Connect with us

Społeczeństwo

Nowy spot polskiej policji o prędkości. Sięgnęli po zabieg kinowy – retro?

Opublikowano

-

Nawiązanie do klipów z lat 90., zabawa konwencją i dokładne odtworzenie schematów – Komenda Głównej Policji opublikowała spot, w którym bawi się konwencją kina

Trzeba uczciwie przyznać – ten temat do naszej redakcji na kolegium przyniósł stażysta. Ale też, gdyby nie czujność doświadczonych redaktorów, całkowicie by go zmarnował.

Nasz „młody” wpadł na zebranie i zgłosił „świetny tekst”. Jak nas przekonywał – znalazł w Internecie opublikowany przez policję spot, który łatwo skrytykować. Zdaniem stażysty jest tam wszystko, co najgorsze – rutyna, powielanie schematów, drętwy monolog…

Ponieważ młody dziennikarz był niezwykle podekscytowany, postanowiliśmy obejrzeć ten spot wspólnie. Dobrze zrobiliśmy. Okazało się, że stażysta kompletnie nie zna się na sztuce. Nie wie, co to są celowe zabiegi filmowe i słowo „retro” jest mu całkiem obce.

Po wspólnym obejrzeniu spotu, głęboko westchnęliśmy i zabraliśmy młodego na pogadankę. Długo tłumaczyliśmy mu, dlaczego spot Komendy Głównej Policji to majstersztyk.

W dzisiejszych czasach, gdy Australijczycy. Nowozelandczycy i inni liderzy edukacji BRD dwoją się i troją wymyślając wciąż nowe pomysły (ostatnio np. kampanię z prawdziwie ocalonymi dzięki pasom bezpieczeństwa), polska policja postanowiła zaskoczyć widzów konwencją. I dlatego o tym spocie na pewno będzie głośno. Nie przejdzie w mediach bez echa (u nas już nie przechodzi).

Wszystkie (niedostrzegalne dla młodych) zalety spotu KGP

Po pierwsze – spot KGP wygląda na film niskobudżetowy. Tak, jakby po pracy własną kamerą nakręcili go sami policjanci. Jest też nawet cymes z tym związany – w napisach końcowych KGP sugeruje, że nikt z filmowców nie kiwnął przy tym palcem i wszystko wykonali sami mundurowi.

Z tym założeniem wiąże się też konstrukcja samego spotu od strony zdjęciowej. Mamy tu całą myśl reklam BRD lat 90. i przełomu wieków. Mało dynamicznych ujęć, trochę matowych kolorów, bardziej statyczna kamera – uniknięcie pokazania samego wypadku (ta, tak! Jeszcze jedno nawiązanie do kina niskobudżetowego!).

Widać, że policjanci dopracowali wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Scenariusz jest idealnie schematyczny i grający na ogranych emocjach. Mamy więc mamusię sadzającą dziecko w foteliku. A niewinność dziecięcia podkreślają piłka, balonik i miś – aż trzy rekwizyty, które muszą kojarzyć się z dzieciństwem!
Widzimy też ujęcia z polski dróg obłożonych na poboczach sianem (lub słomą – tu w naszej redakcji trwają jeszcze spory). Jest i wyraźnie zarysowany czarny charakter. Dzięki kadrowi widzimy, że to człowiek, który ma na nodze tatuaż (znów nawiązanie do dekad wcześniej – rekwizyt kojarzący się dawniej z przestępcami, ludźmi z marginesu).

No i wreszcie sama historia prosta jest jak klipy sprzed dwóch dekad. Z jednej strony przyzwoicie jadący rodzic z dzieckiem, a z drugiej – pędzący bez litości szwarccharakter. Konwencja (i setki takich klipów z przeszłości) doskonale podpowiadają nam, jak to się skończy. Jest zderzenie, dym i… suspens. Czyli cymes na koniec.

Bo na końcu smutny pan na wózku inwalidzkim (tak, tak! Nie żadne tam ranne dziecko!) stoi na szosie przy dymiących autach i sztywnym głosem, naśladując amatorską deklamację, wygłasza sztywno niczym policyjna pałka zdanie będące jednocześnie tytułem całej kampanii: „Prędko(ść) Cię zabierze, ale nie tam, gdzie chcesz”.

Kiedy wszystko to wyłożyliśmy naszemu stażyście, przeprosił i obiecał się dokształcać. Po kilku godzinach wrócił do nas i powiedział, że sam dostrzegł jeszcze jedno mrugnięcie oczka scenarzysty tego dzieła – zwrócił nam uwagę na to, jak czarny charakter zaczyna jazdę szarpiąc bez sensu kierownicą na boki. I słusznie. To fajny fragment, który przegapiliśmy.

Policji gratulujemy pomysłu. I czekamy na kolejne zaskoczenie filmową edukacją BRD.

Łukasz Zboralski