Connect with us

Rozmowy i opinie

Dlaczego nie odbieramy prawa jazdy w Polsce za przekroczenie prędkości o 30 km/h?

Opublikowano

-

Dlaczego w Polsce odbiera za rażące przekroczenie prędkości odbiera się uprawnienia kierowcom tylko w obszarze zabudowanym? I dlaczego restrykcje nie są takie za przekroczenie o 30 km/h? Chodzi o to, by pieszego móc pochować w jednym kawałku? Dlaczego GDDKiA robi takie absurdy, jak ograniczenie do 80 km/h przez 50 km drogi ekspresowej? – pyta Andrzej Wolski, wieloletni pracownik służb drogowych w Szwecji i Norwegii. I wytyka błędy w polskim myśleniu o bezpieczeństwie drogowym
Świętokrzyska policja ukarała mężczyznę jadącego 233 km/h po drodze S7 mandatem. Fot. Policja

Świętokrzyska policja ukarała mężczyznę jadącego 233 km/h po drodze S7 mandatem. Fot. Policja

Świętokrzyska Policja pochwaliła się, że 7 listopada przyłapała pirata drogowego, który drogą S7 jechał aż 233 km/h. Funkcjonariusze poinformowali, że ukarali go mandatem w kwocie 2500 zł i 15 punktami karnymi.

Prawdę mówiąc nie wiem, co o tym myśleć. Śmiać się czy płakać? Ale zacznijmy od początku.

Pod względem BRD Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie. Przeciętnie w Polsce ginie ponad trzy razy więcej ludzi na drogach (przeliczając na mieszkańca) niż w Szwecji czy Norwegii. A liczby bezwzględne są wręcz przerażające, bo rocznie „znika” małe miasteczko. Innymi słowy Polska wyludnia się nie tylko dlatego, że rodzi się coraz mniej dzieci – tak, wiem… młode Polki „dają w szyję”, w końcu powiedział to sam Pan Prezes – ale i dlatego, że ludzie giną na drogach. Biorąc pod uwagę koszty społeczne wypadków – wiem, że spadły – to jest suma rzędu 37 mld złotych. Czyli praktycznie 1/3 kosztów wybudowania planowanej elektrowni atomowej. Czyżbym kogoś zaskoczył?

Jedźmy dalej. Z analizy danych Policji wynika, że w 20 proc. wypadków na polskich autostradach i ekspresówkach ginie człowiek. To kolejny europejski rekord. Pewnie ktoś zapyta, jakie są tego przyczyny. Otóż winne jest przede wszystkim polskie prawo. A prawo to najłatwiejsza rzecz do zmiany. Praktycznie bezkosztowa. Tylko, żeby zmienić prawo trzeba mieć i wiedzę, i odwagę. Nie będę się zagłębiał w to, czego w Polsce brakuje, ale czegoś z pewnością. Postaram się to krótko wyjaśnić na przykładzie wspomnianej na początku interwencji policji w Świętokrzyskiem.

Co może zrobić policja w przypadku, kiedy drogowy bandyta – tak, to jest drogowy bandyta! – przekracza dozwoloną prędkość o 113 km/h? Ma dwa wyjścia:
– ukarać go zgodnie z istniejącym prawem.
– nie ukarać go na miejscu, ale zgodnie z istniejącym prawem oddać sprawę do sądu.

Pierwsze pytanie, które stawiam: dlaczego policja, mimo tak drastycznego przekroczenia prędkości, nie oddała sprawy do sądu? Przyczyn jest kilka, ale to też wina istniejącego prawa. Bo gdyby była sądowa rozprawa, to policjant musi się zgłosić w charakterze świadka. I teraz pytanie – czy notatka służbowa i film z legalnego (!) wideorejestratora Policji nie są wystarczającymi dowodami? Jeśli nie, to znaczy, że prawo jest absurdalne i Policja nie ma odpowiedniego umocowania prawnego w Polsce.  Czyżbym był gdzieś nielogiczny?

Druga przyczyną nieoddania sprawy do sądu może być fakt, że przy takim przekroczeniu polskie prawo zakłada, że prawo jazdy „z automatu” może być odebrane tylko w przypadku przekroczenia prędkości o 50 km/h tylko w terenie zabudowanym. I znów nie wiem, jako człek mający jako takie pojęcie o BRD (21 lat w szwedzkiej służbie drogowej Vægverket I 20 lat w norweskiej Statens vegvesen daje „jakiś obraz”), czy mam się śmiać, czy płakać.

Jeśli spojrzeć na krzywą szansy pieszego na przeżycie wypadku w zależności od prędkości samochodu, to pieszy ma minimalne szanse już przy prędkości 50 km/h. Więc jaki ma sens ochrona pieszego, jeśli granica przekroczenia prędkości w obszarze zabudowanym to 100 km/h? Chodzi o to, by pieszego pochować w jednym kawałku? Zaiste, szczytny cel! Brawo!

I teraz kolejne pytanie: dlaczego nie pójść drogą, jaką poszły kraje o bardzo dobrych statystykach BRD i tej granicy utraty uprawnień nie ustalić za przekroczenie prędkości o 30 km/h? Czyżby polscy piesi nie zasługiwali na ochronę? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Powiem tylko, że w Szwecji i Norwegii za jazdę o 30 km/h za szybko WSZĘDZIE prawo jazdy jest zatrzymywane automatycznie. Dlaczego więc polski ustawodawca ustalił nie dość że granicę przekroczenia aż na 50 km/h to jeszcze nie rozszerzył tej granicy na wszystkie drogi, a zawęził to tylko do obszaru zabudowanego? Czyżby ustawodawca bał się opinii tzw. wyborców? Zabrakło wiedzy czy odwagi?

Kto jest winien zaistniałej sytuacji? Czy tylko obecna władza? Oczywiście, że nie. Winne są wszystkie dotychczasowe rządy po 1989 r. Żaden z nich nigdy poważnie i metodycznie nie zajął się polityką BRD. Ludzie ginęli jak muchy, a rządy udawały, że to tylko statystyka. Ekipa PO z Tuskiem na czele poszła jeszcze dalej. Uchwaliła – na skutek działania tzw. lobby – podniesienie prędkości do 140 km/h na autostradach. Pewnie dlatego, że niektórzy posłowie lubią jeździć „szybko ale bezpiecznie”. A więc uchwalili to nie biorąc pod uwagę skutków (jakieś tam głupie +10 km/h, kto by się tym przejmował…), a ni nie biorąc pod uwagę opinii specjalistów (bo poseł wie lepiej, bo… wie lepiej). Podniesiono prędkość do poziomu, którego nie ma w żadnym innym kraju w Europie. Dobrze, wiem, że Niemcy, ale tam jest „prędkość zalecana” 130 km/h, co niesie za sobą skutki prawne w razie wypadku. Wiem, Bułgaria… świetlany przykład… I jeszcze, no, kto?! Nikt! Generalnie prędkość maksymalna na autostradach oscyluje między 100/110 km/h (Norwegia) przez 120 km/h (Hiszpania) po 130 km/h we Francji. W Polsce Tusk i spółka ustalili 140 km/h. A co! Polak potrafi. I żeby było śmieszniej, to nie poszło za tym nic. Nie uchwalono wówczas przepisu o odległości minimalnej od poprzedzającego pojazdu. Zrobiła to dopiero obecna ekipa rządząca. Nie uchwalono też, że na dwupasmowej autostradzie nie wolno wyprzedzać z prawej strony. Tego nikt nie poprawił, uznając zapewne, że 140 km/h to żaden problem, bo… Polak potrafi. A to, co Polak potrafi, to widać po statystykach wypadków.

Czy tą całą sytuację da się poprawić? Oczywiście. Trzeba tylko chcieć.

Policja powinna dostać następujące narzędzia prawne:

– każde przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 30 km/h  na dowolnej drodze powinno skutkować zatrzymaniem prawa jazdy na miejscu i dotkliwą grzywną,

– każde przekroczenie linii ciągłej – taka sama kara jak w przypadku prędkości,

– prawo powinno zabraniać wyprzedzania z prawej strony na autostradach i ekspresówkach (proponuję zapoznać się z kodeksem szwedzkim, oni to zdefiniowali w sposób jednoznaczny, z podaniem warunków, w jakich można wyprzedzać z prawej),

I to jest plan minimum. Do tego musi zostać dodane zarządzenia ministra infrastruktury weryfikujące oznakowanie drogowe. Bo tu dopiero są „kwiatki”. Podam przykład.  Latem jechałem droga S7  z Olsztyna, a ostatnio – do Olsztyna. I zobaczyłem znak „ograniczenie prędkości do 80 km/h” na odcinku prawie 50 km/h. Powód? Zwierzęta. Czy w GDDKiA mają kogoś, kto się wyznaje na oznakowaniu, czy ktoś tam tylko przypadkowo dostał robotę? Czy macie pojęcie, jakie skutki przynoszą takie absurdy? Czy ktoś się tam wyznaje na BRD?! To jest droga klasy S, a więc prędkość projektowa to 120 km/h. I na 50 km/h ktoś ogranicza prędkość do 80 km/h, bo są zwierzęta w polu? To dlaczego nie ograniczyć na wszystkich drogach biegnących przez pola i lasy do 80 km/h, bo najczęściej jest tam dziś 90 km/h?

Dziwicie się, że polscy kierowcy ignorują oznakowanie? Przecież to GDDKiA swymi absurdalnymi decyzjami tworzy sytuacje, w których kierowcy ignorują oznakowanie! Jeśli ktoś spotyka na drodze kilkanaście idiotycznych znaków typu „roboty drogowe”, które dawno już zakończono, a znak pozostał (często tak jest), to potem ignoruje wszystko, zakładając, że nawet słuszne znaki są błędne.

Przykład z S7 to tylko jeden przykład, dla mnie wyjątkowo jaskrawy.

Na koniec wracam do podstawowego pytania: dlaczego w przypadku z woj. świętokrzyskiego policjanci nie wysłali motocyklisty do sądu? Przecież mieli takie prawo. Dlaczego – skoro prawo jest dziurawe i policja o tym doskonale wie, nie ma odgórnego nakazu, że w takich sytuacjach zawsze trzeba wysyłać sprawę do sądu?

Andrzej Wolski

Autor jest planistą drogowym, pracuje w Norwegii