Connect with us

Rozmowy i opinie

Polskie piekło pieszych. Grzech pierworodny z PRL

Opublikowano

-

Gdyby Polacy właściwie przetłumaczyli Konwencję Wiedeńskią, to dziś nie spieralibyśmy się o zapisy w ustawie dotyczące obowiązków kierowców wobec pieszych. Utrzymanie zapisów dokumentu ratyfikowanego w 1988 r. to grzech pierworodny problemów, które ciągną się do dziś. Czy było to zwykłe zaniechanie i pomyłka, czy celowe skrzywienie „zachodniej” idei?

Fragment obrazu "Wygnanie z raju" Masaccio

Fragment obrazu „Wygnanie z raju” Masaccio Fot. CC0

Prawne stosunki między pieszymi a kierowcami w Polsce zostały na dekady ułożone w PRL. Właściwie lepiej by rzec – zabetonowane. Beton ten skruszyć jest trudno nawet po 30 latach. Obecnie próbuje to zrobić już drugi rząd – i też przyjął jednak łagodny sposób tylko na obłupanie tej konstrukcji a nie jej wysadzenie w powietrze.

Prawo o ruchu drogowym wytyczone w taki a nie inny sposób w „ludowej” Polsce zabetonowało nie tylko myślenie. Musiało przecież wpływać i na infrastrukturę. Feudalne stosunki na przejściach dla pieszych miały ogromny wpływ na kształtowanie infrastruktury. Nie trzeba było nic robić lepiej. Wystarczyła „zebra”, znaki pionowe i poziome oraz prawne przekonanie wszystkich, że pieszy nie ma ważyć się postawić stopy na pasach, gdy samochód nadjeżdża – bo pierwszeństwo ma dopiero jak sam pierwszeństwa ustąpi kierowcom i już jest na pasach. Ot, takie tam zabezpieczenie – że jak już musi iść, to powinno mu się pozwolić dojść na drugi koniec jezdni i go nie zabijać. Stąd dziś borykamy się i jeszcze będziemy borykać się z przejściami wytyczonymi skrajnie niebezpiecznie – przez wiele pasów ruchu, bez sygnalizacji, przy wysokich dopuszczalnych prędkościach.

Dlaczego tak się stało? Można byłoby o to pytać tzw. nestorów zajmujących się prawem drogowym. Jeszcze są wśród nas. Ale co mieli by odpowiedzieć? Że popełnili błąd? Będą to wypierać do końca swych dni i utrzymywać, że zrobili wszystko wspaniale. Że stworzyli najlepszy kodeks drogowy, jaki mogli.

Grzech językowy

Dlaczego jednak tylko taki „mogli”, skoro Rada Państwa PRL 24 kwietnia 1988 r. ratyfikowała Konwencję Wiedeńską o ruchu drogowym – a ta reguluje m.in. kwestie obowiązków i praw w obrębie przejść dla pieszych w tak dobry sposób, że świetnie zostało to wdrożone w wielu krajach UE i funkcjonuje do dziś w dużo lepszy sposób niż nad Wisłą?

Dlaczego w wielu krajach dobrze wiadomo, że kierowca dojeżdżając do przejścia dla pieszych musi ustąpić pieszemu znajdującemu się na przejściu oraz zamierzającemu na nie wejść (czyli takiemu, który dopiero chce znaleźć się na pasach), a w Polsce, która ratyfikowała tę samą konwencję, kierowca ma prawny obowiązek ustąpić jedynie temu, który na pasach już jest?

Odpowiedź jest prosta – bo polskie zapisy różnią się od tych, które są w Konwencji Wiedeńskiej.  Czym się różnią – w przypadku stosunków na przejściu dla pieszych – wskazano podczas VII Forum Bezpieczeństwa Transportu, które odbyło się w Instytucie Transportu Samochodowego 21 kwietnia 2015 r. w Warszawie. Na forum dyskutowano bowiem próby skruszenia przez rząd PO-PSL wadliwe zalanej betonem ustawy Prawo o ruchu drogowym właśnie w kontekście pieszych (to się ostatecznie nie udało i projekt przepadł w głosowaniach).

Polska wersja: czyli bez „zamiaru wejścia” i jednego obowiązku kierowców

Obecny na forum ITS Adam Czarnowski ekspert Driving Standards Agency (DSA) Ministerstwa Transportu Wielkiej Brytanii „zwrócił kilkukrotnie uwagę, że Konwencja wiedeńska o ruchu drogowym z dnia 8 listopada 1968 roku została nieprecyzyjnie przetłumaczona na język polski, co pociąga za sobą konsekwencje w postaci wielu nieprecyzyjnych (umożliwiających różnoraką interpretację) zapisów w prawodawstwie polskim, a to z kolei skutkuje błędami w systemie edukacji oraz egzaminowania kierowców, u których utrwalane są niepożądane zachowania i nieprawidłowe relacje z innym uczestnikami ruchu, zwłaszcza pieszymi” – czytamy w relacji ze spotkania.

Na forum ITS w tej sprawie wypowiadał się też wówczas śp. prof. Ryszard Krystek. A był on – bez zawahania można to napisać – ojcem polskiej szkoły bezpieczeństwa ruchu drogowego. To właśnie prof. Krystek stworzył zespół ludzi, który przygotował pierwszy Krajowy Program Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego GAMBIT’96. Jako wiceminister infrastruktury w rządzie Belki był szefem Krajowej Rady BRD, która to wtedy – jako jeden z dokumentów potrzebnych wchodzącej do UE Polsce – przyjęła do realizacji projekt pt. Krajowy Program Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego na lata 2005–2007–2013 pod akronimem „GAMBIT 2005 – Polska Wizja Zero”.

Prof. Krystek także wykazał rozbieżności w oryginalnym angielskim zapisie Konwencji Wiedeńskiej i jej polskiej wersji. I pokazało to w 2015 r. na konkretnych fragmentach dokumentu (wytłuszczonym drukiem)

Oto oryginalny tekst Konwencji Wiedeńskiej:

ARTICLE 21
Behaviour of drivers towards pedestrians

1. Every driver shall avoid behaviour likely to endanger pedestrians.
2. Without prejudice to the provisions of Article 7, paragraph 1, Article 11, paragraph 9, and Article 13, paragraph 1, of this Convention, where there is on the carriageway a pedestrian crossing signposted as such or indicated by markings on the carriageway:
[…]
(b) If vehicular traffic is not regulated at that crossing by traffic light signals or by an authorized official, drivers shall approach the crossing only at a speed low enough not to endanger pedestrians using, or about to use, it; if necessary, they shall stop to allow such pedestrians to cross.

A to polskie tłumaczenie tego fragmentu Konwencji Wiedeńskiej zamieszczone w oficjalnych dokumentach, czyli tekst ogłoszony w Dz.U. z 1988 r. Nr 5, poz. 40 i 44:

Zachowanie się kierujących wobec pieszych

1. Nie naruszając postanowień artykułu 7 ustępu 1, artykułu 11 ustępu 9 i artykułu 13 ustępu 1 niniejszej konwencji, w razie istnienia na jezdni przejścia dla pieszych oznaczonego jako takie lub wyznaczonego znakami na jezdni:
[…]
b) jeżeli ruch pojazdów na tym przejściu nie jest kierowany sygnałami świetlnymi ruchu lub przez funkcjonariusza kierującego ruchem, kierujący powinni zbliżać się do tego przejścia tylko z odpowiednio zmniejszoną szybkością, aby nie narażać na niebezpieczeństwo pieszych, którzy znajdują się na przejściu lub wchodzą na nie; w razie potrzeby powinni zatrzymać się w celu przepuszczenia pieszych.

Profesor Krystek zwrócił uwagę na dwie niezgodności w tych zapisach. Po pierwsze, zauważył, że z „nieznanych powodów” w tłumaczeniu Konwencji Wiedeńskiej na język polski brakuje zapisu o stawiającego kierującym wymagania „w trosce o bezpieczeństwo pieszych”:

1. Every driver shall avoid behaviour likely to endanger pedestrians.
1. Każdy kierujący powinien unikać zachowań mogących stanowić zagrożenie pieszych.

A to nie koniec. W oryginale Konwencji Wiedeńskiej zapis określający, jak ma się wobec pieszych zachować przed przejściem dla pieszych („pedestrians using, or about to use”) po polsku oznacza, że kierowca powinien ustępować pieszym „znajdującym się na przejściu lub zamierzający na nie wejść/zamierzającym z niego skorzystać”. Tymczasem w polskiej wersji Konwencji ten zapis mówi o „pieszych, którzy znajdują się na przejściu lub wchodzą na nie”.

Minister Liberadzki i jego następcy

[EDYTOWANE]

Gdy prof. Krystek i Adam Czarnowski w roku 2015 wskazywali, że źródłem problemu jest polski przekład dokumentu – nie do końca postawili trafną diagnozę.

Po publikacji tego tekstu Jeden z czytelników zwrócił mi na Twitterze uwagę, że przyjmowany przez Polskę w 1988 r. tekst Konwencji brzmiał w wersji angielskiej nie posiadał zdania „Every driver shall avoid behaviour likely to endanger pedestrians” To pojawiło się później, podczas zmiany konwencji w roku 1993. Dzięki wskazówkom na Twitterze od mec. Piotra Leonarskiego wiem, że zmiana Konwencji Wiedeńskiej weszła w życie 03 września 1993 r. To wówczas zaczęły obowiązywać zapisy, których w polskiej wersji nie mógł się już doszukać prof. Krystek.

Natomiast PRL-owskie wiedzenie ruchu drogowego zostało z nami na zawsze, bo polską translację wykonaliśmy najprawdopodobniej z rosyjskojęzycznej wersji dokumentu Konwencji Wiedeńskiej – a tę Sowieci już sami skrzywili. I nie zamieścili w niej zapisu, że kierowca ma ustąpić także pieszemu „z zamiarem wejścia”.

Żaden późniejszy minister w wolnej Polsce już tego błędu nie naprawił. Na lata zostaliśmy ze skrzywionym przez Sowietów widzeniem ruchu drogowego. Potem już większość ministrów transportu mogła już nawet nie mieć świadomości tego ogromnego zaniedbania. Jednak choć ministrowie przychodzili i odchodzili, to wielu urzędników resortu trwało latami w swoich departamentach. Oni musieli wiedzieć, czego nie zrobili w sprawie Konwencji Wiedeńskiej.

[EDYTOWANE]

Konsekwencje do dziś

Co spowodowało dekady trwania w Polsce wersji Konwencji przyjętej w PRL?  Że ta część Konwencji Wiedeńskiej, źle w ogóle wpisana do polskiego prawa – bo do rozporządzenia o znakach a nie do ustawy Prawo o ruchu drogowym – obecnie po dekadach walki nowelizowana w Sejmie i mająca szansę znaleźć właściwe miejsce w ustawie i tak będzie niezbyt prawdziwym oddaniem idei zapisanej w tym międzynarodowym dokumencie.

„Nowo powstające zapisy dotyczące praw pieszych powinny być, jak najbardziej zbliżone do ustaleń Konwencji, co powinno pozwolić na ewolucyjną zmianę przepisów w tym zakresie, przy jednoczesnym zachowaniu warunku zgodności polskiego prawa z prawem międzynarodowym” – apelował prof. Ryszard Krystek w 2015 r.

Nie posłuchano go wówczas. I teraz też – w przygotowanym przez rząd Mateusza Morawieckiego projekcie nowelizacji Prawa o ruchu drogowym – nie wysłuchano ojca polskiej szkoły BRD do końca. Wciąż na przeszkodzie stoi ten grzech pierworodny, którego zmazanie wydaje się każdej władzy w Polsce – oraz kierowcom – posunięciem zbyt radykalnym, pomieszaniem porządków, ustawieniem wszystkiego na głowie. Skoro ktoś całe życie chodził na rękach, właściwa postawa będzie dla niego odwróceniem porządku świata, który rozumiał.

Gdy Europa Zachodnia dekadami budowała drogową kulturę, to my, Polacy tworzyliśmy i umacnialiśmy drogową antykulturę pozostając przy sformułowaniach przyjętych w PRL. Tego nie da się łatwo zmienić, ale na szczęście właśnie zmieniamy kierunek. Tylko mając tę wiedzę można zobaczyć, jakim naprawdę ogromnym sukcesem będzie trwająca właśnie w Sejmie nowelizacja prawa.

Dopiero tak też łatwiej zrozumieć, że zmiany w Polsce, które wreszcie nadchodzą, są raczej ewolucyjne. Jeśli Sejm przyjmie nowe przepisy będziemy mieli z pewnością lepszą sytuację prawną dotyczącą pieszych, ale wciąż nie taką, jak zaproponowano pół wieku temu w Wiedniu – i na co jako kraj się zgodziliśmy.

To nasza pokuta za drogowy grzech sięgający korzeniami PRL. Odprawia ją już kolejne pokolenie. Miejmy nadzieję, że właśnie to ostatnie.

Łukasz Zboralski