Connect with us

Rozmowy i opinie

Andrzej Grzegorczyk: obecne milczenie środowisk BRD to jest nasza katastrofa

Opublikowano

-

Z Andrzejem Grzegorczykiem, byłym sekretarzem Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu drogowego, rozmawia Łukasz Zboralski
Andrzej Grzegorczyk, wiceprezes Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego. Źródło: mniejofiar.org.pl

Andrzej Grzegorczyk Źródło: mniejofiar.org.pl

ŁUKASZ ZBORALSKI: 15 lat temu w wywiadzie dla mediów jako szef Krajowej Rady BRD wyliczał pan wyzwania dla Polski. Jedno z nich: mieć po swojej stronie media, które we właściwy sposób podawały by informacje o bezpieczeństwie ruchu drogowego. Patrzę dziś na media w Polsce, które jednoznacznie domagają się bezpieczniejszych dróg, piszą o faktach a nie wyobrażeniach w tej dziedzinie i wydaje mi się, że to pana marzenie się spełniło…

ANDRZEJ GRZEGORCZYK: Zdecydowanie! Tu jest zdecydowany krok do przodu. A nawet określenie „krok” to za mało do tego, jak to się zmieniło. Zainteresowanie mediów tą sprawą jest nieporównywalne do tego, co było dawniej. Nawiasem mówiąc, jest w tym i pańska zasługa…

…dziękuję. Chodziło mi jednak o duże media. One dziś mądrze patrzą na te sprawy. Wspierają dążenie do zmian, wywierają presje na władzę.

Tak, duże media zaczęły się tą dziedziną zajmować profesjonalnie. Nie są to już przypadkowe informacje o wypadkach powstające w sposób „a, weź tam coś napisz, bo coś się stało na drogach”. To jest ogromny plus. Wreszcie zaczynają też zanikać w dużych mediach takie wiadomości jak w pismach brukowych – zupełnie nieistotne rzeczy, rozdmuchane do dużych newsów. A niestety wcześniej i duże, poważne media tak się tym bawiły. W tej chwili dziennikarze podchodzą do spraw bezpieczeństwa drogowego poważniej, powołując się na autorytety. Rzadko się trafiają takie artykuły „na rympał”.

Patrzę też na polityków po tych kilkunastu latach. Patrzę, jak o tym mówią. Jak podejmują decyzje np. w sprawie zmiany prawa dotyczącego pierwszeństwa pieszych, propozycje podwyższenia kar. 15 lat temu pan w najśmielszych snach pewnie nie mógłby sobie wyobrazić takiej sytuacji? Pewnie nie mógł pan marzyć, by politycy mieli tyle odwagi w podejmowaniu trudnych decyzji?

Zgadza się.

Jest jeszcze trzecia strona – organizacje BRD. Różne fundacje, stowarzyszenia. Pan i ja latami chodziliśmy na organizowane przez nie konferencje, spotkania. Powtarzano na nich hasła, że różne rzeczy w BRD trzeba zrobić. I teraz, kiedy politycy wreszcie po 30 latach zaczęli coś konkretnie robić, to całe polskie środowisko BRD nabrało wody w usta. Czy to nie jest dziwne?

Jest dziwne…

Za granicą takie środowiska domagają się zmian, a jak te zmiany władza proponuje, to głośno je popierają. U nas dekadami żądały zmian, robiły pikniki z odblaskami, a teraz jedyne, co słyszę z ich strony – jeśli w ogóle dochodzi jakiś głos – to: źle, niedobrze, nie tak…

To jest jedna z katastrof wynikająca…  no nie wiem, czy ze skłócenia społeczeństwa? Może większość tych dawnych społeczników już wymarła?
Faktycznie, ze strony liczących się dziś nazwisk, latami zajmujących się tym tematem BRD, tego głosu zabrakło. Ci ludzie powinni wystąpić i powiedzieć: tak – z tymi propozycjami się zgadzamy, a te jeszcze chcemy dopracować.
No przecież całe dekady o to walczyliśmy, to pochwalmy to! I faktycznie, tak jak pan mówi, z tym jest w naszym środowisku BRD cieniutko…

Może my woleliśmy w Polsce dekadami gadać przy stolikach? A kiedy przyszło do tego, że trzeba pewnej odwagi, by powiedzieć: tak, mandaty muszą być wyższe, to wszyscy schowali głowy w piasek. Moim zdaniem przecież to jedyny sens działania w środowisku BRD, by przeć do realnych zmian, wspierać rządzących w dobrych pomysłach, obojętnie jaka to władza – z lewej, z prawej, czy ze środka.

Zgadza się. Bo inaczej to zabrniemy w coś najgorszego. BRD musi być apolityczne.

A jak te propozycje zaostrzenia kar za wykroczenia i przestępstwa drogowe pan sam postrzega?

Część była kontrowersyjna, na szczęście zaczęło to być łagodzone. Nie podobają mi się propozycje konfiskowania samochodów. Bo i trzeba by konfiskować tramwaje czy lokomotywy – trzeba być przecież konsekwentnym. Nie uważam też za słuszne, że tak samo zostałby ukarany ktoś, kto miał mercedesa i ktoś, kto ma syrenkę. To będzie przecież inny wymiar kary za każdym razem. Nie bronię przestępców drogowych. Ale nie można w jednej sprawie dawać im jakiejś maksymalnej kary a w innych nie.

Proponujemy też, że nie tylko zabierzemy komuś auto ale i pijany sprawca wypadku będzie obciążony rentą na rzecz poszkodowanych. Co zrobimy tym posunięciem? Nabijemy kabzę firmom ubezpieczeniowym. Bo o ile firma ubezpieczeniowa ze swoimi prawnikami poradzi sobie z uzyskaniem odszkodowania, to umówmy się, jeśli to sprawca ma płacić – to może to spowodować niemożliwość egzekucji kary.

W przygotowywanych regulacjach nie ma ani słowa o tym, co powinno się w Polsce zmienić instytucjonalnie w kontekście poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zero na ten temat…

Mamy też ogromne liczby niezapłaconych kar. I z tym tu nic nikt nie chce zrobić. Czyli nie planujemy jakoś zwiększyć nieuchronności kar, tylko chcemy je podnieść.

W tych regulacjach są narzędzia, które mają pomóc zebrać więcej mandatów niż wcześniej. Na przykład punkty karne będą kasowane po dwóch latach, ale jak ktoś zapłaci mandat – to po roku. Więc jest tam trochę takich mechanizmów. A wracając do wysokości kar. Nie uważa pan, że mandaty nie zmieniane od 25 lat nie są jednak za niskie?

Są za niskie. Obiektywnie – są za niskie. I przyznajmy, kasa, którą się wyciąga z kieszeni, to jest bat! Nawet ten, kto ma dużo kasy, musiał ją gdzieś zarobić. Wcale nie będzie tak, że kara finansowa będzie bolesna tylko dla biedniejszych.

Natomiast jest w tym jedna rzecz dość trudna. Czy powinniśmy te kary windować do aż tak wysokich poziomów, jak to zaproponowano? Naprawdę wysokie kary rozumiem jedynie w przypadku recydywy. Tu rzeczywiście to jest ważne. Choć bierzmy pod uwagę to, co działo się na Litwie, gdy poszło tam takie duże uderzenie finansowe. Byli ludzie, którzy woleli iść do więzienia niż zapłacić całą pensję na mandat.

Podoba mi się oczywiście też mechanizm, że jak się szybko zapłaci mandat, to się dostaje pewną ulgę. To też dobre rozwiązanie.

Czyli powinniśmy te kary po latach podnieść, ale ma pan obawy, czy z proponowaną wysokością kar rząd nie idzie za daleko w tym projekcie?

Tak. Powinnismy się zastanowić nad tym, czy ściągalność będzie realna. Zastanówmy się też, kogo naprawdę karzemy. Przecież wiemy, że są firmy np. kurierskie, gdzie kierowcom grożą kary finansowe za to, że nie przejadą trasy w jakimś czasie…

Czy – mimo wszystkich zastrzeżeń do niektórych propozycji – po zmianie prawa ws. pieszych, po ewentualnej podwyżce kar, uważa pan, że po roku zobaczymy na drogach zmianę? Że będzie bezpieczniej i to zauważalnie?

Powinniśmy tym wszystkim na to wpłynąć. Dodam coś jeszcze. Ja cały czas udzielam się w międzynarodowej organizacji ds. szkolenia i praw jazdy. I jeśli mamy dziś faceta, który ma wykształcenie średnie, ma prawo jazdy, ale przez pięć lat nie jeździł i może być on w Polsce wykładowcą uczącym przyszłych kierowców, to ja podziwiam odporność niektórych z nich. Część nie ma pojęcia, co się obecnie dzieje w motoryzacji. Inaczej się jeździ np. samochodami elektrycznymi, wchodzi coraz więcej automatyki i pojazdy będą stawać się autonomiczne.

A wie pan, jakie są wyniki ostatnich egzaminów na egzaminatorów w WORD? No odsiew jest na poziomie 90 proc. Tylu nie zdaje! To albo pytania tam są jakieś wadliwe, albo ludzie się nie nadają.

Jeśli nie będziemy prowadzić szkoleń i doszkalać, to będziemy wychowywać kadrę taką, która – bez złośliwości przypominam – buntowała się jakiś czas temu ogromnie przeciw zdawaniu praktycznych części egzaminów w normalnym ruchu, a nie na placu. Przecież głoszono, że to się skończy porozbijanymi samochodami.