Connect with us

Rozmowy i opinie

Czy zmiana w prawie oznacza, że nie musisz już nigdy ustępować rowerzyście? Ależ nie!

Opublikowano

-

Opisane przez brd24.pl usunięcie z rozporządzenia nakazu zwalniania przed rowerzystami dopiero wjeżdżającymi na przejazd oczywiście osłabia pozycję cyklistów. Nie oznacza jednak, że w ogóle odebrano im pierwszeństwo na przejazdach, czy że przestały działać inne zasady nakazujące ustąpienie kierującemu rowerem
Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Wczoraj ujawniłem, jak – bez rozgłosu – w listopadzie 2021 r. znowelizowano rozporządzenie o znakach i sygnałach drogowych. Wycięto z niego nakaz dla kierowców, który mówił o tym, że kierujący zbliżający się do przejazdu dla rowerów ma obowiązek „zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych lub rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących lub wjeżdżających”.

Mój tekst wzbudził wiele komentarzy. Z jednej strony niektórzy przedstawiciele rowerzystów zaczęli przekonywać, że „nic się nie zmieniło”, bo ich zdaniem znak D-6a nie obowiązywał kierowców i nie było w jego definicji ani słowa o „pierwszeństwie”. Z drugiej – pojawili się ci, którzy przekonują, że rowerzyści nie mają teraz w ogóle pierwszeństwa na przejazdach rowerowych. I jedni, i drudzy się mylą.

Zatem – co naprawdę się zmieniło w listopadzie?

Co to jest to „pierwszeństwo”, do diabła?

Zacznijmy od postaw. Od pierwszeństwa. To wątek specjalnie dla tych, którzy uważają, że jak w prawie nie zapisano, iż ktoś „ma pierwszeństwo”, to znaczy, że nie ma i już. Niekoniecznie. Pierwszeństwo na drodze bardzo często wyrażone jest po prostu obowiązkami tego, kto ma go udzielić.

By to zrozumieć, wystarczy przyjrzeć się zresztą samej definicji udzielenia pierwszeństwa, opisanej zaraz na początku Prawa o ruchu drogowym – w definicjach legalnych:

„ustąpienie pierwszeństwa – powstrzymanie się od ruchu, jeżeli ruch mógłby zmusić kierującego do zmiany kierunku lub pasa ruchu albo istotnej zmiany prędkości, pieszego – do zatrzymania się, zwolnienia lub przyspieszenia kroku, a osobę poruszającą się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch – do zatrzymania się, zmiany kierunku albo istotnej zmiany prędkości”.

Sama definicja pierwszeństwa wyraża się więc w obowiązkach pewnych zachowań wobec uczestników ruchu, którym tego pierwszeństwa udzielić należy.

I teraz wróćmy do rowerzystów i przejazdów rowerowych. Bowiem w analogiczny sposób dawna (skasowana w listopadzie) definicja znaków D-6a i D-6b nakazywała kierowcy określone zachowanie, które skutkowało… niczym innym niż udzieleniem pierwszeństwa rowerzyście, który znajdował się na przejeździe rowerowym lub dopiero na niego wjeżdżał.

Rozporządzenie nakazywało bowiem kierowcy widzącemu znak D-6a lub D-6b „zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych lub rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących lub wjeżdżających”. Czym w praktyce skutkowało wypełnienie tego obowiązku (!) kierowcy? Musiał zwalniać, gdy widział już wjeżdżającego rowerzystę, a zatem takiego, który dopiero za chwilę pojawi się na przejeździe rowerowym i te intencje jego widać.

Dodajmy do tego, że musiał zwalniać aż do zatrzymania włącznie, jeśli wymagała tego sytuacja. Przypomnijmy tu opinię Departamentu Transportu Drogowego Ministerstwa Infrastruktury, który w 2017 r. tłumaczył, co dokładnie ma zrobić kierowca zbliżając się do miejsca na jezdni oznaczonego znakami D-6, D-6a, D-6b, któremu rozporządzenie nakazuje „zmniejszyć prędkość, by nie narazić na niebezpieczeństwo (…)”.

„Zmniejszenie prędkości – zdaniem Departamentu Transportu Drogowego – oznacza również zatrzymanie się (zmniejszenie prędkości do 0 km/h), jeżeli jest to niezbędne dla uniknięcia zagrożenia pieszych lub rowerzystów”.

Co zatem robił kierowca, który zgodnie z tym, co narzucał mu znak „przejazd rowerowy”, widząc wjeżdżającego dopiero rowerzystę zwalniał, by go przepuścić, albo nawet się zatrzymywał, jak nie ustępował mu pierwszeństwa?

Dopiero teraz możemy przejść do wyjaśnienia tego, co usuwanie takiego obowiązku kierowcy z rozporządzenia zmienia w relacjach kierowca-rowerzysta.

Czy nawet ujednolicenie prawa trzeba spartaczyć? I czy nie było to celowe?

Dlaczego w ogóle Ministerstwo Infrastruktury zapragnęło nagle w listopadzie zmienić rozporządzenie odnośnie znaków D-6a i D-6b? Niektórzy wskazują, że w uzasadnieniu tego procesu narzuciło to Rządowe Centrum Legislacji – po to, aby przepisy były spójne.

I trudno się z takim wnioskiem o zmianę nie zgodzić. Skoro rok wcześniej to samo ministerstwo usunęło z rozporządzenia instrukcję, jaką zawierał dla kierowców znak D-6 „przejście dla pieszych” i przeniosło tę zawartość wprost do ustawy, to i tak samo powinno zrobić z instrukcjami znaków D-6a i D-6b czyli dotyczącymi przejazdów rowerowych.

Sprawa pieszych była wyraźna i głośna – domagano się w Polsce tego, żeby na przejściach mieli oni wyraźnie określone pierwszeństwo i to nawet, zanim postawią stopę na zebrze. Stąd w ustawie wpisano dokładnie to, co mówił kierowcy znak – że ma ustąpić pierwszeństwa zarówno pieszym znajdującym się na przejściu jak i na nie dopiero wchodzącym. Żeby nie było już żadnych niejasności. Bo zanim to nastąpiło, to Ministerstwo Infrastruktury przekonywało w pismach, że piesi – zgodnie z definicją znaku – mają już pierwszeństwo podczas wchodzenia (inna sprawa, że nikt tego nie egzekwował, a jeszcze inna – że Konwencja Wiedeńska mająca nadrzędność nad naszym Prawem o ruchu drogowym też to narzucała), a prawnicy Biura Analiz Sejmowych uważali, że rozporządzenie nie powinno tak poszerzać ustawy.

Dopiero tu możemy zauważyć szaloną niekonsekwencję listopadowej nowelizacji rozporządzenia dotyczącej przejazdów rowerowych. Oto resort dokonał tego samego, co w sprawie pieszych – skasował z rozporządzenia definicję znaku nakazującą kierowcy pewne ostrożne zachowanie prowadzące do ustępowania pierwszeństwa wobec rowerzystów będących na przejeździe rowerowym i dopiero na niego wjeżdżającym. Tylko do ustawy już nie dopisano tego samego, co kierowcy nakazywał znak. Już nie ma tam słowa „wjeżdżających”.

Zgodnie z polskim prawem od listopada „Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe„.

Tę niekonsekwencję – myślenia i działania – widać też zresztą w komunikacie, jaki resort wydał po moim tekście. Oto ministerstwo przyznaje w nim, że z rozporządzenia zniknęło ważne słowo:

„Przed zmianą rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych kierujący pojazdem zbliżający się do przejazdu rowerowego był obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo rowerzystów znajdujących się na przejeździe lub na niego wjeżdżających. Obecnie, w myśl przepisów ustawowych, kierujący pojazdem zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe” –  piszą przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury.

Akapit dalej dodają jednak coś, co zaprzecza ich własnym zdaniom (proszę pamiętać, że wypełnienie nakazu definicji znaku przed zmianą rozporządzenia prowadziło w istocie do ustąpienia pierwszeństwa rowerzyście wjeżdżającemu):

„Zmiana ta nie doprowadziła zatem do odebrania rowerzystom i uczestnikom ruchu drogowego poruszających się przy pomocy UTO pierwszeństwa podczas wjeżdżania na przejazd rowerowy. Zarówno obecnie, jak i przed zmianą przepisów, użytkownicy ci nie mieli pierwszeństwa podczas wjeżdżania na przejazd rowerowy„.

Oczywistym jest, że przedstawiciele resortu popełniający sporo wpadek za nic w świecie nie przyznają się do błędu. Ale żeby od razu dawać znak, iż mają rozdwojenie jaźni? Nie wiem, czy to dobre wytłumaczenie…

Kulisy są – mogę napisać tylko nieoficjalnie – oczywiście inne. Przedstawiciele resortu nie mogli nie rozumieć, że w sprawie przejazdów rowerowych powinni prawo ujednolicić tak samo, jak w sprawie pieszych. No, ale… wówczas musieliby przyznać rowerzystom – a to jest grupa, do której, ujmijmy to łagodnie, nie pałają miłością – wyraźne pierwszeństwo jeszcze przed wjechaniem na przejazd dla rowerów, co powodowałoby, że obowiązek kierowców wyrażony byłby dobitnie i prosto.

Ostatecznie – albo urzędnicy ministerstwa przyparci do muru przez RCL dokładnie wiedzieli, że w sprawie rowerzystów postąpią inaczej niż w sprawie pieszych, albo sami nie bardzo wiedzieli, co robią. Tertium non datur.

Jak się zachować przy przejazdach rowerowych?

Krótko mówiąc, jedno się w ministerialnym tłumaczeniu zgadza: rowerzysta ma pierwszeństwo dopiero, gdy znajduje się na przejeździe rowerowym.

To jednak – na szczęście (albo nieszczęście, bowiem tak skomplikowane są polskie przepisy drogowe i to dobre nigdy nie jest) – nie oznacza, że kierowca nie musi cykliście ustępować. Tak się bowiem składa, że większość dróg dla rowerów poprowadzona jest siłą rzeczy wzdłuż dróg i jezdni – i kierowcy wjeżdżając na przejazd rowerowy zwykle dokonują tego na skrzyżowaniach i to skręcając w drogę poprzeczną. A taką sytuację przepisy regulują zupełnie niezależnie i kierowca ma tam jasny obowiązek ustąpienia:

„Kierujący pojazdem, który skręca w drogę poprzeczną, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, jadącym na wprost po jezdni, pasie ruchu dla rowerów, drodze dla rowerów lub innej części drogi, którą zamierza opuścić”.

Pozostają jednak dwie inne sytuacje, gdy kierujący samochodem przejeżdża przez przejazd dla rowerów.

Po pierwsze, gdy przejazd dla rowerów przecina drogę po prostu, bez skrzyżowania. Jest przedłużeniem tylko i wyłącznie drogi dla rowerów. Wówczas – zgodnie z obecnym prawem – kierowca musi ustąpić rowerzyście „znajdującemu się na przejeździe dla rowerów”. A to oznacza, że nie musi – znak już mu tego nie nakazuje – lepiej obserwować otoczenia drogi i dostrzec już „wjeżdżających” na przejazd a nie tylko na nim się znajdujących. To jest znaczne obniżenie w prawie bezpieczeństwa rowerzystów na przejazdach (zbywam milczeniem tych, którzy uważali, że znak „przejazd dla rowerów” nic nie znaczył).

Po drugie – i to jest, niestety, jak się okazuje, mało oczywiste nawet dla części przedstawicieli środowisk rowerowych w Polsce – listopadowa nowelizacja rozporządzenia uderza też w miejsca, gdzie na skrzyżowaniach kierowca wyjeżdżą z drogi podporządkowanej i przecina przejazd dla rowerów. Mimo najszczerszych chęci internetowych rowerzystów, droga dla rowerów przecinająca jezdnię drogi podporządkowanej nie tworzy skrzyżowania (albowiem droga dla rowerów w myśl Prawa o ruchu drogowym nie jest drogą, a po drugie kończy się ona tam, gdzie zaczyna się coś osobnego – przejazd dla rowerów, tak samo jak chodnik kończy się tam, gdzie zaczyna przejście dla pieszych, którego przecież też jest w pewnym sensie przedłużeniem na jezdni, ale jednak innym bytem).

Zatem jeśli droga dla rowerów nie prowadzi po jezdni drogi z pierwszeństwem, tylko jest oddzielną infrastrukturą i przecina ją kierowca wyjeżdżający z drogi podporządkowanej, to znak „ustąp pierwszeństwa” dotyczy dla niego jezdni drogi z pierwszeństwem a nie drogi dla rowerów. Do rozumienia sytuacji z rowerzystami służy mu w takim miejscu znak „przejazd rowerowy”. No i wracamy teraz znów do tego, co z definicji tego znaku zniknęło… Zatem i w takiej sytuacji kierowca odwołując się do ustawy musi ustąpić pierwszeństwa rowerzystom znajdującym się „na przejeździe rowerowym” a nie dopiero na niego „wjeżdżającym”.

Jeśli taka nowelizacja ministerstwa nie jest dla Państwa osłabieniem pozycji cyklistów na przejazdach dla rowerów – i w sumie osłabianiem bezpieczeństwa ruchu drogowego – to ja się poddaję, przepraszam, niepotrzebnie zabieram Wasz czas. Lepiej wyślę list z podziękowaniami do ministra Adamczyka, że wreszcie wszystko uporządkował, wszystko jest z rowerzystami jasne, proste i nic nie trzeba tłumaczyć (no, poza tym, że po nowelizacji trzeba napisać kilka tekstów i to bardzo długich), a zawsze kierowcy można przecież przypomnieć, że podczas wjeżdżania na przejazd dla rowerów obowiązuje go „szczególna ostrożność”, więc może jednak by się rozglądał, bo inaczej kogoś najedzie.

A na serio – trzeba znowelizować Prawo o ruchu drogowym dopisując tak, jak w przypadku pieszych, że kierowca ma ustąpić pierwszeństwa rowerzystom znajdującym się na przejeździe dla rowerów jak i na niego wjeżdżającym.

Łukasz Zboralski