Connect with us

Rozmowy i opinie

Łukasz Zboralski, brd24.pl: Adam Wajrak z „GW” zabłądził wśród przydrożnych drzew

Po informacji NIK w sprawie zmiany przepisów dotyczących przydrożnych drzew, Adam Wajrak stanął w ich obronie. Ale straszliwie zabłądził. Prawdą jest, że to kierowcy się na nich zabijają. Tylko, że to nie są wyłącznie młodzi, pijani i piraci – jak wykreowały ten obraz policja i media skupiające się na spektakularnych przypadkach

Opublikowano

-

Po informacji NIK w sprawie zmiany przepisów dotyczących przydrożnych drzew, Adam Wajrak stanął w ich obronie. Ale straszliwie zabłądził. Prawdą jest, że to kierowcy się na nich zabijają. Tylko, że to nie są wyłącznie młodzi, pijani i piraci – jak wykreowały ten obraz policja i media skupiające się na spektakularnych przypadkach

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

NIK chce zmiany przepisów przy wycince przydrożnych drzew. Oburzył się na to Adam Wajrak z „Gazety Wyborczej”. Mniejsza już o to, że nie zauważył, iż inspektorom chodziło nie o wycinkę, tylko o zły przepis nakazujący w przypadku wycinki kolejne nasadzenia w pasie drogowym, co w efekcie powoduje jeszcze większe zagrożenie. Ale nawet w sprawie samej wycinki Wajrak oparł się na wątpliwych argumentach i dlatego wysnuł złe wnioski.

Dziennikarz „GW” pisze, że to nie drzewa wchodzą na drogę – ten manipulacyjny argument pada od lat. Manipulacyjny, bo nikt nie obwinia drzew za wypadki. Rozmawiamy o czymś innym: o tym, że sadzone lata temu drzewa stwarzają przy dzisiejszym natężeniu ruchu poważne niebezpieczeństwo dla kierowców w chwili, gdy popełnią błąd.

Nie tylko pijani i wariaci
I tu pojawia się kolejny problem z argumentacją Wajraka. Zdecydowanie wybiórczo przytoczył przyczyny wypadków, w których ktoś zginął rozbijając się na drzewie. Gdyby tak jak ja śledził częściej informacje straży pożarnych i policji, zobaczyłby, że docierające do niego przez media przypadki są spektakularne ale nie reprezentatywne.
Otóż na drzewach kończą życie również bardzo często kierowcy, którzy niewiele przekroczyli prędkość, albo po prostu się zdekoncentrowali. Giną również odpowiedzialni 50-latkowie, którzy wiozą całą rodzinę. Trudno ich podejrzewać o piractwo.

Niedostosowanie prędkości to mit
Mylny pogląd Wajraka wynika też zapewne z niedoskonałych policyjnych statystyk, które są dziś jedynym źródłem wiedzy o wypadkach w kraju. NIK dowiodła już w ubiegłym roku, że policjanci bardzo często podają nieprawdę. Bo w swoim systemie mogą wybrać tylko jedna pozycję w kategorii „przyczyna”. Wpisują: niedostosowanie prędkości do warunków na drodze. I mają święty spokój.
Tymczasem dla każdego, kto choć trochę interesuje się bezpieczeństwem ruchu drogowego, jasne jest, że przyczyn wypadku jest dużo więcej i zwykle jest ich kilka. W badaniu NIK przyznali to też sami policjanci drogówek. Jako główne przyczyny wypadków wskazali zły stan dróg i zmęczenie kierowców!

Oczywiście służby i władze wolą obwiniać kierowców. Bo wówczas same nie muszą nic robić i mają doskonałą podkładkę do wprowadzania kolejnych restrykcji. Tylko to dalece wypacza prawdę o wypadkach. I przez to np. mamy w Małopolsce zakręt, na którym 50 razy rozbijają się o dom pewnego mieszkańca samochody (ta wiadomość niedawno obiegła wszystkie portale). Przez to zaniedbanie mamy też przekonanie o tym, że w Polsce jest wielki problem z wypadkami powodowanymi przez pijanych kierowców – choć jak widać ze statystyk, zupełnie na tle UE się nie wyróżniamy pod tym względem.

Wajrak też może popełnić błąd
Każdemu życzę bezpiecznej podróży. Zawsze. Ale każdy z nas może raz popełnić błąd za kółkiem. Nie zdarzyło się Wam? No właśnie. Nie każdy musi być wariatem i pijakiem, by mieć wypadek.
Skoro więc obaliliśmy już polski mit, że wypadki mają tylko młodzi, wściekli i pijani, to warto w tym kontekście spojrzeć na przydrożne drzewa. Dlaczego błąd zwykłego kierowcy ma być od razu karany śmiercią lub kalectwem?
Do takiego myślenia w Europie pierwsi dojrzeli Skandynawowie, którzy – dzięki swojej Wizji Zero (zero ofiar i rannych na drogach) – nie tylko stosują wobec kierowców restrykcje, ale pracują nad inżynierią dróg i pojazdów po to, by w razie nieszczęścia jak najbardziej zabezpieczyć ludzi.

Lasy Państwowe również wycinają. I co?
Można by więc położyć na szali ludzkie życie i topolę, ale byłoby to taką samą manipulacją, jak pytanie, czy drzewa wchodzą nam przed samochody. Dlatego wycięcie wszystkiego w pień pewnie nie jest rozwiązaniem najlepszym. Choć naprawdę trudno znaleźć argumenty na zostawienie drzew rosnących niebezpiecznie blisko (pomijam niezwykle cenne aleje pomników przyrody).

Co powstrzyma nas przed usunięciem niebezpiecznego drzewa i posadzeniem kolejnych, ale w bezpiecznej odległości od trasy? Żuczek? Strach, że sadzonka się nie przyjmie? Oj… Adam Wajrak powinien chyba porozmawiać z jakimś leśniczym. Zdaje się, że ma dobry kontakt. Taką politykę od lat prowadzą Lasy Państwowe. Wycinają i sadzą nowe. Efekt? Obszarów leśnych przez ostatnie lata w kraju nam przybyło.

Spory o estetykę pomijam. Tu jak w muzyce – jednym wpada w ucho disco polo, innym w oko droga zadaszona lipami.

Bariery nie wystarczą
Pisząc o zagranicznych wzorcach i chronieniu kierowców przed drzewami barierami, Adam Wajrak wpada w kolejne pułapki. Po pierwsze trzeba wiedzieć, jak działa bariera energochłonna. A działa ona tak, że pojazd się trochę zniszczy, trochę energii przejmie ona, ale samochód się czasem odbije i wróci na trasę. Co to oznacza przy wąskiej lokalnej drodze bez rozdzielonych pasów ruchu? Na przykład zderzenie czołowe z jadącymi z naprzeciwka.
Po drugie – Wajrak zdaje się nie wiedzieć, jak wielka jest sieć lokalnych dróg w Polsce. Przy takiej kondycji ekonomicznej naszego kraju, zwłaszcza samorządów, bo to one głównie odpowiadają za lokalne drogi, nie ma szans na takie inwestycje. My przez ostatnie dwa lata nie przebudowaliśmy w ramach krajowych dróg żadnej niebezpiecznej drogi na szwedzki wzór 2+1. Bo to kosztuje, zwłaszcza bariery. A mamy otoczyć nimi tysiące kilometrów lokalnych tras?

Wytnijmy ryzyko
Choć kiedyś byłem w tych poglądach bardziej radykalny, uważam dziś, że wycięcie wszystkich przydrożnych drzew byłoby posunięciem niemądrym. Ale w wielu miejscach naprawdę nie powinno ich być.
Głośny wypadek nastolatków spod Chełmna skończył się na drzewie rosnącym idealnie na łuku drogi tuż przy szosie. Nie wiem, czy by przeżyli, ale mieliby większe szanse, gdyby go tam nie było. Nie uważam, że przez nierozwagę powinni stracić życie.

Mądre rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki. Powiedzmy sobie wreszcie w Polsce prawdę w oczy: prawie nic nie wiemy o przyczynach wypadków. I nie zmienimy tego, jeśli nie wprowadzimy rzetelnych audytów po wypadkach – choćby tylko tych śmiertelnych.
Musimy to zrobić, by zacząć gromadzić prawdziwe dane i na tej podstawie zmieniać niebezpieczne miejsca, a gdy trzeba – wycinać te szeregi niepotrzebnych drzew, na których możemy się zabić. Zasadźmy nowe, kilkanaście metrów dalej.

Łukasz Zboralski