Connect with us

Społeczeństwo

Google Maps sugeruje polskim kierowcom łamanie ograniczeń prędkości?

Opublikowano

-

Nawigacja internetowego giganta może odpowiadać za niebezpieczne zachowania na polskich drogach. Może bowiem sugerować czasy przejazdu niezgodne z ograniczeniami prędkości na drodze – wynika ze śledztwa portalu brd24.pl

Czas przejazdu podawany przez Google Maps opiera się na danych z wcześniejszych przejazdów tym odcinkiem - a w Polsce 70-90 proc. kierowców łamie ograniczenia prędkości. Źródło: Google Maps

Czas przejazdu podawany przez Google Maps opiera się na danych z wcześniejszych przejazdów tym odcinkiem – a w Polsce 70-90 proc. kierowców łamie ograniczenia prędkości. Źródło: Google Maps

Dlaczego nawigacja Google Maps jest tak popularna? Bo jest jedną z lepiej wykonanych, pokazuje czas przejazdu i potrafi na bieżąco (no, prawie – ale bardzo szybko) korygować zarówno czas przejazdu czy trasę, gdy wystąpią na niej utrudnienia. Jest jednak i ciemna strona tej technologii. Bo jeśli algorytm czerpie dane do ustalania predykcji czasu przejazdu z urządzeń innych użytkowników – to znaczy, że w Polsce pobiera dane od kierowców, których zdecydowana większość łamie ograniczenia prędkości na drogach.

Postanowiliśmy to sprawdzić. I wszystko wskazuje na to, że – niestety – nasze podejrzenia okazały się słuszne.

Ponad 90 proc. Polaków łamie limity prędkości na drogach

Najpierw naświetlmy jednak problem masowego przekraczania prędkości przez kierowców w Polsce. Dość dobrze obrazuje to np. ostanie badanie Europejski Barometr Odpowiedzialnej Jazdy 2019. Przepytywano w nim 12,5 tys. kierowców z 11 europejskich krajów. Polacy najczęściej przyznawali się do przekraczania limitów prędkości – zbyt szybko jeździ aż 92 proc. badanych kierowców z Polski [czytaj więcej o badaniu].

Wynika to m.in. z przekonania kierowców w Polsce, że „szybka ale bezpieczna jazda jest możliwa”. Uważa tak 55 proc. badanych przez  Polską Izbę Ubezpieczeń [czytaj o tym badaniu].

Te sondażowe obrazy potwierdzają się też już w konkretnych pomiarach na drogach. Instytut Transportu Samochodowego, który sprawdzał zachowania kierowców wobec pieszych, dowiódł, że nawet przed przejściami dla pieszych limity prędkości łamie 90 proc. kierowców! [czytaj o tym badaniu]

Szalone i bezrozumne podejście do jazdy na drogach w Polsce ostatnio wskazały m.in. pomiary Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Nawet na drogach szybkiego ruchu – z najwyższymi limitami w UE (nie licząc niektórych odcinków niemieckich autostrad) – Polacy masowo jeżdżą szybciej niż to dopuszczalne. Na niektórych odcinkach tych dróg limity prędkości łamie nawet 70 proc. kierowców, a średnie prędkości sięgają czasem 250 km/h [czytaj o tym więcej].

Problem jest poważny i od lat ignorowany przez władze oraz służby – działające w mocno niewydolny sposób. Skutek? Więcej wypadków i cięższe ich efekty, a więc więcej zabitych i rannych na drogach – bardziej śmiertelne drogi niż w Polsce są w Europie jedynie w Bułgarii i Rumunii.

Google Polska nabiera wody w usta

Skoro znaczna większość kierowców jeździ po drogach, to czy algorytm Google Maps wyznaczający im czas przejazdy trasy ma część kontrolną? Kompensującą ten czas w oparciu o znaki drogowe i lokalne ograniczenie prędkości? Mocno w to wątpię – gdyż byłaby to niezwykle skomplikowana procedura (a w polskich warunkach podwójnie trudna).

Postanowiłem to jednak sprawdzić. I zdałem pytania polskiemu oddziałowi Google – poprosiłem o wyliczenie, w oparciu o co ustalana jest predykcja przejazdów w nawigacji podawana użytkownikowi. Biuro prasowe Goole nie odpowiedziało na pytania, odesłało jedynie link do bloga, na którym firma tłumaczy udział sztucznej inteligencji w predykcji ruchu.

Informacje udostępnione w blogu koncernu Google potwierdzają nasze przypuszczenia. Predykcja oparta jest o dane użytkowników drogi.

„Aby przewidzieć, jak będzie wyglądał ruch w najbliższej przyszłości, Mapy Google analizują historyczne wzorce ruchu na drogach w czasie. Na przykład jeden wzorzec może wskazywać, że na autostradzie 280 w północnej Kalifornii zazwyczaj pojazdy poruszają się z prędkością 65 mil na godzinę między 6-7 rano, ale tylko z prędkością 15-20 mil na godzinę późnym popołudniem. Następnie łączymy tę bazę danych historycznych wzorców ruchu z bieżącymi warunkami ruchu, używając uczenia maszynowego do generowania prognoz na podstawie obu zestawów danych” – czytamy.

W polskich warunkach oznacza to dopasowywanie czasów przejazdów w oparciu o historię przejazdów innych kierowców, z których 70-90 proc. jeździ za szybko. Istnieje więc pełne podstaw założenie, że Google Maps podają użytkownikom w Polsce czasy dotarcia do celu, których nie można zrealizować jadąc zgodnie z prawem. Co to oznacza? Że prawdopodobnie zawsze wyjeżdżamy spóźnieni – i jeśli naprawdę chcemy dotrzeć na określony w nawigacji czas, będziemy musieli postępować nielegalnie i niebezpiecznie.

Próbowałem o to dopytać.

„Gdyż jest tak, jak się spodziewałem – i co obserwuję w aplikacji. Algorytm oblicza czas przebycia trasy m.in. na podstawie danych historycznych prędkości w ruchu. W Polsce kierowcy w zdecydowanej większości (czasem ponad 90 proc.) łamią ograniczenia prędkości na trasach. Oznacza to – że podawane przez Państwa aplikację czasy przejazdy uwzględniają m.in. łamanie prawa dotyczącego prędkości na drogach. Czy zamierzacie na to wpłynąć? Czy nie można kontrolnie z map obliczać maksymalnego czasu przejazdy w oparciu o dopuszczalne prędkości na trasie a nie tylko o historyczne dane z przejazdów kierowców?” – napisałem do Biura prasowego Google.

Tym razem jednak odpowiedzi się nie doczekałem. Automat mailowy poinformował mnie, że pytanie dotarło. Nikt już jednak nie odpisał.

Czy pytania były tak boleśnie prawdziwe? Tak sądzę. A Wam radzę ostrożność w planowaniu trasy z Google Maps jeśli chodzi o czas, w którym dotrzecie do celu.

Łukasz Zboralski