Connect with us

Społeczeństwo

Dwa resorty proponowały, by nie odbierać prawa jazdy za przekroczenie o 50 km/h na drogach szybkiego ruchu

Opublikowano

-

Ministerstwo Sprawiedliwości zgłosiło uwagi do projektu w sprawie pierwszeństwa na przejściach. Chciało, by z odbierania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h wyłączyć autostrady i drogi ekspresowe. Prosił o to też minister cyfryzacji Marek Zagórski. Te uwagi odrzucono

Nielegalne "wyścigi" stwarzają ogromne niebezpieczeństwo dla mieszkańców Fot. CC0

Polskie autostrady należą do najniebezpieczniejszych w Europie w przeliczeniu liczby wypadków śmiertelnych na liczbę pojazdów i przejechanych przez nie kilometrów (raport ETSC) Fot. CC0

Urzędnicy resortu sprawiedliwości zgłosili uwagi do najważniejszego od lat projektu dotyczącego bezpieczeństwa na drogach – chodzi o projekt, który nakaże kierowcom ustępować pieszym nie tylko będącym na przejściu, ale też dopiero na nie wkraczającym. W tej nowelizacji rozszerzone zostanie też odbieranie prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 50 km/h lub więcej na wszystkie drogi (dziś takie surowe restrykcje dotyczą jedynie obszarów zabudowanych). I właśnie ta zmiana wzbudziła wątpliwości urzędników w ministerstwie Zbigniewa Ziobry.

Bez utraty uprawnień do 280 km/h na autostradach?

Urzędnicy resortu sprawiedliwości wskazali, że sankcja związana z zatrzymywaniem uprawnień spotyka kierowców w obszarze zabudowanym, gdy przekroczą dopuszczalna prędkość podwójnie, o 100 procent. Wyliczyli, że takie samo przekroczenie o 50 km/h na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36 proc. i niespełna 42 proc. Uznali więc, że lepiej byłoby, gdyby te procenty wyrównać i karać wszędzie za dwukrotne przekraczanie dopuszczalnej prędkości.

„Bynajmniej nie aprobując brawury na drogach szybkiego ruchu, należy zwrócić uwagę, że każde przekroczenie prędkości stanowi podlegające karze wykroczenie, a przewidziana w art. 135 ust. 1 pkt la lit. a Prawa o ruchu drogowym administracyjna sankcja w postaci zatrzymania prawa jazdy pomyślana została jako odpowiedź na najbardziej jaskrawe tego typu przekroczenia, i to dokonywane w obszarze zabudowanym. Tym samym rozszerzając stosowanie wspomnianej sankcji administracyjnej na przypadki przekraczania prędkości poza obszarem zabudowanym należałoby zniwelować wykazaną już dysproporcję pomiędzy przekroczeniem, a prędkością dopuszczalną tak, aby objąć nią tylko te najbardziej drastyczne przekroczenia i przyjąć ją w każdym przypadku ponad dwukrotnego przekroczenia prędkości dopuszczalnej” – napisali urzędnicy w piśmie podpisanym przez wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła.

Czym by to skutkowało? Tym, że na autostradzie bez obawy o automatyczną utratę prawa jazdy można by jechać do 280 km/h, a na drodze ekspresowej do 240 km/h.

Bo znaki źle stoją

Pracownicy resortu sprawiedliwości swoją uwagę argumentowali w jeszcze inny, zaskakujący sposób. Napisali, że na drogach poza obszarem zabudowanym ich zdaniem często ustawione jest nieaktualne lub niepotrzebne oznakowanie, więc kierowcy nie powinni być karani tam za odebranie prawa jazdy po przekroczeniu tych ograniczeń o 50 km/h lub więcej.
Ministerstwo Sprawiedliwości przyjęło więc wprost, że na polskich drogach jest bałagan ze znakami, ale zamiast proponować jego uporządkowanie, sugerowało, że kierowcy mogą tam bez dużych sankcji sami wybrać sobie prędkość mimo stojących znaków. To zdumiewająca uwaga.

„Nie bez znaczenia jest również to, że na obszarze niezabudowanym nierzadko występuje nieaktualne lub niepotrzebne oznakowanie znacznie ograniczające administracyjnie ustaloną prędkość, np. w związku z prowadzonymi pracami remontowymi na drogach. W takich wypadkach stopień zagrożenia bezpieczeństwa ruchu i karygodności zachowania polegającego na przekroczeniu dozwolonej prędkości powyżej 50 km/h – a jednocześnie nawet nieprzekroczeniu prędkości administracyjnie dopuszczalnej na drogach danego rodzaju – może być zupełnie nieadekwatny do takiego samego zachowania przedsięwziętego na obszarze zabudowanym, na którym występuje daleko większe niebezpieczeństwo narażenia w ten sposób życia lub zdrowia pieszych uczestników ruchu” – czytamy w piśmie.

Minister Zagórski też chciał odstąpienia dla autostrad i ekspresówek

Na tę samą sprawę w oficjalnym piśmie z Ministerstwa Cyfryzacji uwagę zwrócił minister Marek Zagórski.

Napisał: „Poddaje się pod rozwagę możliwość wprowadzenia uzależnienia stosowania projektowanego przepisu art. 135 ustawy – Prawo o ruchu drogowym od kategorii drogi, na której doszło do przekroczenia prędkości i rozważenie odstąpienia od jego zastosowania do dróg ekspresowych i autostrad”.

Autorzy odrzucają uwagi. I tłumaczą:
to było by odebrane jako zgoda na dalsze drastyczne przekraczanie kierowcy

Z propozycjami resortu sprawiedliwości nie zgodzili się autorzy nowelizacji z Ministerstwa Infrastruktury. Uwagi te zostały odrzucone.

Autorzy nowelizacji zauważyli bowiem, że od lat niedostosowanie prędkości do warunków na drodze jest jedną z głównych przyczyn wypadków w Polsce, nadmierna prędkość może być pośrednią przyczyną innych błędów na drodze. W dodatku rośnie ciężkość wypadków w Polsce – przy mniejszej ich liczbie ginie więcej osób – więc może to wskazywać na wzrost wypadków, w których jedną z okoliczności jest właśnie nadmierna prędkość.

„Statystyki dotyczące wypadkowości wskazują od lat niedostosowanie prędkości do warunków ruchu jako jedną z głównych przyczyn wypadków drogowych w Polce. W 2018 roku na skutek niedostosowania prędkości do warunków ruchu miało miejsce 6 256 wypadków, w których śmierć poniosło 778 osób. Nadmierna prędkość może być również pośrednią przyczyną innych błędnych zachowań, np. nieprawidłowego wyprzedzania, nieprawidłowego przejeżdżania przejść dla pieszych, niezachowania bezpiecznych odległości.
W 2018 roku w 27 556 wypadkach spowodowanych przez kierujących zginęło 2 177 osób. W 2018 roku (w porównaniu do roku 2017) odnotowano spadek (-3%) liczby wypadków spowodowanych przez kierujących pojazdami. Niestety nie przyniosło to spadku liczby ofiar śmiertelnych tych wypadków – zginęło o 86 osób więcej, czyli wartość ta wzrosła o 4% w odniesieniu do danych z roku poprzedniego. Oznacza to, że rośnie wskaźnik ciężkości wypadków (liczba zabitych na 100 wypadków) powodowanych przez kierujących pojazdami, co może wskazywać na wzrost udziału wypadków, których jedną z okoliczności jest nadmierna prędkość pojazdów”. – piszą autorzy nowelizacji w uzasadnieniu odrzucenia uwag.

Resort infrastruktury wskazał też urzędnikom z Ministerstwa Sprawiedliwości, że to właśnie poza obszarem zabudowanym ginie więcej osób w wypadkach w Polsce i właśnie m.in. dlatego, że pojazdy rozwijają tam większe prędkości.

„Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2019 roku 
w obszarze zabudowanym, zginęło 1 177 osób (40,5% ogółu zabitych), a 24 229 zostało rannych (68,3%). Poza obszarem zabudowanym zginęło 1 732 osoby (59,5% ogółu zabitych), 
a obrażenia ciała odniosło 11 248 uczestników ruchu (31,7%). Mimo, iż większość wypadków wydarzyła się na obszarze zabudowanym, to w wyniku wypadków mających miejsce w obszarze niezabudowanym zginęło więcej osób, 
w co piątym wypadku zginął człowiek, podczas gdy w obszarze zabudowanym w co osiemnastym. Przyczynę takiego stanu rzeczy upatrywać można w tym, że na obszarach niezabudowanych kierujący rozwijają znacznie większe prędkości, często w jednym samochodzie ginie więcej niż jedna osoba, a ponadto pomoc lekarska dociera znacznie później” – czytamy w odpowiedzi na uwagi MS.

Urzędnicy ministerstwa infrastruktury wytłumaczyli też, że jazda np. 190 km/h po autostradzie stanowi już drastyczne przekroczenie prędkości rodzące olbrzymie ryzyko zaistnienia wypadku.

„Prędkość wpływa na percepcję kierującego i jego zdolność obserwacji drogi i jej otoczenia. Istotne jest również, że drogi projektowane są z uwzględnieniem planowanej prędkości dopuszczalnej na drodze. Przy wyższych prędkościach pogarszają się warunki równowagi pojazdów na krzywiznach drogowych na skutek działania sił odśrodkowych, zmieniają się także warunki postrzegania drogi i jej otoczenia przez kierujących. Mając na uwadze prędkości dopuszczalne na drogach poza obszarem zabudowanym ich przekroczenie o 50 km/h (odpowiednio więcej niż 140, 150, 170, 190 km/h) stanowi bardzo duże zagrożenie dla wszystkich uczestników ruchu drogowego. 
Z punktu widzenia bezpieczeństwa ruchu drogowego są to z całą pewnością drastyczne przekroczenia rodzące bardzo duże ryzyko zaistnienia najpoważniejszych konsekwencji 
w wypadkach drogowych. Wprowadzenie zaproponowanej zmiany przyczyni się do karania tej grupy kierujących pojazdami, która nie uznaje ograniczeń prędkości i stanowi ogromne zagrożenie dla pozostałych uczestników ruchu drogowego”.

Z kolei odrzucając uwagi ministra Zagórskiego, przedstawiciele resortu infrastruktury wskazali mu, że w Polsce występują jedna z najwyższych dopuszczalnych limitów prędkości w Europie (szybciej można pojechać jedynie na części niemieckich autostrad, ale i tam istnieje pojęcie prędkości zalecanej 130 km/h, której przekraczanie rodzi konsekwencje prawne po wypadku czy kolizji – red.). Zauważyli też, że odstąpienie od odbierania prawa jazdy za przekraczanie prędkości o 50 km/h lub więcej „mogłoby być odebrane jako zgoda na dalsze drastyczne przekraczanie dozwolonej prędkości na tych drogach”.

Na polskich autostradach przybywa zabitych

Warto zauważyć, że polskie autostrady, choć najnowsze w Europie, według raportu ETSC okazały się jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie jeśli chodzi o liczbę śmiertelnych wypadków w przeliczeniu na kilometry przejechane przez samochody [czytaj więcej].

W ubiegłym roku – jak wynika z raportu Komendy Głównej Policji – na polskich autostradach, których długość wynosiła i 1696,2 km, doszło do 415 wypadków (wzrost o 1,4 proc. w stosunku do roku 2018), w których życie straciło 70 osób (wzrost o 2,4 proc.), a rannych zostały 594 osoby (wzrost o 1,7 proc.).

Główną przyczyną wypadków na autostradach w Polsce jest „niedostosowanie prędkości”. Od lat najwięcej wypadków i ofiar rannych odnotowywane jest na autostradzie A4.

Projekt nowelizacji jest wciąż na etapie konsultacji publicznych. Propozycje zmian na drogach firmowane przez samego premiera Mateusza Morawieckiego po tym etapie powinny trafić do Sejmu. Nie wiadomo jednak, kiedy to się wydarzy i posłowie zaczną pracę nad zmianami.

Łukasz Zboralski