Ministerstwo Sprawiedliwości okroiło rządową nowelizację prawa
Ta sprawa kierowcy ferrari za jednym zamachem pokazuje, jak dramatycznie niskie są wysokości polskich mandatów drogowych, jak fatalnie i opieszale działa wymiar sprawiedliwości oraz kogo chroni minister Zbigniew Ziobro – bo to jego resort sprzeciwił się nowelizacji w sprawie odbierania prawa jazdy na 3 miesiące kierowcom jadącym za szybko o 50 km/h i więcej poza obszarem zabudowanym.
219 km/h po ekspresówce
Kierowca czerwonego ferrari został przyłapany przez zieleniogórską drogówkę, gdy w październiku 2018 r. szalał samochodem po drodze ekspresowej S3. Jak torpeda minął nieoznakowany radiowóz z wideorejestratorem. Gdy policjanci zbliżyli się na tyle, że mogli dokonać pomiaru, wideorejestrator wskazał 200 km/h. A zanim zatrzymali tego kierowcę, rozpędził się jeszcze bardziej – do 219 km/h.
Po zatrzymaniu funkcjonariusze skorzystali z prawa, które mają zawsze – i nie poprzestali na mandacie. Nałożyli 20 punktów karnych i sprawę kierowcy skierowali do sądu rejonowego. Przy okazji wyszło na jaw, że ten człowiek nie po raz pierwszy zagraża innym na drogach. Miał na koncie tak wiele wykroczeń, że jego prawo jazdy było zatrzymane.
Potem rozpoczęła się polska epopeja sądowa. Najpierw sprawę rozpoznawał Sąd Rejonowy w Świebodzinie – Wydział Zamiejscowy Karny w Sulechowie. Uznał kierowcę winnym popełnienia wykroczeń i ukarał go… karą zaledwie 1000 złotych grzywny oraz pokryciem kosztów postępowania sądowego. To śmiesznie niska kara. Choć można by rzec, że podwójna w porównaniu z mandatem, który mogli nałożyć policjanci (maksymalnie 500 zł za przekroczenie prędkości).
Kierowca się z wyrokiem nie zgodził i odwołał się do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. Po dwóch latach od przyłapania kierowcy przez policję zapadł wreszcie wyrok. 23 października 2020 roku sąd utrzymał w mocy orzeczenie niższej instancji i zasądził grzywnę w wysokości 5000 złotych oraz pokrycie kosztów postępowania sądowego.
Rząd miał mieć bat na takich kierowców, ale resort Ziobry go schował
Druzgocząco niskie mandaty, sądowa opieszałość, na to wszystko lekiem mogła być nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym, która w Sejmie czeka właśnie na drugie czytanie i głosowania (zaplanowano je w styczniu). Projekt Ministerstwa Infrastruktury zakładał m.in. automatyczne kary dla piratów drogowych jeżdżących skrajnie szybko poza obszarem zabudowanym. Mieli tracić prawo jazdy na 3 miesiące za przekroczenie prędkości o 50 km/h i więcej. Kierowca ferrari przekroczył prędkość o prawie 90 km/h.
Od początku jednak przeciwne temu zapisowi było Ministerstwo Sprawiedliwości. Już w międzyresortowych konsultacjach dało temu jasny wyraz.
Resortowi sprawiedliwości nie podobało się wprowadzenie możliwości odbierania prawa jazdy za przekraczanie prędkości o ponad 50 km/h także poza obszarem zabudowanym. Bo zdaniem ministra sprawiedliwości byłoby to… niesprawiedliwe.
„Rozwiązanie takie wskazuje bowiem na dość dużą dysproporcję pomiędzy przekroczeniem prędkości na obszarze zabudowanym oraz poza tym obszarem, w korelacji do prędkości dopuszczalnej” – czytamy w piśmie z uwagami do nowelizacji podpisanym przez wiceministra Marcina Warchoła. Resort podkreślał, że do zabrania prawa jazdy w obszarze zabudowanym dochodziłoby „w sytuacji przekroczenia dwukrotności prędkości dopuszczalnej, a zatem 100 km/h, tj. o ponad 100%. Natomiast przekroczenie o więcej niż 50 km/h dopuszczalnej prędkości na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36 proc. i niespełna 42 proc.”.
Ministerstwo Ziobry zaproponowało zmianę, która unicestwiała w zasadzie taki model kar – czyli, żeby poza obszarem zabudowanym odbierać prawo jazdy na 3 miesiące także tylko tym, którzy o 100 proc. przekroczą dopuszczalną prędkość. Dotyczyło to by więc na drogach krajowych jadących co najmniej 180 km/h, na ekspresówkach – co najmniej 260 km/h, a na autostradach – co najmniej 280 km/h.
Ostatecznie w wersji przyjętej przez rząd zapis o odbieraniu prawa jazdy poza obszarem zabudowanym za skrajne przekroczenia prędkości zniknął w ogóle. Według nieoficjalnych informacji brd24.pl doprowadziło do tego właśnie Ministerstwo Sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro w tej sprawie okazał się mocniejszy niż premier Mateusz Morawiecki.
luz