Connect with us

Rozmowy i opinie

Łukasz Zboralski, brd24.pl: PiS powinien szybko oddać samorządom fotoradary stacjonarne

Opublikowano

-

Setki zafoliowanych masztów fotoradarów to dziś świadectwo nie tylko głupiej ale i niebezpiecznej dla ludzi przedwyborczej zmiany rządu PO, która odebrała strażom miejskim i gminnym również urządzenia stacjonarne. PiS tę zmianę poparł. Teraz ma szanse winę odkupić. Najlepszym sposobem będzie szybkie oddanie samorządom praw do urządzeń stacjonarnych

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Pod koniec rządów PO rzutem na taśmę odebrano samorządom prawo nie tylko do mobilnych fotoradarów (do tych wiele zastrzeżeń po kontroli miała NIK), ale również prawo do korzystania z urządzeń stacjonarnych. Kuriozalny projekt poparł w Sejmie nawet ówczesny pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa transportu – Paweł Olszewski. Rękę przyłożyło też PiS. Dlaczego ta decyzja była kuriozalna?

Szkodliwy populizm w punktach

Po pierwsze:
Nowelizacja odebrała gminom sprzęt, do którego używania nie było żadnych zastrzeżeń. Każda straż gminna i miejska musiała wcześniej uzgodnić lokalizację fotoradaru stacjonarnego z CANARD. Sejmowa decyzja uderzyła więc nie tylko w gminne fotoradary, ale w ogóle w fotoradary stacjonarne jako takie.

Po drugie:
Fotoradary stacjonarne są skuteczne w poprawianiu bezpieczeństwa na drogach. Wynika to z doświadczeń i badań prowadzonych w wielu krajach na świecie. Ale dla Polaków najbardziej przekonujące powinny być badania krajowe. Takie zostały przeprowadzone na zamówienie GDDKiA i opublikowane w 2007 r. w pracy „System lokalizacji fotoradarów na sieci dróg krajowych w celu uzyskania maksymalnej redukcji liczby ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych”.
Naukowcy z politechnik krakowskiej i warszawskiej przeprowadzili badania na 91 stanowiskach fotoradarów. Na podstawie pomiarów prędkości pojazdów „przed” i „po” instalacji urządzeń okazało się, że kierowcy zaczęli w tych miejscach jeździć wolniej o 12-33 km/h.
Sprawdzono też statystyki dotyczące wypadków w tych miejscach. Okazało się, że w strefach oddziaływania fotoradarów liczba wypadków zmniejszyła się o 28 proc., a liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych spadła o 38 proc.!
W miejscach, gdzie zafoliowano fotoradary gminne, zrobi się teraz niebezpieczniej. Można zakładać, że nie będzie to całkowite odwrócenie wcześniejszej redukcji – bo przez lata przyzwyczaili się do innej jazdy w tych miejscach i czegoś się nauczyli. Jednak wielu naciśnie na gaz mocniej. Ile osób przez to zginie i zostanie rannych? To będzie można prawdopodobnie zauważyć porównując statystyki wypadków w tych miejscach w drugim kwartale tego roku z drugim kwartałem roku 2015 (przez pierwszy kwartał kierowcy oswoją się z bezkarnością).

Po trzecie:
Główne media piszą tylko o fotoradarach, ale samorządom odebrano prawa do wszystkich urządzeń stacjonarnych. Czyli również np. do rejestratorów przejazdów na czerwonym świetle, które wyłapują najniebezpieczniejsze zachowanie na polskich drogach (przyczyną największej liczby wypadków w 2015 r. według policyjnych statystyk było nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu).
Tymczasem to samorządy często są pionierami we wprowadzaniu nowych urządzeń nadzoru na drogach. Rejestratory przejazdów na czerwonym świetle działały już w kraju dużo wcześniej, nim CANARD zainstalował swoją obecną sieć.

Po czwarte:
Najważniejsze jest życie ludzi – ten aspekt konsumują już poprzednie wyliczenia – ale infantylna nowelizacja oznacza też duże marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Bo nie tylko kupione przez samorządy urządzenia stoją dziś bezczynnie, ale doszło do jeszcze większego kuriozum – dziś w wielu miastach Polski za unijne pieniądze powstają inteligentne systemy transportowe (m.in. w Olsztynie, Poznaniu), których zaplanowaną częścią były urządzenia stacjonarnego nadzoru. Efekt? Przy odbiorach końcowych systemów rejestratory przejazdów na czerwonym świetle są zawieszane tylko na chwilę, żeby rozliczyć dotację, a potem zaraz demontowane i chowane do kartonów.

Jak to naprawić?

Do mediów przedostają się już przecieki o planowanej zmianie. To dobrze, że rząd zauważył ten fatalny błąd. Niepokoi jednak fakt, że wśród propozycji pada głównie plan przekazania stacjonarnych urządzeń do CANARD (która to służba ma niebawem stać się częścią policji). Dlaczego?

Nikt nie może zmusić samorządów do oddania własnego mienia. A fotoradary kupiły za własne pieniądze. Wcale nie muszą być chętne do oddania ich państwowej służbie (i zresztą nie są – bo prawie żaden samorząd nie zwrócił się o przejęcie sprzętu do CANARD. Pytania zaczęły nadchodzić dopiero niedawno). Sam CANARD też nie pali się do obsługi nowej sieci.

Nawet jednak, gdyby samorządy chciały za darmo oddać swój sprzęt, to i tak wiele urządzeń nie będzie działać w sieci CANARD. Nikt nie wie dziś nawet, jaki procent byłby kompatybilny. A co wówczas z tymi miejscami niebezpiecznymi, w których fotoradarów i rejestratorów nie uda się podpiąć? CANARD nie ma pieniędzy na natychmiastowe postawienie własnych masztów i czeka na wiadomość o tym, ile unijnych pieniędzy dostanie w przyszłej perspektywie. Ba, CANARD nawet nie ma pomysłu na dalszy rozwój własnej sieci (choć to temat na zupełnie oddzielny tekst).

Dlatego najrozsądniejszym i najszybszym wyjściem z sytuacji byłaby szybka nowelizacja złego rozporządzenia, która dałaby prawo strażom miejskim i gminnym do obsługi urządzeń stacjonarnych. Potem wystarczyłby szybki audyt wychwytujący, które z urządzeń nie miały uzgodnienia CANARD (bo takie nieliczne przypadki się podobno zdarzały). Bo te instalacje, na które była zgoda CANARD, powinny być poddawane tylko okresowemu audytowi.

Przy okazji należy zadbać w systemie prawnym o to, by pieniądze z mandatów wystawionych przez straże gminne i miejskie, były wydawane wyłącznie na inwestycje poprawiające bezpieczeństwo (choć trzeba przyznać, że mimo obiegowej opinii zdecydowana większość samorządów raczej wydawała te pieniądze właśnie na budowy dróg i chodników itd.). Należy również zadbać o jakiś system kontroli nad tym, co z tymi środkami robią samorządy.

Szybka nowelizacja dla tego rządu nie powinna być żadnym kłopotem. Obawiać może się tylko populistycznych krzykaczy, którzy zaczęliby piać bzdury o „nękaniu kierowców”. Ale takim łatwo zamknąć usta jeszcze jedną zmianą – wystarczy odrzucić rozporządzenie (jeszcze nie weszło w życie), w którym zaplanowano podwyżkę mandatów za różne wykroczenia. Ta podwyżka to prawdziwy skok na kieszenie kierowców, bo nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia oprócz pozyskania do budżetu miliarda złotych (co już udowodniliśmy w portalu brd24.pl).

Łukasz Zboralski