Francuzi już w tym roku po drogach lokalnych będą mogli jechać z maksymalnie 80 a nie 90 km/h jak do tej pory. Dołączą do innych krajów, które już zmniejszyły limit prędkości do 80 km/h – m.in. Irlandii, Szwajcarii czy Holandii. Belgijska Flandria poszła jeszcze dalej – od 2017 r. po drogach lokalnych jeździ się tam do 70 km/h. Ale czy to na pewno poprawia bezpieczeństwo?

Przybywa państw w Europie, które zdecydowały się na obniżenie dozwolonej prędkości na drogach lokalnych do 80 hm/h. Od lipca limit wejdzie w życie we Francji, ale obowiązuje on już m.in. Irlandii, Szwajcarii czy Holandii. Fot. CCo
Nie pomogły protesty i podpisy pod petycjami, które w ubiegłym roku zbierali francuscy kierowcy sprzeciwiający się obniżeniu limitów prędkości. Francuski rząd nie ugiął się pod ich presją i uchwalił nowe prawo, które od 1 lipca wprowadza na francuskich drogach lokalnych ograniczenie prędkości do 80 km/h.
Władze znad Sekwany zdecydowały się na taki krok, bo na francuskich drogach w 2016 r. zginęło blisko 3,5 tys. osób a około 55 proc. zabitych straciło życie na drogach lokalnych. We Francji liczba zabitych na drodze rośnie nieustannie od trzech lat i jest wyższa niż w sąsiednich krajach. Ginie na nich 54 osoby na milion mieszkańców podczas gdy w Hiszpanii i Niemczech 39, a w Wielkiej Brytanii 29. A jeszcze dziesięć lat temu francuskie drogi były bezpieczniejsze niż te w sąsiedniej Hiszpanii. I choć Francuzi wśród przyczyn wypadków śmiertelnych na drodze widzą także siadanie za kierownicą po alkoholu i roztargnienie w czasie prowadzenia auta (planowane jest wprowadzenie zakazu korzystania z telefonu w czasie jazdy), to prędkość uznali za najważniejszy czynnik. Eksperci BRD we Francji oceniają, że zmniejszenie prędkości do 80 km/h pozwoli uratować życie 350-400 osobom rocznie.
We Flandrii 70 km/h, Niemcy do 80 km/h?
Francja nie jest jedynym krajem, który zdecydował się na niższą prędkość na drogach lokalnych. Ograniczenie do 80 km/h obowiązuje już w Irlandii, Szwajcarii i Holandii. Jeszcze dalej poszły władze belgijskiej Flandrii i już od ubiegłego roku na drogach lokalnych obowiązuje tam prędkość maksymalna 70 km/h.
Francuskie zmiany limitów prędkości wywołały dyskusje w Niemczech. U naszego zachodniego sąsiada w 2016 r. więcej niż połowa ofiar śmiertelnych wypadków (1853 osoby) zginęła na drogach lokalnych. Jednak propozycje obniżenia dozwolonej prędkości nad Sprewą są kłopotliwe – politycy boją się nawet rozpoczęcia dyskusji na ten temat, bo wiąże się to z automatycznym spadkiem poparcia. Ostatni raz z postulatem obniżenia prędkości na drogach lokalnych wystąpił w 2013 r. Sigmar Gabriel lider SPD, ale natychmiast do porządku przywołał go ówczesny kandydat SPD na kanclerza Niemiec – Peer Steinbrück.
Jednak za sprawą Francji temat ten staje się przedmiotem debaty publicznej. Duży komentarz tej sprawie poświęciła niedawno gazeta „Süddeutsche zeitung”. Peter Fahrenholtz tłumaczy w nim, że obniżanie limitów prędkości nie jest żadnym „zamachem na wolność” i przekonuje, że niemieckim kierowcom jeździć będzie się niewiele wolniej, za to dużo bezpieczniej i przyjemniej – powołuje się przy tym na wzór Austrii i Szwajcarii, które na drogach pozwalają na rozwijanie mniejszych prędkości.
Do akcji włączyła się Niemiecka Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (DVR), która już od 2014 r. lobbuje na rzecz obniżenia limitu prędkości na drogach lokalnych. Z zadowoleniem przyjęła rozwiązania przegłosowane przez rząd w Paryżu i przekonuje niemiecki gabinet, by zrobił to samo. – Jeśli chcemy, by liczba zabitych w wypadkach drogowych w Niemczech spadała musimy zacząć na poważnie rozmawiać o przyjęciu odpowiedniego limitu prędkości na drogach lokalnych – skomentował zmiany we Francji Walter Eichendorf z DVR.
Duński paradoks – szybciej okazało się bezpieczniej
Czy zmniejszenie limitu prędkości rzeczywiście może przynieść efekt w postaci mniejszej liczby zabitych i rannych? Co do tego nie miała wątpliwości międzynarodowa grupa ekspertów OECD, która prowadziła badania na Węgrzech, we Francji, Włoszech i Szwecji. Konkluzja była jednoznaczna: mniejsza prędkość oznacza mniej ofiar śmiertelnych i rannych.
Przeciwnicy zmian we Francji chętnie posługiwali się jednak wynikami duńskiego eksperymentu, w ramach którego na 15 odcinkach dróg zwiększono prędkość z 80 do 90 km/h i niespodziewanie nie spowodowało to wzrostu liczby ofiar, a wręcz ich spadek. Eksperyment był jednak pozbawiony naukowych podstaw, a jego krytycy zwracali uwagę, że wraz ze zmianą limitu prędkości na tych 15 odcinkach poszły duże inwestycje w infrastrukturę – poprawa jakości nawierzchni, lepsze oznakowanie dróg, montowanie barier ochronnych czy dźwiękowych taśm ostrzegających kierowców. To one mogły mieć większy wpływ na poprawę bezpieczeństwa niż sama zmiana limitu prędkości.
Organizacje kierowców, które przeciwstawiały się wprowadzonym właśnie zmianom, wskazywały też na dwuletni francuski eksperyment poprzedzający wprowadzaną w lipcu regulację. Na kilku odcinkach dróg obniżono limit prędkości do 80 km/h. Badanie nie przyniosło oczekiwanych przez władze rezultatów. Choć zwiększyła się płynność ruchu, to pozostało to bez wpływu na liczbę wypadków.
Rząd nie wycofał się jednak z pomysłu. Premier Francji Édouard Philippe stwierdził, że jeżeli kosztem ratowania życia będzie spadek jego popularności to jest na to gotowy.
Zresztą nie wszyscy mogą mówić o porażce tego francuskiego doświadczenia. W departamencie Yonne w regionie Burgundia-Franche-Comté gdzie przebiega trasa N151, po zmniejszeniu limitu prędkości do 80 km/h przez dwa lata nie wydarzył się, żaden śmiertelny wypadek. W poprzedzającym eksperyment analogicznym okresie wydarzyły się trzy takie wypadki.
Francuskie władze chcą do lipca przekonać kierowców o zasadności wprowadzonych zmiany. Zwracają uwagę, że przy 11 km przejeździe na obniżeniu prędkości z 90 do 80 km/h kierowca straci zaledwie 50 sekund – niewiele jeśli można dzięki temu uratować komuś życie. Zwracają też uwagę, że jadąc 80 zamiast 90 km/h można rocznie zaoszczędzić 120 euro na paliwie i nawet o 30 proc. zmniejszyć emisję zanieczyszczeń.
W Polsce jedna zmiana przesądzona
Francuzi podjęli działania na rzecz bezpieczeństwa na drodze, bo przeraża ich liczba ofiar śmiertelnych na poziomie 54 na milion mieszkańców. Tymczasem polskie drogi są jednymi z najniebezpieczniejszych w Unii Europejskiej. A limity prędkości jedynie podnoszono – w 2011 r. na autostradach do 140 km/h, a na drogach ekspresowych do 120 km/h. Choć – jak ujawniliśmy w brd24.pl – polskie autostrady budowano z myślą o maksymalnej prędkości wynoszącej 130 km/h.
Goszczący niedawno w polskim Sejmie na wspólnym spotkaniu Komisji Infrastruktury i Krajowej Rady BRD szef Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu apelował do polskich polityków o obniżenie prędkości na autostradach do 120 km/h. Wytknął też Polakom utrzymywanie wyższej prędkości w miastach w nocy – 60 km/h nie pozwala jeździć żaden inny kraj UE, ponieważ powyżej prędkości 50 km/h przy zderzeniach z pieszymi dramatycznie rośnie ryzyko zabicia niechronionego uczestnika ruchu.
Jedna zmiana wydaje się w Polsce przesądzona – to zrównanie limitu prędkości w obszarach zabudowanych do 50 km/h (dziś w nocy można jechać szybciej, 60 km/h). Takiej zmiany chce Krajowa Rada BRD organ działający przy Ministerstwie Infrastruktury. Obniżka znalazła się już nawet w jednym projekcie nowelizacji prawa, ale – jak ujawniliśmy w brd24.pl – jeszcze zanim dokument opuścił resort, została z niego wykreślona. Nie wiadomo więc kiedy resort zrealizuje plan, który Krajowa Rada BRD już wsparła.
AN