Connect with us

Rozmowy i opinie

„Pieszy wchodzący” czyli kto? Jakie intencje ma ustawodawca

Opublikowano

-

Rządowa zmiana wprowadzi nakaz dla kierowców ustępowania pieszemu będącemu na pasach jak i wchodzącemu na przejście. Pojawiają się ostre teoretyczne spory o to, kiedy pieszego można uznać za „wchodzącego”. Warto więc sprawdzić, jakie intencje ma ustawodawca. Te zostały bowiem utrwalone na piśmie

Z uzasadnienia i pism konsultacji uwzględnionych przez rząd wynika, że pieszy „wchodzący” to ten, który uzewnętrznia swój zamiar. Fot. brd24.pl

Rządowy projekt nowelizacji, który w styczniu trafi już na drugie czytanie w Sejmie, wzbudza wiele dyskusji. Jedną z nich jest kwestia „pieszego wchodzącego”. Takiemu pieszemu będzie musiał ustępować kierowca. Niektórzy pytają: czyli dokładnie jakiemu?

Tak uzewnętrznia się pewien polski kłopot z regulacjami, które wymagają zaangażowania obu stron do spełnienia pewnego warunku. W większości przepisów zachodnich krajów UE kierowca ma ustępować pieszemu na pasach oraz temu „z zamiarem wejścia na przejście” (czasem „wyraźnym zamiarem”). I nikt nie domaga się doprecyzowania, co to znaczy człowiek mający zamiar przejść. To – w skrócie – taki pieszy, którego zamiar kierowca jest w stanie rozpoznać. Tylko w jednym kraju późniejsze orzecznictwo sądowe wypracowało ściślejsze ramy. W Niemczech wiadomo, ile metrów od przejścia ma się „zamiar”, jaka jest ta bariera. Ale to kraj pod względem tej precyzji wyjątkowy. No i nadal – nie jest to ustawowa precyzja, a linia orzecznicza.

Część polskiego środowiska związanego ze sprawami wypadków czy bezpieczeństwa ruchu drogowego uważa, że nowelizacja niewiele zmieni, bo według nich pieszy „wchodzący” to ten, który jest między chodnikiem a jezdnią – czyli w momencie nad krawężnikiem, jak gdyby wykonywał już krok na pasy. Inni uważają, że proces „wchodzenia” na pasy może zaczynać się wcześniej niż moment przekroczenia umownej linii między chodnikiem a jezdnią.
Ten dylemat pozostanie nierozstrzygnięty do momentu pojawienia się analiz prawnych w konkretnych sprawach i ukształtowaniu się polskiego orzecznictwa w tej kwestii.

Jedno jednak można sprawdzić i dziś – jakie intencje przyświecają ustawodawcy. Co chciał osiągnąć rząd, który zaproponował taką właśnie zmianę prawa?

„Rozszerzenie ochrony”

Intencje rządu da się zobaczyć w uzasadnieniu do nowelizacji Prawa o ruchu drogowym. Co w nim zapisano?

Po pierwsze, że „(…) w treści projektu ustawy przewidziano zwiększenie zakresu ochrony pieszego w rejonie przejścia dla pieszych, poprzez nałożenie na kierującego pojazdem dodatkowych obowiązków”. Jeśli więc intencją ustawodawcy jet „zwiększenie zakresu ochrony” to trudno już utrzymać argument, że „nic się przecież nie zmienia”.

W dalszej części uzasadnienia powtórzone jest zresztą twierdzenie, że nowa regulacja jednak coś ma zmieniać: „Rozszerzenie udzielenia pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu na przejście dla pieszych w projektowanych zmianach ustawy nie dotyczy tramwajów”. Nadal więc jest mowa, że – z wyłączeniem tramwajów – celem nowelizacji jest rozszerzenie udzielania pierwszeństwa pieszemu.

Chodzi o „uzewnętrzniony zamiar” a nie o miejsce

Kolejne zapisy uzasadnienia – już szczegółowo odnoszące się do tego, komu kierowca po zmianie ma ustępować pierwszeństwa, też w uzasadnieniu nowelizacji się znajdują. Przy czym jest tu pewna niespodzianka. W projekcie, który opuścił Ministerstwo Infrastruktury i trafił do konsultacji społecznych uzasadnienie tych samych zapisów – o kierowcy zmuszonym do ustępowania pieszym na przejściu i tym dopiero wchodzącym – jest inne niż w projekcie, który zatwierdzony został przez rząd i nad którym trwają właśnie prace w Sejmie.

W uzasadnieniu projektu, który trafił do konsultacji społecznych przeczytać możemy:

„Projektowana regulacja wymusi na kierującym pojazdem obowiązek dokładnej obserwacji nie tylko przejścia dla pieszych ale i jego okolicy. Kierujący pojazdem będzie zobowiązany do stworzenia możliwości bezpiecznego przejścia przez jezdnię nie tylko dla pieszych znajdujących się na przejściu dla pieszych, ale również dla tych pieszych, którzy wchodzą na przejście dla pieszych w tym oczekują na możliwość wejścia na to przejście (tzn. oczekują na ustąpienie pierwszeństwa przez nadjeżdżających kierujących pojazdami”.

Natomiast w uzasadnieniu projektu, który po zmianach rząd przekazał do prac w Sejmie, ten fragment uzasadnienia wygląda inaczej. Zniknął z niego zapis o tym, że kierowca ma też ustąpić pieszemu „oczekującemu”.

„Projektowana regulacja wymusi na kierującym pojazdem obowiązek dokładnej obserwacji nie tylko przejścia dla pieszych ale i jego okolicy. Kierujący pojazdem będzie obowiązany do stworzenia możliwości bezpiecznego przejścia przez jezdnię, nie tylko dla pieszych znajdujących się na przejściu dla pieszych, ale również dla tych pieszych, którzy wchodzą na przejście dla pieszych”.

Modyfikacja tych zapisów w trakcie prac rządu może wprowadzać dodatkowy zamęt. Otóż nadal nie wyjaśniono, kto to jest „wchodzący”, a usunięto zapis o „oczekującym” – czyli o tym, który z pewnością jeszcze nie wszedł ani nie wchodzi na przejście dla pieszych.

Wiemy jednak, dlaczego doprowadzono do tej zmiany. W procesie konsultacji międzyresortowych naciskało na to Ministerstwo Sprawiedliwości. Uwagi tego resortu przekazane w piśmie nr DLPK-V.454.64.2020 datowanym na 11 marca 2020 r. wskazują, jak tę sprawę widziano w resorcie – a potem, skoro przeforsowano tę zmianę – także na posiedzeniu rządu i ustalaniu ostatecznej wersji projektu do dalszego procedowania:

„Należy zwrócić uwagę na brak korelacji pomiędzy projektowanymi przepisami a fragmentem uzasadnienia projektu, zgodnie z którym „oczekiwanie na możliwość wejścia na przejście dla pieszych” traktuje się jako desygnat „wchodzenia na przejście dla pieszych” (str. 3 uzasadnienia, pierwszy akapit). Wskazuje to na dowolną interpretację tych pojęć albo ich niewłaściwe rozumienie. „Wchodzenie na przejście dla pieszych” zakłada bowiem pewną aktywność po stronie pieszego uzewnętrzniającą jego zamiar przejścia przez to przejście, co obejmuje również upewnienie się w zakresie możliwości bezpiecznego wejścia na przejście dla pieszych. Natomiast „oczekiwanie na możliwość przejścia przez przejście dla pieszych” aktywności owej nie zakłada.Tym samym utożsamianie tych dwóch pojęć – nawet w uzasadnieniu projektu – może w przyszłości prowadzić do problemów interpretacyjnych i praktycznych związanych z oceną zachowania pieszego, w tym także przez kierujących pojazdami. „Oczekiwanie na możliwość wejścia na przejście dla pieszych” jest bowiem pojęciem nieostrym, którego użycie skutkować będzie subiektywizacją ocen zachowań uczestników ruchu drogowego, mogąca stwarzać dla nich niebezpieczeństwo na drodze”.

Na podstawie tych uwag, przyjętych w toku pracy rządu, widać wyraźnie, iż ustawodawcy chodziło o pieszego, który „uzewnętrznia zamiar przejścia” przez przejście i za razem takiego, który upewni się, że to może bezpiecznie zrobić. Nie pada nigdzie próba określenia miejsca – czy to już pieszy nad granicą chodnika i jezdni. Istotnym dla ustawodawcy było uzewnętrznienie zamiaru pieszego, czyli taka sytuacja, w której kierowca będzie mógł rozpoznać, że ktoś chce przejść.

Wykluczenie z obowiązku ustępowania pieszym, którzy „oczekują” – rozumianym, jako nie okazujący zamiaru przejścia przez jezdnię – też zaczyna być jaśniej rozumiana w świetle tych uwag. Nie chodzi o pieszego, który stoi, bo w widoczny sposób dla kierowców chce przejść, ale chce poczekać na ustąpienie mu pierwszeństwa. Chodzi o pieszego, który „aktywności owej” nie uzewnętrznia. Czyli takiego, którego intencje dla kierowcy nie będą jasne. I trudno takiemu ujęciu odmówić rozsądku.

Dlaczego więc nie wpisano w nowelizacji po prostu nakazu ustąpienia pieszemu znajdującemu się na przejściu oraz przejawiającemu „widoczny zamiar” przejścia? Tu musielibyśmy sięgnąć do polskiego grzechu tworzenia prawa w tym zakresie sięgającego przeinaczenia Konwencji Wiedeńskiej – gdy w niej poprawkami zapisano obowiązek ustępowania pieszym znajdującym się na przejściu oraz „zamierzającym przejść”, w Polsce w zapisach pozostał ten obowiązek wobec pieszych znajdujących się na przejściu oraz „wchodzących” [CZYTAJ SZCZEGÓŁOWĄ HISTORIĘ WYKRZYWIENIA POLSKICH PRZEPISÓW W SPRAWIE PIESZYCH]. Tę prawną delegację ustawową zapisaliśmy zresztą nie w ustawie, a w rozporządzeniu o znakach i sygnałach drogowych, czyniąc ją tym samym martwą w świetle prawa, co rzutowało potem m.in. na orzeczenia sądów.
To dlatego rząd wybrał – od początku tej nowelizacji – najprostszy i najszybszy sposób na poprawienie przepisów w tym zakresie, czyli na wpisanie tego, co zapisano w miejscu błędnym (rozporządzenie), w miejsce właściwe (ustawa).

Oczywiście z pism konsultacyjnych i uzasadnienia nowelizacji odczytamy intencje ustawodawcy, a orzecznictwo kształtować będzie się niezależnie. Jednak czy powinno kształtować się w oderwaniu od tych intencji?

Łukasz Zboralski