Connect with us

Rozmowy i opinie

Łukasz Warzecha jako Łukasz Warzecha

Opublikowano

-

Robert Mazurek chciał w RMF FM upokorzyć posłankę Lewicy, ale nagadał bzdur o prędkości 30 km/h w miastach. Wyśmiałem to i wskazałem, jaka jest historia wprowadzana takich stref w miastach, jaki mają sens i jak to w Europie się zmienia. Nieoczekiwanie na moją polemikę z Mazurkiem jak filip z konopi wyskoczył Łukasz Warzecha i napisał własną polemikę ze mną. Jak zwykle – uciekającą od danych, faktów, a opartą o własne przekonania

Robert Mazurek po ostatnim swoim show, bo wywiadami tego nazwać już nie można, zebrał sporo krytyki od dziennikarskiego środowiska. Byłem jednym z pierwszych, bo i temat, w którym się wygłupił, akurat dotyczył bezpieczeństwa na drogach. Mazurek zamierzał upokorzyć posłankę Lewicy Paulinę Matysiak i wyśmiać to, że uznała, iż w Polsce również będziemy zmierzać do docelowego limitu 30 km/h w miastach. Ponieważ nie miał pojęcia, o czym mówi, próbował rzecz sprowadzić do absurdu w stylu: „to może zakazać samochodów”. Napisałem o jego zachowaniu tekst i wytłumaczyłem, skąd się wzięły strefy Tempo 30, dlaczego są stosowane i że docelowa prędkość w miastach – gdy wiele z nich ma już w sumie strefami objęte 80 proc. sieci ulic – nie jest właściwie żadną straszną zmianą.

Mazurek nic nie odpowiedział. I ja mu się nie dziwię. Też bym już milczał. Niespodziewanie jednak do obrony kolegi rzucił się Łukasz Warzecha, który napisał polemikę ze mną zatytułowaną „Łukasz Zboralski jako Anna Krzakoska”.

Upokorzony chłopski rozum

Na tak napisaną polemikę mogłem odpowiedzieć na trzy sposoby.

Pierwszy, krótki:

Łukaszu Warzecho, opinia jest jak dupa, każdy ma własną. To, że akurat wypinasz swoją i uważasz, że najładniejsza, nie ma żadnego znaczenia dla innych.

Drugi, dłuższy:

Łukaszu Warzecho, wiem, że upokorzyłem Cię kilka razy zderzając twoje teksty z faktami np. pisząc „Jak w jednym tekście 17 razy się pomylić, czyli Łukasz Warzecha o prawie i pieszych” i po latach czasem jeszcze to przypominam, żeby pokazać, jak rzeczywistość potwierdziła moje słowa, a zupełnie rozjechała się z twoimi teoriami. Zamiast mieć mi to za złe, spróbuj napisać coś jak dziennikarz, czyli nie tylko z własnej głowy. Wiem, że jako byłemu działaczowi partii UPR, będzie Ci czasem trudno, gdy fakty nie będą zgadzać się z korwinistycznymi przekonaniami, ale próbuj, bo warto.

Trzeci, najdłuższy:

Przeczytałem polemikę Łukasza Warzechy z moim tekstem o strefach Tempo 30 i wygłupie Roberta Mazurka. Jestem rozczarowany, ale nie zaskoczony. Bo po raz kolejny ktoś, kto próbuje ze mną polemizować, musi się chwytać manipulacji i głupstw, by coś udowodnić. A to oznacza, że brakuje mu argumentów.

Warzecha przywołuje film Barei i scenę ze zdenerwowanym taksówkarzem, który nie chce jechać tak wolno, jak poprzedzające go auto. Puentuje tę scenę następującą manipulacją: „Bareja, jak się okazuje, był wizjonerem w wielu kwestiach. W tej scenie przewidział strefy Tempo 30 i to, jak na taką prędkość reaguje normalny kierowca”. To tani chwyt erystyczny mający u odbiorców wzbudzić za razem przekonanie, że każdy kierowca nie znosi jazdy w strefach Tempo 30 (na co nie ma żadnych dowodów) oraz przekonanie, iż to właśnie jest postawa „normalna” – a więc przypochlebienie się jednocześnie tym odbiorcom, którzy nie lubią jeździć poprawnie w takich strefach.

Dalej następuje kolejny chwyt. Ponieważ Warzecha nie może zmierzyć się z przytaczanymi przeze mnie faktami i badaniami, postanawia je… ominąć. Przyznaje więc, że tacy jak ja potrafią uzasadnić swoje zdanie naukowymi badaniami, ale jednocześnie manipuluje odbiorców przekonując ich, że nauka to bzdura, bo ważniejszy jest „szeroki kontekst”. Czym jest ten kontekst, Warzecha już nie wyjaśnia. Na końcu – by ostatecznie wywrzeć wrażenie, że ktoś posługuje się nauką, ale jest niecny, Warzecha doprawia mi gębę krzykacza, choć w tekście o Mazurku nic w takim tonie nie napisałem. Wręcz przeciwnie ubolewając nad takim stylem dziennikarstwa (jaki prezentuje oprócz Mazurka także Warzecha) spokojnie i merytorycznie tłumaczyłem, że wyrządza to szkodę i dziennikarstwu, i odbiorcom.

Tymczasem Warzecha przedstawił mnie tak: „Problem polega na tym, że kompletnie nie dostrzegają szerszego obrazu, a gdy się im o nim przypomina – wpadają w totalniacki ton i krzyczą, że sprzeciwiających się trzeba zmusić i koniec! Dokładnie tak właśnie działa Łukasz Zboralski, który spróbował na portalu Goniec.pl obśmiać argumenty, jakie przeciwko objęciu polskich miast ograniczeniem prędkości do 30 km na godz. wysunął w rozmowie z panią poseł Pauliną Matysiak Robert Mazurek. Swojego celu jednak nie osiągnął. Pokazał tylko swoje intelektualne ograniczenia”.

Oczywiście nie napisał, dlaczego swojego celu nie osiągnąłem i jaki ma dowód na moje „intelektualne ograniczenia”. Dlaczego nie napisał, to wiadomo. Gdy się kogoś niesłusznie oczernia, najlepiej po prostu mu coś przypisać bez uzasadniania.

Dalej – bezsilny wobec faktów – Warzecha próbuje dowodzić, że to, iż jakieś rozwiązanie drogowe sprawdziło się i przynosi oczekiwane, dobre efekty, wcale nie oznacza, że jest dobre:

„Trzeba natomiast przypomnieć, że wskazanie, iż jakieś rozwiązanie zostało gdzieś przyjęte i tam trwa nijak nie świadczy o jego zasadności czy słuszności. Ba, nie świadczy o tym nawet powszechność istnienia danego rozwiązania – a tak zdaje się argumentować Zboralski. Na świecie w różnych miejscach istnieje całe mnóstwo regulacji, które są głupie, bezcelowe, bezsensowne.
Mało tego: o słuszności rozwiązania nie świadczy nawet to, że dany zabieg przynosi oczekiwane skutki. To nie wystarczy, aby ocenić go jako słuszny. Gdyby tak było, jedynym kryterium wprowadzania określonych rozwiązań byłoby to, czy dają to, czego się po nich oczekuje. A tak nie jest. Jest jeszcze wiele innych kryteriów” – pisze.

Rozwiązanie, które ma przynieść określony efekt w jakiejś sferze, przynosi efekt. I dla Warzechy jest ono niesłuszne. Dlaczego? W uzasadnieniu tego stanowiska wypływa już cały korwinistyczny światopogląd naszego znanego publicysty. Pojawiają się zdania jakby wyjęte z ust mało rozgarniętych lub cynicznych polityków Konfederacji:

„W przypadku nowoczesnych tendencji do tłumienia ruchu samochodowego mamy do czynienia z jednej strony z dążeniem do minimalizacji liczby ofiar, z drugiej – z wartością, jaką jest płynność i szybkość przemieszczania się, a gdzieś głębiej i bardziej fundamentalnie – wolność w ogóle”.

„Bardzo niepoprawnym dzisiaj, a przecież całkowicie normalnym poglądem jest, że życie niesie ze sobą zagrożenia, a każda prawie wykonywana przez człowieka czynność może nam wyrządzić jakąś szkodę. Człowiek wolny się z tym godzi: rozumie, że życie nie będzie nigdy stuprocentowo bezpieczne”.

Dalsze zdania Warzechy to już tylko konsekwencja takich poglądów, a że są kuriozalne, to zaczyna się robić groteskowo, gdy publicysta porównuje szwedzką Wizję Zero – najlepszy model myślenia o ruchu drogowym, do którego odnoszą się wszystkie obecne polityki na świecie – do ustroju totalitarnego i ciemiężenia ludzi.

„Wizja zerowej liczby ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych w UE jest w swojej istocie wizją totalitarną, jakkolwiek absurdalnie mogło by to brzmieć dla niektórych. Zakłada ona bowiem brak zgody na to, co opisano wyżej – czyli na zdarzenia losowe, także śmiertelne, które są częścią naszego życia – oraz głosi, że druga wartość w sporze – szybkość, płynność, wolność przemieszczania się – nie ma znaczenia. Z tego punktu widzenia kpiny z ograniczania prędkości do 30 km na godz. zawarte w stwierdzeniu „zakażmy samochodów w ogóle, a nie będzie wypadków” – są absolutnie celne” – pisze nasz as publicystyki.

Następnie Warzecha przechodzi znów do manipulacji stosując chwyt erystyczny polegający na wyolbrzymieniu rzeczywistości, sprowadzeniu jej do nieistniejącego absurdu, by móc ją wyśmiać. Stare, zgrane, ale widocznie niektórych wciąż bawi:

„Przecież nawet ograniczenie do 30 km na godz. nie gwarantuje zera ofiar. W końcu ktoś wejdzie pod samochód, popchnięty przez niego uderzy głową w asfalt i straci życie. Wtedy eksperci zaczną wyliczać, że gdyby auto jechało jeszcze te 10 km na godz. wolniej, ofiara by żyła. W logice Zboralskiego będzie to powód, aby prędkość obniżyć do 20 km na godz. Ale nawet i wtedy w końcu do jakiegoś wypadku dojdzie i „wizja zero” znów się oddali. Jedynie całkowity zakaz korzystania z samochodów gwarantuje prawdziwe zero ofiar wypadków. Wszak zdarza się, że ktoś ponosi śmierć nawet w przypadku dostania się pod samochód ledwo pełznący (wypadki przy cofaniu). Na końcu tej drogi – czego Zboralski i jemu podobni zapewne nie dostrzegają w swojej wąskiej perspektywie – jest rachunek totalny: pozbawienie nas wolności w różnych sferach w imię naszego dobra i bezpieczeństwa. Kiedy walka z samochodami się zakończy, okaże się, że kłopotem są samoloty (świetnie się zgrywa z postulatami zielonego ładu), a potem nawet i jedzenie – wszak jedząc tłusto, stwarzamy dla siebie zagrożenie”.

Uff… Po przeczytaniu tego wszystkiego zastanawiam się jednak, czy nie warto było pozostać przy najkrótszej wersji polemiki, wszakże, jak głosi internetowy mem: „pszczoły nie tracą czasu na wyjaśnianie muchom, że miód jest lepszy niż gówno”.

Łukasz Zboralski