Connect with us

Społeczeństwo

Wrocław postawił znaki 30 km/h i… nic się nie zmieniło. Bo same znaki nie działają

Opublikowano

-

Jedna z głównych ulic prowadzących do wrocławskiego Starego Miasta to miejsce, gdzie. kierowcy gnają na złamanie karku. Zarządca drogi postawił znaki ograniczające prędkość do 30 km/h. I 80 proc. kierowców nadal jeździ tam za szybko. Bo same znaki nigdy nie działają

Społeczny pomiar prędkości kierowców we Wrocławiu. Na ograniczeniu do 30 km/h kierowcy jeżdżą np. 70 km/h Fot. nadesłane

Wrocławska ulica Świdnicka – jedna z głównych ulic prowadzących do wrocławskiego Starego Miasta – to klasyczny przykład drogowej patologii w Polsce. Mimo tego, że większość osób porusza się po niej piechotą lub komunikacją miejską, miasto nie potrafi albo nie chce zwęzić czterech pasów dla samochodów. Postawiło za to znaki ograniczające prędkość – które to 80 proc. kierowców najzwyczajniej w świecie ignoruje. Zmierzyli to społecznicy ze stowarzyszenia Akcja Miasto.

Działania ratusza miały być odpowiedzią na ogólnoświatowy i popularny też w Polsce trend zamiany pasów ruchu dla samochodów na drogi dla rowerów – Świdnicka przez chwilę nawet… doświadczyła takiej zmiany, bo Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta zamiast wymalować na prawym pasie tzw. sierżanty rowerowe (znak P-27, narysowany rower wraz z dwoma strzałkami prowadzący rowerzystę po prawidłowym torze jazdy) narysował na jedną noc oznakowanie poziome świadczące o tym, że jeden z pasów ruchu dla aut zamienił się w drogę rowerową (znak P-23). „Usterkę” szybko usunięto, a urząd działania mające na celu poprawę bezpieczeństwa na ulicy zignorował – stawiając jedynie znaki ograniczające prędkość do 30 km/h.

Jak działają? Kierowcy jeżdżą po Świdnickiej 74 km/h, zdecydowana większość udaje nadal, że ograniczenia nie ma: łapiąc się w widełki między 40 a 50 km/h.

To nie nowina dla tych, którzy znają się na zarządzaniu prędkościami na drogach. Przerabiali to m.in. w angielskim hrabstwie Hampshire. Wprowadzono tam bezpieczniejsze Strefy Tempo 30 wyłącznie za pomocą oznakowania – nie zmuszono fizycznie infrastrukturą kierowców do zmniejszenia prędkości. Efekt? Liczba wypadków zamiast spadać, wzrosła. [Czytaj o tym]

W ostatnim wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Wrocław prezydent Wrocławia Jacek Sutryk został zapytany o to, jak ocenia zmiany w Krakowie (miasto wyznaczało i nadal wyznacza drogi rowerowe w miejscach jednego z pasów ruchu dla aut osobowych) i czy nie uważa, że Wrocław przespał okazję, określił działania Krakowa jako wyłącznie PR-owe. Wzrostów liczby rowerzystów w obu miastach nie sposób porównać – wiadomo bowiem, że ten rzekomo „czysty PR” doprowadził do 62-proc. wzrostu rowerzystów w Krakowie, ale Wrocław… nie mierzy liczby rowerzystów na swoich ulicach.

Badania na całym świecie potwierdzają: im na jezdni jest więcej rowerzystów, tym rzadziej dochodzi na niej do wypadków.

To nie jedyne zmiany jakie notorycznie opóźnia wrocławski magistrat. Przeprowadzony w 2020 roku Panel Obywatelski zobowiązał prezydenta miasta to wybudowania przystanków wiedeńskich na ul. Świdnickiej. Głosowało za tym 80 proc. uczestników panelu. Mimo to, że prezydent obiecał, że postulaty z takim poparciem zrealizuje, to już z tych obietnic się wycofał – w tym roku, wedle aktualnych informacji z magistratu, przystanki wiedeńskie na ul. Świdnickiej nie powstaną.

Za to kierowcy pewnie nadal będą tam jeździć 74 km/h.

ai