Connect with us

Filmy

Hołowczyc pochwalił się swoim BMW. I nagrał, jak dwa razy poważnie przekracza prędkość na publicznych drogach

Opublikowano

-

Polski kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc kilka lat temu stracił prawo jazdy za zbyt szybką jazdę w obszarze zabudowanym. Niczego go to nie nauczyło? W najnowszym filmie chwali się swoim BMW i raz poważnie przekracza prędkość na ekspresówce, a za chwilę pędzi 110 km/h na lokalnej drodze pod Olsztynem

Krzysztof Hołowczyc na kanale YouTube pokazuje zarówno sportowe zmagania w motorsporcie, jak i swoje prywatne życie. W najnowszym odcinku postanowił opowiedzieć o samochodzie, który uwielbia, i którym porusza się na co dzień. To BMW X 3 M Competition, które ma ponad 500 KM. Przedstawia go jako „poważny” samochód „dający radość z jazdy”.

Już po wstępie Hołowczyc „lata bokiem” swoim BMW w lokalnej wsi. Potem jest już tylko gorzej. Kierowca rajdowy – który porusza się drogą ekspresową (wszystko wskazuje na to, że jest to droga ekspresowa S51) rozpędza swoje auto do 167 km/h. To aż o 47 km/h więcej niż dozwala prawo. – No ale nie będziemy przekraczać prędkości – kryguje się na nagraniu Hołowczyc i zwalnia. Problem w tym, że do znacznego przekroczenia prędkości już doprowadził…

Kadr z filmu, na którym widać, jak Krzysztof Hołowczyc jedzie 167 km/h Źródło: YoTube/HolowczycManagement

Kadr z filmu, na którym widać, jak Krzysztof Hołowczyc jedzie 167 km/h Źródło: YoTube/HolowczycManagement

Dalej na nagraniu nie jest, niestety lepiej. Krzysztof Holowczyc po raz drugi na publicznej drodze łamie przepisy i przekracza dopuszczalną prędkość. Tym razem zatrzymuje się na lokalnej trasie prowadzącej do wsi Dorotowo nad Jeziorem Wulpińskim. To miejsce, gdzie zostaje odwołane już ograniczenie do 60 km/h, ale jechać można najwyżej 90 km/h. Hołowczyc staje tam, by pokazać, jak szybko rozpędza się jego BMW.

„Co prawda jest ślisko, ale za chwilę poodpalam wszystkie podzespoły” – zapowiada. – „Podwójne M, MDM 4WD Sport. Wciskam lewą nogą hamulec, wciskam gaz do dechy, żeby się napompowała turbinka. I poszli!  Rajdowiec rusza i rozpędza się w zimowych warunkach na wąskiej drodze do 110 km/h.

Kadr z filmu, na którym widać, jak Krzysztof Hołowczyc jedzie 110 km/h na lokalnej drodze prowadzącej do wsi Dorotowo pod Olsztynem Źródło: YoTube/HolowczycManagement

Kadr z filmu, na którym widać, jak Krzysztof Hołowczyc jedzie 110 km/h na lokalnej drodze prowadzącej do wsi Dorotowo pod Olsztynem Źródło: YoTube/HolowczycManagement

O sprawę  tych wykroczeń zapytaliśmy Komendę Wojewódzką Policji w Olsztynie.

Sześć lat temu stracił prawo jazdy na trzy miesiące

W marcu 2018 r. Krzysztof Hołowczyc został sfilmowany przez dolnośląskich policjantów jak na terenie gminy Nowa Ruda jechał 113 km/h w obszarze zabudowanym. Za przekroczenie dozwolonej prędkości o 63 km/h policjanci zatrzymali mu prawo jazdy na trzy miesiące. Rajdowiec jechał razem z Maciejem Wisławskim do Polanicy, jak sam napisał „na spotkanie z klientami pewnego dużego banku”.

Rajdowiec na swoim Facebooku tłumaczy się wówczas w kontrowersyjny sposób. Przyznał, że nie zauważył znaku obszar zabudowany. „Jechaliśmy spokojnie, raczej nie szybciej niż 100 km/h” – pisze. A winę próbował zrzucić na policjantów. Sugerował, że policja może dojeżdżając do mierzonego samochodu na kilka sekund przycisnąć pedał gazu i wynik wychodzi wtedy zafałszowany. Oskarżył też patrol drogówki, że miał zbyt niskie ciśnienie w kołach radiowozu, którym go zmierzono – i twierdził, że to mogło wpłynąć na zafałszowanie prawdziwej prędkości, z którą jechał. „Tak, czy owak nie jechaliśmy nadzwyczaj szybko, raczej relaksowo” – dodał.

To nie pierwszy wybryk kierowcy rajdowego. W październiku 2013 r. patrol drogówki przyłapał go na krajowej siódemce w nissanie GT-R. Policjanci chcieli mu wlepić mandat za jazdę z prędkością ponad 200 km/h, ale Hołowczyc mandatu nie przyjął, bo twierdził, że jechał wolniej. W sądzie biegły dowodził, że Krzysztof Hołowczyc mógł jechać „tylko” 161 km/h. Sąd skazał rajdowca na 4 tys. zł grzywny, miał też zapłacić ok. 2,6 tys. zł kosztów sądowych.

Na pierwszej rozprawie Hołowczyc nie przyznawał się do winy. Na drugiej w ogóle się nie. pojawił. Potem zachorował adwokat Hołowczyca i kolejną rozprawę odraczano. W końcu, gdy wyznaczono termin, okazało się, iż od zdarzenia minęły dwa lata – sędzia uznał, że postępowanie trzeba umorzyć.

luz