Connect with us

Rozmowy i opinie

Wojciech Kotowski: rządowy projekt w sprawie UTO to bubel

Opublikowano

-

Prędkość e-hulajnóg powinna zostać na chodnikach ograniczona do 7 km/h, a kierujący powinni mieć jasny obowiązek ustępowania pieszym 

Wojciech Kotowski, ekspert ds. prawnych aspektów wypadków drogowych w kancelarii adwokackiej Pomorski w Warszawie Fot. arch. prywatne

Wojciech Kotowski, ekspert ds. prawnych aspektów wypadków drogowych w kancelarii adwokackiej Pomorski w Warszawie Fot. arch. prywatne

Po zapoznaniu się z ostatnią twórczością projektodawców (30 lipca 2019 r.), dotyczącą zmian w Prawie o ruchu drogowym już na pierwszy rzut oka jawi się twierdzenie, że jest on głęboko nieprzemyślany [zobacz cały projekt]. Wnikliwe spojrzenie urzeczywistnia kuriozalność propozycji i to par excellence. Szczególnie irytujące jest to, że projektodawca jest dumny – czego wyrazem jest uzasadnienie zmian – z propozycji wyprodukowania kolejnego „bubla”, zamiast naprawdę wnikliwie przemyślanego „produktu” o rzetelnej i trwalej konstrukcji. Przypomina mi to definicję dwóch muzyków – dobrego i złego. Dobry przez metodykę gry pokazuje „spójrzcie jaka piękna jest muzyka!”, zły natomiast przez grę wskazuje „patrzcie jak ja pięknie gram!”. Przenieśmy tę definicję na grunt projektu. Otóż, kompetentny podmiot – z natury rzeczy – dysponujący wiedzą, doświadczeniem i umiejętnościami w miejsce nieprzemyślanego samozadowolenia przygotuje właściwe rozwiązanie problemu, które w istocie będzie służyć bezpieczeństwu najsłabszemu uczestnikowi ruchu, a więc pieszemu, który – co oczywiste – w skutkowym kontakcie z każdym pojazdem jest na pozycji przegranej.

Dostrzegam jednak pozytywną zmianę w sposobie myślenia, odmienną od prezentowanej jeszcze przed trzema miesiącami, a zatem przyjęto, że jadący chodnikiem na elektrycznej hulajnodze nie jest już pieszym, lecz kierującym pojazdem. Staje się zatem realne, że policyjni znawcy problematyki drogowej zakodują sobie wreszcie, że sprawcą potrącenia pieszego na chodniku jest jadący e-hulajnogą a nie pieszy! Mam nadzieję, że nie powtórzy się niechlubne wydarzenie z turystką słowacką a plama na honorze Policji zostanie całkowicie zmyta.

„Powoli” trzeba sprecyzować – na chodniku to mniej niż 7 km/h

Do realizacji oczekiwań potrzebne są jasne, precyzyjne i jednoznaczne przepisy – co oczywiste – inne niż zaprojektowane. Przede wszystkim e-hulajnoga musi doczekać się odrębnej regulacji (częściowo wzorem ruchu rowerowego – art. 33 PoRD), w ramach której kierującego tym pojazdem obejmuje nakaz jazdy powoli, kiedy jest uprawniony do korzystania z chodnika, a równocześnie obowiązek ustępowania pierwszeństwa pieszym. Przez tego rodzaju właściwe zachowanie realizuje zasadę szczególnej ostrożności (art. 3 PoRD).

Sam nakaz jazdy powoli nie jest wystarczający. Wynika to z faktu, że określenie „powoli”, jest pojęciem względnym, podobnie jak określenia dużo i mało. Użyję humorystycznego porównania, a mianowicie 7 włosów na głowie, to w rzeczy samej „mało”, natomiast 7 włosów w zupie to rzecz jasna „dużo”. Wracając do tematu – praktyka pokazuje, że „powoli” w ruchu drogowym oznacza różne wartości. Dla kierowcy, zwłaszcza preferującego szybką jazdę (120 km/h), prędkość rzędu 20 km/h będzie oznaczała jazdę „powoli”. Dalej, obowiązująca maksymalna prędkość 20 km/h w strefie zamieszkania istotnie mieści się w realiach określenia „powoli”. Jednak ta sama prędkość na chodniku przechodzi do obszaru „dużej prędkości”. Wobec tego należy w przepisie precyzyjnie określić co oznacza dla kierującego e-hulajnogą na chodniku określenie „powoli”. Mianowicie, oznacza prędkość nieprzekraczającą 7 km/h (ok. 2 m/s), zbliżoną do szybkiego kroku pieszego, co wynika z wiarygodnych badań Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra J. Sehna w Krakowie. Jestem przekonany, że tym sposobem zapewnimy odpowiednie bezpieczeństwo pieszych.

Kierujący e-hulajnogą po chodniku musi mieć jasny obowiązek ustępowania pieszym

Ponadto zachodzi bezwzględna konieczność ujęcia w przepisie dyspozycji, że kierujący e-hulajnogą w czasie jazdy chodnikiem ustępuje pierwszeństwa pieszym. Sformułowanie ustępuje miejsca pieszemu (art. 33 ust. 6 p.r.d.), to zdecydowanie za mało, wszak nie obejmuje następującej sytuacji: kierujący e-hulajnogą dojeżdża do przecięcia chodników, z reguły przy budynkach. Ma obowiązek – co oczywiste – zwolnienia, a nawet zatrzymania w celu ustalenia czy zza budynku nie wychodzi pieszy, któremu musi ustąpić pierwszeństwa, a nie miejsca.

Można – co oczywiste – tworzyć różnego rodzaju nazewnictwo jak „urządzenie transportu osobistego” (UTO), jednakże ich katalog musi mieć sens. Nie trzeba przekonywać, że do u.t.o. można zaliczyć: rower, motorower, wózek inwalidzki, „zaprzęg”, motocykl, a nawet samochód. Jednakże w prawie o ruchu wymienione urządzenia nazwane są pojazdami. Nazwa u.t.o., która się pojawiła, może objąć, jak zresztą założono, elektryczną deskorolkę, urządzenie samopoziomujące i inne z napędem elektrycznym (np. wrotki, rollery). Jest nieporozumieniem usytuowanie elektrycznej hulajnogi wśród tych urządzeń. Elektryczna hulajnoga jest pojazdem i nikt nie jest w stanie tego zmienić. Zatem powinna być wymieniona w słowniku określeń (art. 2 PoRD), a zasady jej ruchu powinien wyznaczyć przepis modelowo tożsamy z art. 33 PoRD, natomiast warunki techniczne wyraźnie określone w rozporządzeniu wydanym mocą art. 66 ust. 5 PoRD. Podobnie inne urządzenia, lecz odrębnie.

E-hulajnoga powinna być wyposażona w: dwa niezależnie działające hamulce, dwa światła przednie i tylne, kierunkowskazy i nieprzeraźliwy sygnał dźwiękowy. Wejście w życie znowelizowanej ustawy i rozporządzenia w sprawie warunków technicznych i niezbędnego wyposażenia pojazdów powinno nastąpić równocześnie. Nie do przyjęcia jest 6-miesięczny okres dostosowywania warunków elektrycznej hulajnogi i UTO od wejścia w życie znowelizowanych przepisów.

„Doklejenie” e-hulajnogi, jako urządzenia transportu osobistego, do roweru jest zwyczajnym nieporozumieniem. Oba pojazdy znacznie się różnią stopniem zagrożenia dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nie trzeba przekonywać znawców przedmiotu, że nieporównywalnie większe zagrożenie od roweru niesie e-hulajnoga, chociażby z uwagi na możliwość gwałtownego przyspieszenia i niestateczność.

Ustawowa „wyjątkowość” jazdy po chodniku w praktyce stanie się regułą

Zwróćmy uwagę na korelację zaprojektowanych art. 16 ust. 8 i art. 33 ust. 5a p.r.d. Projektodawca dopuszcza kierującego e-hulajnogą do ruchu jezdnią, na której ruch ograniczono do 30 km/h, drogą rowerową i pasem ruchu dla rowerów. Równocześnie stwierdza, że chodnik może być do takiej jazdy wykorzystany „wyjątkowo”. Dokonajmy zatem analizy tego wyjątku. Przykładowo w obszarze Mokotowa (powierzchnia 35,42 km2) mamy zaledwie kilkanaście stosunkowo krótkich odcinków dróg (100-300 m.), na których obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h (na takich drogach są progi zwalniające zapewne „sprzyjające” rozpędzonej hulajnodze), wiele jest miejsc pozbawionych dróg rowerowych, a jeszcze więcej pasa ruchu dla rowerów. Natomiast rzadko zdarza się chodnik szerokości mniejszej niż 2 m. To wszystko oznacza w rzeczy samej, że ten wyjątek z marszu stanie się regułą, piesi jak byli, tak będą narażeni na potrącenia, a policjanci będą się zastanawiać kogo ukarać – pieszego czy kierującego e-hulajnogą za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Projekt w żadnym razie nie koresponduje z ideą zaprezentowaną w uzasadnieniu zmian. Mianowicie założono, że efektem wejścia w życie zaprojektowanych zmian będzie prawne uporządkowanie ruchu „UTO” m.in. przez „znaczne” ograniczenie ich ruchu na chodnikach i drogach dla pieszych. W owym założeniu umieszczono optymistyczną nutę, że we wskazany sposób zostanie zapewniony „wyższy poziom bezpieczeństwa uczestników ruchu”. I to podobno „wpłynie pozytywnie na komfort korzystania przez pieszych z przeznaczonej dla nich przestrzeni”. Jaki ogromny ładunek szczerości wypowiedzi projektodawcy, aż serce bije mocniej i rozwijają się skrzydła inicjatyw. Jednak, gdy spojrzymy na projekt, ręce wnet opadają.

Zbyt długo zajmuję się prawnymi i kryminalistycznymi problemami ruchu drogowego, aby stać się podatnym na deklaracje poprawy poziomu bezpieczeństwa w ruchu drogowym – z natury rzeczy – bez pokrycia. Poziom bezpieczeństwa w ruchu drogowym, nazwijmy go po imieniu – „niski”, tak trwale wpisał się do krajobrazu naszej rzeczywistości, że niepodobna dostrzec symptomów wskazujących jego poprawę, a projekt w tym kształcie jest tego dowodem. Chciałbym się mylić!

Powyższe przemyślenia są pilotem zainicjowanej przez projektodawcę dyskusji.

Autor jest ekspertem ds. prawnych aspektów wypadków drogowych w kancelarii adwokackiej Pomorski w Warszawie