Connect with us

Społeczeństwo

Świadek karambolu na AOW: ponad 300 osób przejechało koło rannych i nie zatrzymało się, by pomóc

Poszkodowani próbują wyjść z rozbitych samochodów, a lewym pasem mija ich sznur aut. Kierowcy nie garną się do pomocy tym, którzy ucierpieli choć to prawny obowiązek. Tak wyglądał krajobraz po karambolu na Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, w którym 3 kwietnia ciężarówka staranowała dziesięć aut osobowych. Brd24.pl dotarł do świadka tych zdarzeń, kierowcy rajdowego, który ratował ludzi

Opublikowano

-

Poszkodowani próbują wyjść z rozbitych samochodów, a lewym pasem mija ich sznur aut. Kierowcy nie garną się do pomocy tym, którzy ucierpieli choć to prawny obowiązek. Tak wyglądał krajobraz po karambolu na Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, w którym 3 kwietnia ciężarówka staranowała  dziesięć aut osobowych. Brd24.pl dotarł do świadka tych zdarzeń, kierowcy wyścigowego, który ratował ludzi

Karambol na autostradzie A4. Fot. Lukas Drozdowicz

Karambol na Autostradowej Obwodnicy Wrocławia

– Przed moim samochodem jechała cysterna. To przed nią doszło do zderzenia, zasłaniała mi widok, więc wypadku nie widziałem, ale słyszałem huk. Cysterna zaczęła zjeżdżać na lewy pas i ja również starałem się uciekać zwłaszcza, że w lusterku widziałem niebezpiecznie zbliżającą się do mnie ciężarówkę. Mało brakowało a też mógłbym się zderzyć z samochodami przede mną – opowiada brd24.pl Lukas Drozdowicz, na co dzień zawodowy kierowca w wyścigach samochodowych Tajlandii, który jechał  Autostradową Obwodnicą Wrocławia 3 kwietnia. Był świadkiem karambolu.

Na obwodnicy Wrocławia zderzyło się dziesięć aut i ciężarówka z naczepą. Według wstępnych ustaleń policji to kierowca ciężarówki nie zachował należytej ostrożności i staranował samochody stojące w korku na pasie do zjazdu na węźle Wrocław Stadion.
– Zatrzymałem się, żeby pomóc rannym. Nie od razu przecież na miejscu pojawiły się służby ratownicze. Pierwsi poszkodowani zaczęli wychodzić z samochodów, ale nie wiadomo było czy w środku nie ma ciężej rannych, którzy potrzebują pomocy. Mimo tego że po wypadku autostrada w tym kierunku była prawie zablokowana, to kierowcy zamiast się zatrzymać widząc wypadek jechali jedynym wolnym, lewym pasem. Potem oglądając nagranie policzyłem, że to miejsce ominęło ponad 300 kierowców. Wśród nich mógł być lekarz, pielęgniarka, albo ktokolwiek, kto potrafi udzielić pierwszej pomocy. Kilku z tych kierowców pewnie miało ze sobą apteczkę. Dlaczego się nie zatrzymali, przecież to powinien być odruch? Nieudzielenie pomocy w takiej sytuacji grozi nawet odpowiedzialnością karną, ale to przecież także problem natury etycznej – podkreśla.

Karambol na autostradzie A4. Fot. Lukas Drozdowicz

Karambol na Autostradowej Obwodnicy Wrocławia

Mariusz Sztal ekspert do spraw prawa drogowego zwraca uwagę, że w przypadku wrocławskiego karambolu już po kilku minutach na lokalnych portalach pojawiły się zdjęcia i informacje o zdarzeniu. – Świadkowie wypadku mieli czas by zrobić zdjęcia i wysłać je do mediów, uznali, że karambol to jest news. Nie pomyśleli natomiast o tym by w pierwszej kolejności sprawdzić czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Niestety panuje wśród nas znieczulica. Wypieramy myślenie o tym, że to my a nie kto inny powinniśmy się zatrzymać i udzielić pomocy poszkodowanym. Często uważamy, że jesteśmy do tego nieprzygotowani, nie wiemy jak udzielić pierwszej pomocy. Warto jednak podkreślić, że prawo przewiduje sankcje za nieudzielenie pomocy, a nie za udzielenie jej w sposób nieprawidłowy – podkreśla Sztal. Przypomina, że przepisy wprost zobowiązują nas do udzielenia pomocy w sytuacji kiedy jesteśmy świadkami wypadku. – Obowiązek ten jest zapisany nie tylko w ustawie prawo drogowe, ale w szeregu innych przepisów prawa – mówi i dodaje, że kierowcy nie mogą się tłumaczyć tym, że nigdy nie zetknęli się z zasadami pierwszej pomocy. – Kurs na prawo jazdy obejmuje cztery godziny szkolenia z pierwszej pomocy, na egzaminie teoretycznym zawsze dwa pytania dotyczą tego obszaru. Nawet jeśli kierowca decyduje się na odwróconą procedurę zdobywania uprawnień i najpierw zdaje państwowy egzamin teoretyczny, a potem dopiero idzie na kurs praktyczny, to musi odbyć czterogodzinne szkolenie z pierwszej pomocy.

Na miejscu wypadku każda pomoc się przyda

Lukas Drozdowicz zwraca uwagę, że na miejscu wypadku było wiele do zrobienia. Jedni z poszkodowanych mieli cięższe obrażenia, inni lżejsze. Jedna osoba miała złamaną rękę, inna bardzo poważny uraz głowy. W jednym z samochodów uwięziona była kobieta w ciąży, którą wyciągnęli z wraku dopiero strażacy. Z kolei inne auto było zakleszczone między ciągnikiem a naczepą ciężarówki.

– Pomoc została przez kogoś wezwana, więc zająłem się między innymi jednym z samochodów, z którego wyciekała benzyna. Żeby nie doszło do pożaru odłączyłem akumulator, wyjąłem gaśnicę, żeby w razie czego zareagować – opowiada Drozdowicz i dodaje, że na miejscu takiego wypadku przydałby się nawet ktoś, kto nie potrafi udzielić pomocy czy zabezpieczyć miejsca, ale mógłby czuwać przy rannych. – Pani z urazem głowy chciała przechodzić na drugą stronę drogi, co było niebezpieczne, bo po drugiej stronie jechały samochody. Po wypadku człowiek jest w szoku, sam tego kilka lat temu doświadczyłem. Byłem poszkodowany, mimo że przytomny to nie pamiętałem niczego, co się wydarzyło. Rejestrować to co się dzieje, zacząłem dopiero w karetce w drodze do szpitala. Miałem jednak to szczęście, że ktoś mi pomógł, to było we Włoszech. Trzeba pamiętać, że po wypadku ktoś może odejść od drogi, tam się przewrócić i przez długi czas nikt może go nie znaleźć. Ta pani, która próbowała przechodzić na drugą stronę, mogła nie wiedzieć co się dzieje. Gdyby kierowcy zatrzymali się, by udzielić poszkodowanym pomocy, ktoś mógłby przy niej posiedzieć. Czasami potrzebne jest po prostu czuwanie przy rannych, pilnowanie czy jest z nimi kontakt, a w razie czego reagowanie lub zawołanie kogoś do pomocy – zauważa.

Dodaje, że kiedy do karambolu na wrocławskiej obwodnicy przyleciał helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego początkowo mógł mieć nawet problem z wylądowaniem. – Bo nikt nie chciał się zatrzymać. W pewnym momencie samochody tak przeciskały się przez miejsce wypadku, że przejeżdżały w dwóch kolumnach. Ci kierowcy zagrażali sobie i innym. Skąd mogli wiedzieć, czy naczepa z rozbitej ciężarówki stoi stabilnie, i się na nich nie przewróci? Albo czy nie dojdzie do groźnego pożaru? Potem – już na nagraniach – oglądałem jak niektórzy kierowcy jechali za strażą pożarną korytarzem życia. Kiedy pojawiły się służby ratownicze widziałem jak osoby, które zatrzymały się przed miejscem wypadku robiły zdjęcia.

Obecność służb nie zwalnia z obowiązku pomocy

Mariusz Sztal zwraca uwagę, że moment nadjechania policji, straży pożarnej czy pogotowia ratunkowego nie oznacza, że możemy z miejsca wypadku po prostu odjechać. – Przedstawiciel służb, które przyjeżdżają na miejsce zdarzenia przejmują dowodzenie nad akcją ratunkową, ale mogą korzystać z naszej pomoc, wydawać polecenia. Wiele zależy od skali zdarzenia. Jeśli jest pięciu poszkodowanych, którzy na przykład wymagają masażu serca, to trzyosobowy zespół ratowników będzie bardzo potrzebował naszej pomocy.

Lukas Drozdowicz apeluje, by zatrzymywać się widząc wypadek. – Chociaż nikomu tego nie życzę, to każdy może się znaleźć w takiej sytuacji i potrzebować pomocy. Jeśli nikt by się nie zatrzymał bylibyśmy tym zapewne oburzeni. Zauważam, że wieloma ludźmi kieruje owczy pęd. Nikt nie chce zatrzymać się pierwszy, ale jeśli ktoś już się na to zdecyduje to podobnie reagują inni – mówi kierowca wyścigowy. Dodaje, że nawet lekarze podkreślają iż w przypadku kiedy ktoś potrzebuje masażu serca lepiej spróbować go zrobić nawet jeśli nie mamy doświadczenia, nie mamy pewności jak zrobić go prawidłowo. – Bardziej nie zaszkodzimy, a możemy pomóc. Oczekiwanie że lżej ranni pomogą ciężej rannym, jest nie na miejscu.

AN