Connect with us

Infrastruktura

Czego Toruń może się nauczyć od Zielonej Góry w sprawie bezpieczeństwa

Opublikowano

-

W Toruniu śmiertelny wypadek zdarzył się tam, gdzie rowerem trzeba przejechać przez dwa pasy ruchu bez sygnalizacji. W Zielonej Górze prezydent nie wypierał się, że winni są zawsze tylko kierowcy, za to zarządca drogi wymyślił proste rozwiązanie. Działa

Wypadek w Toruniu na przejeździe dla rowerzystów wywołał falę dyskusji – głównie o tym, czyja była wina i jak bardzo cyniczny okazał się prezydent Torunia. Jak zwykle w takiej dyskusji jest wiele emocji. Każdy chce być sędzią, orzekając winę lub krytykując zachowanie uczestników ruchu drogowego. Wszystko to jednak dzieje się niejako w kontekście wyższości świąt jednych nad drugimi, a prezydent Torunia niczym Piłat umył ręce od sprawy.

Miejsce, gdzie zatrzymał się kierowca po uderzeniu w rowerzystę na przejeździe dla rowerów w Toruniu. Fot. Anna Zglińska

Miejsce, gdzie zatrzymał się kierowca po uderzeniu w rowerzystę na przejeździe dla rowerów w Toruniu. Fot. Anna Zglińska

Warto zwrócić uwagę, że w sprawie wypadku w Toruniu niedochowanie ostrożności było i tak wtórną jego przyczyną. Gdzie zatem była pierwotna przyczyna? Oczywiście, że w magistracie, u zarządcy drogi, który wybudował przejazd zgodny z prawem, ale niebezpieczny.
Podobnie jak niebezpieczne są przejścia dla pieszych przez dwa i więcej pasy ruchu w jednym kierunku, bez sygnalizacji świetlnej, tak samo niebezpieczne są przejazdy dla rowerzystów przez tak szeroką jezdnię. I tak jak wspomniane przejścia, tak też takie niezabezpieczone przejazdy dla rowerzystów są polskim wymysłem, nieznanym w Zachodniej Europie. Żaden zarządca drogi zza Odry nie zdobyłby się na śmiałość, aby takie coś niebezpiecznego postawić na swojej drodze. Nawet jakby bardzo chciał, to prawo mu tego zabrania. Niestety w Polsce prawo nie zabrania budowania takich konstrukcji, więc się je buduje. Potem rodzimi „znafcy” podają prostą receptę – trzeba przestrzegać prawa, a nikomu nic się nie stanie. I dlatego prezydent Torunia nie ma nic sobie do zarzucenia. Będzie dalej realizował swoje programy BRD z przesłaniem „wara od mojego podwórka”. Torunianie muszą sami namówić swojego prezydenta, aby poszerzył horyzonty, a ja chciałbym przedstawić przykład, jak podobny problem rozwiązano w Zielonej Górze.

Przejazd dla rowerów w Zielonej górze od strony kierowcy.... Fot. Wiesław Migdałek

Przejazd dla rowerów w Zielonej górze od strony kierowcy…. Fot. Wiesław Migdałek

W Zielonej Górze działa stowarzyszenie „Rowerem do Przodu”. Jako organizacja pozarządowa, skupiająca zapaleńców jazdy bicyklem, przyjęła za swój główny cel propagowanie kultury jazdy rowerem.. Jednym z elementów tejże kultury jest zbudowanie przyjaznej i bezpiecznej sieci ścieżek i traktów rowerowych w Zielonej Górze i okolicach.
W tym celu stowarzyszenie aktywnie uczestniczy w pracach koncepcyjnych, w planowaniu tras rowerowych i organizacji bezpieczeństwa na nich. Przewodniczący stowarzyszenia jest także radnym miejskim i… lekarzem pogotowia ratunkowego, który z racji wykonywanego zawodu do niejednego wypadku drogowego przybywał. Zatem tematyka BRD jest mu wyjątkowo bliska.

Prezydent miasta jest otwarty na pomysły rowerzystów, nie oznacza to jednak, że pozwala na frywolność. Doskonale sobie zdaje sprawę, że to on jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo w mieście. Mamy zatem w Zielonej Górze grupę ludzi, która postanowiła zadbać o swoje interesy rowerowe, a z drugiej strony grupę urzędników i zielonogórską policję, która na etapie planowania ma zapewnić kwestie związane z bezpieczeństwem.
Przechodząc do sedna – w Zielonej Górze mamy także przejazdy dla rowerzystów (samodzielne lub stowarzyszone z przejściem dla pieszych) przez szerokie, wielopasowe ulice. Takie przejazdy postanowiono jednak obudować znakami STOP i A7 do których muszą się stosować rowerzyści.

...i przejazd dla rowerów w Zielonej Górze od strony rowerzysty Fot. Wiesław Migdałek

…i przejazd dla rowerów w Zielonej Górze od strony rowerzysty Fot. Wiesław Migdałek

Innymi słowy, w Zielone Górze rowerzysta musi czasami się zatrzymać i okazać trochę cierpliwości, aby przejechać w poprzek szerokiej jezdni. Nikt jednak z tego powodu nie wrzeszczy, że to dyskryminacja rowerzystów. Mamy spokój, mamy rozwiązanie, nie mamy wypadków.

Wiesław Migdałek