Connect with us

Społeczeństwo

Krzysztof Hołowczyc dachował swoim BMW. Dostał tylko pouczenie

Opublikowano

-

Znany kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc wypadł z drogi w okolicy Oleszna – ujawniło Radio ZET. Policjanci zakończyli sprawę na pouczeniu
Samochód Krzysztofa Hołowczyca po dachowaniu Źródło: Twitter/Mariusz Gierszewski

Samochód Krzysztofa Hołowczyca po dachowaniu pokazał na Twitterze dziennikarz Radia ZET Źródło: Twitter/Mariusz Gierszewski

Według ustaleń Radia ZET Hołowczyc dachował swoim BMW na drodze w lesie w okolicy Oleszna w niedzielę rano. W tamtej okolicy odbywał się rajd, w którym brał udział. Jednak do kolizji nie doprowadził autem podczas rajdu, ale prywatnym.

Na miejscu pierwszy pojawił się patrol Żandarmerii Wojskowej. Kierowcę potraktowano nadzwyczaj łagodnie. Nie otrzymał nawet mandatu. – W zdarzeniu uczestniczył jedynie kierowca, zdarzenie nie stanowiło zagrożenia dla innych uczestników ruchu drogowego. Zastosowano więc artykuł 41 Kodeksu Wykroczeń, który mówi o środkach oddziaływania wychowawczego. Kierowca został pouczony – powiedział Radiu ZET kapitan Tomasz Zygmunt z Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Szczecinie.

Wcześniej Hołowczyc dwa razy złapany na nadmiernej prędkości

To nie pierwszy problem za kierownicą kierowcy rajdowego. W 2018 r. Krzysztof Hołowczyc został sfilmowany przez dolnośląskich policjantów jak na terenie gminy Nowa Ruda jechał 113 km/h w obszarze zabudowanym. Za przekroczenie dozwolonej prędkości o 63 km/h policjanci zatrzymali mu prawo jazdy na trzy miesiące. Na Facebooku zrzucał winę na policję – twierdził, że mieli za niskie ciśnienie w kołach radiowozu i dlatego źle go zmierzyli. „Tak, czy owak nie jechaliśmy nadzwyczaj szybko, raczej relaksowo” – upierał się.

W październiku 2013 r. patrol drogówki przyłapał go na krajowej siódemce w nissanie GT-R. Policjanci chcieli mu wlepić mandat za jazdę z prędkością ponad 200 km/h, ale Hołowczyc mandatu nie przyjął, bo twierdził, że jechał wolniej. W sądzie biegły dowodził, że Krzysztof Hołowczyc mógł jechać „tylko” 161 km/h. Sąd skazał rajdowca na 4 tys. zł grzywny, miał też zapłacić ok. 2,6 tys. zł kosztów sądowych.

Na pierwszej rozprawie Hołowczyc nie przyznawał się do winy. Na drugiej w ogóle się nie. pojawił. Potem zachorował adwokat Hołowczyca i kolejną rozprawę odraczano. W końcu, gdy wyznaczono termin, okazało się, iż od zdarzenia minęły dwa lata – sędzia uznał, że postępowanie trzeba umorzyć.

luz