Connect with us

Rozmowy i opinie

Tomasz Tosza: Jak zabijać, to na przejściu – taką wskazówkę daje wymiar sprawiedliwości

Opublikowano

-

Dwa sąsiadujące ze sobą sądy wydały wczoraj wyroki. Jeden pójdzie do więzienia za to, że gdy rzuciła go kobieta, pobił ją, zniszczył jej samochód i zabił jej psa. Za pobicie dostał rok, za zniszczenie – pół, za psa – cztery i pół. Drugi człowiek zabił dwie dziewczynki i ciężko ranił młodego mężczyznę oraz zabił psa. Wyrok: rok w zawieszeniu. Jeśli zabijać psa to tylko samochodem na przejściu dla pieszych. Wymiar sprawiedliwości dał wyraźną wskazówkę

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne

Wiem, że to przerysowanie, jakim karmią się felietony. Ale pokazuje wyraźnie, jaki jest społeczny poziom akceptacji łamania prawa drogowego. Napisanego przecież nie po to, żeby przepustowość była, ale żeby ochronić ludzi przed konsekwencjami masowej motoryzacji. Dokładnie w tym samym celu pisane są przepisy lotnicze. Jedno i drugie prawo pisane jest krwią. Wyobrażacie sobie co by się działo, gdyby lotnicy postanowili latać tak jak jeżdżą kierowcy?

Lewy pas, śnieg, prędkość

Listopadowy wieczór ubiegłego roku. Dwupasmowa wylotówka z Mikołowa na Tychy. Pada intensywny śnieg. Na lewym pasie audi A6 z zakupów wraca bezrobotny (na utrzymaniu żony policjantki) mężczyzna z sześcioletnią córką. Dlaczego jedzie lewym pasem? Bo chce. Zatrzymuje się na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. Światła zmieniają się na zielone. Rusza. Przejście dla pieszych znajduje się kilkaset metrów przed nim. Dalej lewym. Chociaż nikogo nie wyprzedzał. Lewy pas jest dla prawdziwych mężczyzn. Najszybszych w stadzie. Nawet, kiedy pada śnieg.

Przejście prawidłowo oznakowane, dwupasmówka jest oświetlona latarniami, tylko ten śnieg, g…o przez niego widać. Biegły stwierdził, że kierowca używał komórki, ten się bronił, że córka oglądała na niej bajki. Biegły wyliczył, że w momencie uderzenia było między 68 a 85 km/h. Hamowania nie było. Córka z tylnego fotelika zobaczyła, jak uderzenie odrzuca psa. Pod samochodem było jedno dziecko. Drugie dziecko uderzenie odrzuciło nad barierami energochłonnymi na drugą jezdnię. Znaki życia dawał tylko młody mężczyzna. Pies był martwy.

Nie brałem udziału w procesie. Nie wiem, jakich argumentów używał adwokat w celu wykazania nieumyślności. Ale to musiał być znakomity adwokat. „Kto, naruszając, chociażby nieumyślnie, zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, powoduje nieumyślnie wypadek…” Nieumyślność zakłada nieintencjonalność. Umyślność natomiast wiąże się przecież nierozerwalnie ze świadomością popełniania czynu zabronionego. Przeanalizujmy – kierowca umyślnie znajdował się na lewym pasie, choć przepis mówi wyraźnie, że miał znajdować się na prawym. Umyślnie po opuszczeniu skrzyżowania na prawo nie zjechał. Przepis wyraźnie nakazuje dostosować prędkość do warunków jazdy. Padał śnieg a kierowca zapierdalał. Nic nie widząc.

Użyłem słowa niecenzuralnego intencjonalnie. Umyślnie. Bo nie ma lepszego określenia na to, co tkwi w głowach polskich kierowców. Zapierdalanie. Bo za to przecież nic nie grozi. Mandat? Od ośmiu lat nie zatrzymała mnie policja. Polska policja. W Maroku przekroczyłem na pustyni prędkość o 6 km/h. Zapłaciłem 300 dinarów. U nas zmieściłbym się w tolerancji. Więc zapierdalamy. Bo prowadzenie pojazdu zgodnie z pisanymi krwią przepisami jest najzwyczajniej nudne. Nic się nie dzieje, krajobrazy przesuwają się leniwie. Zero dreszczyku, zero adrenaliny.

Wracamy na dwupasmówkę Mikołów-Tychy. Przejście dla pieszych to po prostu zebra, dziura w barierach energochłonnych i komplet znaków. Nie ma nawet chodników, które by do tego przejścia prowadziły. Z jednej strony domy jednorodzinne, z drugiej bloki. Można się zupełnie zaskoczyć, że ktoś chciałby tam przechodzić. Z psem.

Prostokątny, niebieski znak „Przejście dla pieszych” poprzedzony trójkątnym ostrzegawczym i ograniczeniem do 70 km/h – ograniczeniem maksymalnym jedynie w dobrych warunkach, bo tak to jest napisane wyraźnie w przepisach, że należy dostosować się do warunków jazdy – oznacza, że kierowca zobowiązany jest by zwolnić. Wystarczy zdjąć nogę z gazu. Przyhamować silnikiem. Myślicie, że odpuścił choć gaz? Zeznał, że poczuł uderzenie. Że nic nie widział. Nie było też śladów hamowania.

Premedytacja a nie nieumyślność

Jakie to ma znaczenie prawne? Czy pominięcie dyspozycji, którą kierowcy dały znaki, było umyślne czy nieumyślne? Oczywiście – zdecydował, że nie dostosuje prędkości do warunków na drodze, zdecydował, że nie zastosuje się do nakazu zwolnienia przed przejściem dla pieszych. Nie jechał tam pierwszy raz, wiedział, że jest przejście, ale jak zdecydowana większość polskich kierowców go nie widział. I nie chodzi o to, że padał śnieg. Nawet jakby widział, to i tak by nie zwolnił. Widzieliście kiedyś policję drogową, która egzekwowałaby w rejonach przejść dla pieszych konkretnie ten przepis? Ja nie. Więc skąd kierowcy mają wiedzieć o jego istnieniu?

Badając wypadki lotnicze komisje za każdym razem tworzą obszerne raporty dotyczące błędów, wad, złamanych przepisów. Większość katastrof jest misterną konstrukcją drobnych i samodzielnie nic nie znaczących zdarzeń, które dopiero w komplecie skutkują rozbiciem samolotu. W tym konkretnym wypadku było podobnie. Mógł jechać lewym pasem gdyby nie zapier…, mógł zapier… gdyby patrzył, mógł nie zwalniać gdyby widział… Telefon odłóżmy. Wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. Wiemy, że intencjonalnie, z premedytacją złamał po kolei trzy zasady ruchu drogowego. Gdyby którejś nie złamał z premedytacją, to najprawdopodobniej Wiktoria i Lena by żyły. I pies. Kompletnie nie mam pojęcia, jakie argumenty znalazł sąd, by uznać, że trzy kolejno podejmowane decyzje (lub zaniechanie działania) były nieumyślne?

To jest oczywiste, że on nie chciał nikogo zabić. Chciał dojechać do domu. Ale od niechcenia do nieumyślności w logice jest bardzo długa droga. Kierowca, który świadomie łamie przepisy godzi się z tym, że konsekwencją nie jest mandat, tylko to, że może komuś zrobić krzywdę. Czy było coś co wyłączało w tej sprawie dorosłość sprawcy? I psychiczny brak umiejętności przewidywania konsekwencji swoich czynów lub zachowań?

Jeśli zapier… to godzi się, że może tym zrobić komuś krzywdę. Jeśli nie zwalnia przed przejściem dla pieszych to godzi się, że zabraknie mu czasu na właściwą reakcję gdy pieszy się na tym przejściu znajdzie i godzi się, że zrobi mu krzywdę. To nie jest działanie nieumyślne. W działaniu nieumyślnym niezbędny jest błąd. Czyżby sąd uznał, że zapierdalanie lewym pasem bez widoczności i reakcji na znaki było tylko błędem? Moim zdaniem to był zamiar ewentualny.

Dlaczego odwracamy głowy?

Przerażający jest ten wyrok. Myślę, że on i jemu podobne wyroki w wypadkach komunikacyjnych są odzwierciedleniem powszechnej w społeczeństwie tolerancji do łamania przepisów. Dokładnie takiej samej tolerancji jaką miała wieś do pijaka lubiącego sobie potem pojeździć. Za zabicie dziecka dostał 9 lat. Czy my – społeczeństwo – tolerując i usprawiedliwiając zapierdalaczy nie jesteśmy taką wsią, co przez lata odwracała głowę?

Chciałbym, żeby wszyscy zapamiętali, że Lena i Wiktoria nie były bezosobowymi ofiarami kolejnego polskiego wypadku. One miały imiona. I przyszłość, którą ktoś wycenił na pół roku w zawieszeniu za każdą. Psa, w tym przypadku, nie policzył nikt.

Trzeba coś zmienić. Piszę o tym od dawna – radykalna podwyżka stawek mandatów, żeby zapierdalacze zaczęli się ich bać i prawna ochrona pieszych na przejściach, żeby zaczęli ich widzieć.

Tomasz Tosza

Autor jest  zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie