Connect with us

Społeczeństwo

Jak urzędnicy Komisji Europejskiej pomagali koncernom wyeliminować z rynku Smart Kid Belt

Opublikowano

-

  • Polacy opracowali urządzenie do bezpiecznego przewożenia dzieci – Smart Kid Belt, które jest dziesięciokrotnie tańsze niż foteliki samochodowe.
  • Komisja Europejska i Grupa Robocza UNECE ONZ tak zmieniły regulacje, żeby każdy kraj mógł od września 2023 r. uznawać, iż nie honoruje homologacji polskiego produktu i zakazywać jego sprzedaży.
  • Kulisy tej zmiany są szokujące. To producenci fotelików wymieniali e-maile z urzędnikami KE i zastanawiali się, jak wykluczyć Smart Kid Belt z rynku. Z ujawnionych wiadomości wynika, że nie mieli żadnych dowodów na to, iż jest „niebezpieczny”.
  • Komisja Europejska próbowała wszelkich sposobów, aby zablokować polski produkt – m.in. wszczęła procedurę nadzoru rynku, zanim ta zaczęła istnieć w obiegu prawnym. Potem się z niej wycofała.
  • Troje urzędników KE, którzy zajmowali się szukaniem pomysłów na wykluczenie Smart Kid Belt z rynku, nie pracuje już w DG GROW – jednostce Komisji, która się tym zajmowała.
Urzędnicy Komisji Europejskiej zmieniali prawo, by wyeliminować z rynku polskie urządzenie do przewożenia dzieci w samochodach. Fot. Flickr/david pacey/CC BY 2.0/brd24

Urzędnicy Komisji Europejskiej zmieniali prawo, by wyeliminować z rynku polskie urządzenie do przewożenia dzieci w samochodach. Fot. Flickr/david pacey/CC BY 2.0/brd24

Historię polskiej innowacji do przewożenia dzieci w samochodach i prób wyparcia jej z rynku zabiegami prawnymi w UNECE (komisji ONZ) i Komisji Europejskiej opisaliśmy dwa lata temu w artykule „Cała prawda o Smart Kid Belt”.

Przypomnijmy – chodzi o innowację do przewożenia starszych dzieci, którą w 2016 r. opracowało trzech Polaków. Firma wprowadziła produkt na rynek i stał się przebojem, bo kosztuje 10-20 razy mniej niż fotelik samochodowy.

Okazało się wówczas, że na poziomie ONZ – grupie roboczej GRSP w UNECE – czyli ciała, które ustala regulaminy, na podstawie których przyznawana jest homologacja m.in. dla urządzeń przytrzymujących dzieci w samochodach  – trwały zakulisowe starania, by zablokować sprzedaż polskiego produktu. W ciele tym zasiadają m.in. przedstawiciele CLEPA (European Association of Automotive Suppliers), czyli zrzeszenia reprezentującego interesy ponad 3 tys. firm z branży automotive, w tym wszystkich największych producentów fotelików do przewożenia dzieci w samochodach: Allison/Newell Brands, Cybex, Britax, Dorel Juvenile.

Najpierw zmieniono Regulamin EKG ONZ (określa m.in. normy homologowania urządzeń i zawarta jest w nim norma ECE R44-04 dotycząca urządzeń do przewożenia dzieci) poprawką, która zabroniła w przyszłości homologować samodzielnie każde inne urządzenie do przytrzymywania dzieci, które nie jest fotelikiem albo podkładką. Tym sposobem nie udało się jednak zablokować wejścia na rynek polskiej innowacji – bowiem każda zmiana regulaminu zakłada jeszcze tzw. okres przejściowy trwający rok, w którym można homologować produkty na poprzednich zasadach. I polska firma homologowała Smart Kid Belt w takim czasie. Prawo, które miało zablokować polski produkt sprawiło więc, że został on w zasadzie potentatem – nikt już nigdy takiego produktu nie zatwierdzi.

Próbowano więc inaczej. Tym razem w 2019 r. sama Komisja Europejska złożyła poprawkę nr. 18 do Regulaminu EKG ONZ. Wstawiono tam obrazki z urządzeniami podobnymi do Smart Kid Belt i z polskim produktem. Poprawka zawierała zaskakującą konkluzję – że tego rodzaju urządzenia dla dzieci nie powinny być sprzedawane bez względu na to, czy pozytywnie przeszły badania testy zderzeniowe i bez względu na to, czy mają homologację. Było to tak kuriozalne – bo poddawało w wątpliwość właściwie cały system homologowania wszelkich produktów – że po kilku miesiącach Komisja Europejska… sama odrzuciła poprawkę, którą zaproponowała.

To nie był jednak koniec prób wyeliminowania polskiej innowacji z rynku. KE ustaliła, że należy Smart Kid Belt poddać dodatkowym testom w Joint  Research Centre. Badania przeciągały się od czerwca do października 2020 r. Wyniki opublikowano dopiero w listopadzie 2020 r. Testy wyszły jednak… znakomicie. Polski produkt wypadł dobrze. Poza jednym testem, w którym zachowanie pasa oceniane było nie za pomocą czujników, ale „na oko”. W dodatku producent Smart Kid Belt wskazał, że do tego testu użyto manekina P10, czyli przestarzałej konstrukcji, która przy zderzeniach już wcześniej zachowywała się nieprzewidywalnie i nie odzwierciedlała kinematyki ludzkiego ciała.

Tymczasem Komisja Europejska wytoczyła jeszcze inne działa prawne. W listopadzie 2020 r. uruchomiła też działania w ramach rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/858 z dnia 30 maja 2018 r. To dyrektywa, którą przyjęto po aferze dieselgate i która pozwala składać wnioski w sprawie produktów o niezgodność z deklarowanym spełnianiem norm. Komisję Europejską może dzięki prowadzonym w jej ramach postępowania np. unieważnić homologację dla produktu. Problem w tym, że dyrektywę uruchomiono w sprawie polskiego produktu zanim w ogóle urzędnicy mieli taką prawną możliwość. Ostatecznie z procedury „non complaiance” wobec Smart Kid Belt Komisja Europejska też się wycofała.

Jak producenci fotelików prosili urzędnika KE o „pomoc”

Zachowanie ciała ONZ – GRSP oraz Komisji Europejskiej w sprawie polskiego produktu musiało dziwić. Wyglądało na szukanie wszelkich sposobów, by prawnymi kruczkami kłaść kłody pod nogi Smart Kid Belt. Dziś wiemy już, dlaczego tak się działo. Przedstawiciele polskiej firmy zdobyli korespondencję, która krążyła między przedstawicielami gigantów z branży fotelikarskiej, gronem ONZ ustalającym regulaminy homologacji oraz urzędnikami jednostki DG GROW w Komisji Europejskiej. Wiadomości zostały ujawnione przez polską firmę podczas dzisiejszej konferencji w Warszawie. Ich lektura jest porażająca.

Sprawa rozpoczęła się od rozmowy wśród przedstawicieli potentatów z branży fotelikarskiej. Jej wynikiem było wysłanie e-maila do RDW, czyli organu zatwierdzającego homologacje w Niderlandach. W wiadomości twierdzono, że polski Smart Kid Belt został „nieprawidłowo” homologowany. Wiadomo, kto tak twierdził, ponieważ przedstawiciel RDW 18 kwietnia 2018 r. zapytał o homologację polskiego produktu DG GROW w Komisji Europejskiej i załączył wcześniejszą korespondencję w tej sprawie, która zawierała m.in. e-mail od… pracownika firmy Britax (duży producent fotelików spoza UE, z Wielkiej Brytanii).

W Komisji Europejskiej sprawą zajął się urzędnik DG GROW – Peter B. Jak ustalił portal brd24.pl tak się akurat składa, że B. wcześniej pracował w holenderskim organie homologacyjnym RDW.

Po 53 minutach od otrzymania wiadomości z RDW Peter B. napisał e-mail do Stałego Przedstawicielstwa RP żądając wyjaśnień. Wiadomość zatytułował „Niebezpieczny CRS [urządzenie przytrzymujące dziecko w aucie – red.] zatwierdzony przez Polskę”. W treści wiadomości napisał jeszcze mocniej – używając określanie polskiego produktu jako „ekstremalnie niebezpiecznego”. Wiadomo, że nikt – ani producenci fotelików, ani urzędnicy – nie dysponował wówczas żadnymi dowodami na „niebezpieczeństwo” Smart Kid Belt. Nie było żadnych testów ani badań na to wskazujących.

Polski Transportowy Dozór Techniczny w dalszej korespondencji szczegółowo wyjaśnił podstawy homologacji udzielonej Smart Kid Belt. Polscy urzędnicy podkreślali, że została udzielona prawidłowo. Peter B. przyjął to do wiadomości, ale w odpowiedzi do TDT pozwolił sobie dopisać, że m.in. „przemysł nie jest tym zachwycony”. To zastanawiające zdanie. Oznaczało zuchwałość czy szczerość? A może jedno i drugie?

Przedstawiciel firmy Britax samodzielnie próbował interweniować mailowo w polskim TDT. Też nic nie ugrał. 6 września 2019 r. przedstawiciel tej brytyjskiej firmy fotelikarskiej napisał w sprawie Smart Kid Belt już bezpośrednio do Komisji Europejskiej. Żalił się w wiadomości Peterowi B., że miał kilka rozmów z polskimi ekspertami na forum GRSP ONZ i ostrzegał ich przed Smart Kid Belt, ale zawsze „odpowiedź była zawsze taka sama: produkt przeszedł testy”. Pracownik Britax zakończył wiadomość tak: „Proszę daj mi znak, jakie są twoje przemyślenia na temat tej sprawy”.

Peter B. odpisał człowiekowi z Britaxa 9 września 2019 r. Smart Kid Belt nazwał „ustrojstwem” i zasugerował: „powinniśmy przygotować poprawkę” w regulaminie homologacyjnym, która pozwoli „natychmiast zabronić sprzedaży”. To Peter B. zasugerował też w tej wiadomości, że w poprawionym regulaminie powinno się dodać „obrazki” do definicji, żeby wskazać, jak taka zabroniona rzecz wygląda. W tym czasie urzędnik Komisji Europejskiej nie dysponował żadnymi badaniami ani testami, które wskazywałby by na „niebezpieczeństwo” polskiej innowacji.

Przedstawiciel Britax po pół godzinie w odpowiedzi e-mailowej podchwycił tę propozycję. „Prawdopodobnie lepszym pomysłem jest przygotować poprawkę [do regulaminu – red.], która wyeliminuje takie rzeczy niż próbować przekonać administrację”. Pracownik koncernu fotelikarskiego w tej wiadomości zaproponował nawet, jak zapis powinien wyglądać – to zdanie, które mówi wprost, że takie systemy jak Smart Kid Belt nie mogą samodzielnie uzyskiwać homologacji jako systemy przytrzymujące dzieci w samochodach.

Tak się składa, że niedługo po tej wymianie e-maili – 26 września 2019 r. Komisja Europejska wniosła pod obrady GRSP projekt zmiany Regulaminu EKG. Poprawka mówiła o tym, że urządzenia takie jak Smart Kid Belt zostają zakazane bez względu na to, jak dobrze przeszły testy zderzeniowe i bez względu na homologację. Ta poprawka zawierała… obrazki, na których polski produkt zestawiono z paskiem do zapinania dzieci innej produkcji.

Poprawkę przegłosowano podczas sesji grupy roboczej GRSP ONZ w dniach 10-13 grudnia 2019 r. W tych dniach trwała też wymiana e-maili w sprawie brzmienia tej poprawki. Wiadomości wymieniali między sobą – oprócz przedstawiciela Britax – także pracownicy innych gigantów branży fotelikarskiej, również spoza Europy: Cybex (chińska grupa kapitałowa), Newell Brands (amerykańska grupa kapitałowa), Dorel (kanadyjska grupa kapitałowa).

Panika w Komisji Europejskiej i szukanie dowodów, których nie ma

Po tym, jak GRSP przyjęło poprawkę nr 18 do Regulaminu EKG, przedstawiciele polskiej firmy poprosili oficjalnie o spotkanie z urzędnikiem DG GROW Komisji Europejskiej.

Wówczas Peter B. – jak wynika z ujawnionych przez Smart Kid S.A. wiadomości – 21 lutego 2020 r. wysłał e-mail do przedstawicieli firm Britax, Dorel, Cybex, Newell oraz do prywatnej organizacji konsumenckiej Consumentbond z Holandii pisząc: „wyciągam do Was rękę po pomoc”. Przyznaje, że ma spotkanie z firmą Smart Kid S.A., której przedstawiciele „nie są zadowoleni i chcą tym się podzielić z moimi przełożonymi”. Następnie Peter B. prosi przedstawicieli koncernów fotelikarskich o „dowody” na to, że polski Smart Kid Belt nie spełnia norm i wymaganych podczas testów zderzeniowych.
To oznacza, że urzędnik Komisji Europejskiej już po przeforsowaniu i przyjęciu przepisów w regulaminie bijących w polski produkt, wciąż nie miał wystarczających danych potwierdzających fakt, iż jest on „niebezpieczny”.

21 lutego 2020 r. do producentów fotelików oraz urzędników Komisji Europejskiej wiadomość wysłała przedstawicielka IDIADA – laboratorium i władz homologacyjnych w Hiszpanii. Przyznawała w niej, że testowali tam Smart Kid Belt i „rezultaty testów dynamicznych były dobre”. Dodaje jednak zaraz: „Ale to nie znaczy, że produkt jest dobry”.
W odpowiedzi na tę wiadomość – która świadczy przecież o tym, że testami nie da się udowodnić „niebezpieczeństwa” polskiej innowacji – następuje już tylko wymiana poglądów na to, jak zmienić zapisy regulaminu, by wykluczyć Smart Kid Belt.

Dużo później – 8 maja 2020 r. – przedstawiciel firmy Cybex w wiadomości do urzędników KE i m.in. innych producentów fotelików – wyznaje, że nie posiada testów Smart Kid Belt, które dowodziłyby, ze to „niebezpieczny” produkt. „Moglibyśmy spróbować coś zorganizować, ale robiąc to, ryzykujemy uwiarygodnienie produktu jako urządzenia przytrzymującego dla dzieci. Jesteśmy dzisiaj w takiej sytuacji, ponieważ laboratoria w Polsce i poza nią zgodziły się przetestować produkt i porównać go z fotelikami dla dzieci, podczas gdy być może powinny były odmówić i dać producentowi bardzo wyraźne ostrzeżenie, że to nie jest fotelik dla dzieci. Z tego powodu mam trochę (bardzo małego) współczucia dla sytuacji, w której się znajdują” – czytamy w tej wiadomości.

Wynika więc z tej wiadomości jasno, że nie chodzi o to, czy produkt spełnia warunki bezpieczeństwa – przechodzi pozytywnie testy zderzeniowe – tylko, że w ogóle nie powinien mieć na to szansy. Taki sam pogląd wyraża w innej wiadomości KBA – niemiecki odpowiednik polskiego TDT – jego przedstawiciele piszą do KE 11 maja 2020 r., że nie przeprowadzali żadnych testów Smart Kid Belt, bo nie o wyniki takich testów chodzi, tylko o to, że nigdy nie powinny w ogóle zostać przeprowadzone – bo taka innowacja nie powinna być uznana za urządzenie przytrzymujące dla dzieci w pojazdach. Czy zatem naprawdę chodzi o bezpieczeństwo czy o zabezpieczenie rynku tylko dla producentów fotelików?

Brak dowodów najbardziej ryzykowny jest dla Petera B. To dlatego jego e-mail z 8 maja 2020 r. brzmi już bardzo panicznie. „Strasznie mi przykro, że muszę Was o to prosić i naprawdę żałuję, że to robię: Czy macie jakieś niezbite dowody na to, że Smart Belt Kid jest całkowicie bezpieczny lub całkowicie niebezpieczny?” – pisze urzędnik Komisji Europejskiej. Wiadomość ta została wysłana do tego samego grona, ale i do CSI SPA – włoskiego laboratorium. Tak się składa, że później, gdy KE wszczęła procedurę nadzoru, to właśnie w tym laboratorium wykonywano testy, które miały dowieść „niebezpieczeństwa” Smart Kid Belt.

Trzy dni później Peter B. przyznaje, że „sprawy nie idą gładko” i KE raczej będzie musiała wycofać się ze swojej poprawki. W tej wiadomości także prosi o jakiekolwiek dowody na to, że polski produkt jest wadliwy. „(…) czy są dostępne jakieś dane/dowody dotyczące przebiegu testu FMVSS 213 bez żadnego urządzenia i jakie były wyniki? Inna możliwa informacja, jeśli test dynamiczny zostanie przeprowadzony z przetwornikiem obciążenia na taśmie prowadzącej, jakie obciążenie zobaczymy? Czy ktoś to zrobił? Jeśli jest to obciążenie znikome, co można obiektywnie stwierdzić? A co w przypadku znacznego obciążenia…? Czy to w ogóle czegoś dowodzi?” – dopytywał Peter B.

W innej wiadomości – z 13 maja 2020 r. – przedstawiciel Komisji Europejskiej piszący w sprawie Smart Kid Belt do Japonii (urzędnicy KE zrobili wiele, by o rzekomym „niebezpieczeństwie” i „niezgodności” informować kraje poza Europą, w czyim interesie to robili?) przyznaje wprost, iż nie ma żadnych dowodów na to, że polski nie spełnia jakiś wymagań. Urzędnik pisze więc mętnie, że zatwierdzenie typu urządzenia nie jest rzekomo ważne, „ale nie mogę jasno udowodnić, że to jest urządzenie niebezpieczne” – zaznacza.

Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej

Gdy sytuacja lobbujących za wykluczeniem polskiego produktu z rynków stawała się coraz trudniejsza, uformowano inny legislacyjny pomysł nowego Regulaminu EKG ONZ.

Niebawem w życie wejdzie nowy regulamin – Regulamin 129. Zakłada on takie warunki homologowania, które w ogóle wykluczają możliwość badania urządzeń nie będących fotelikami lub podkładkami (czyż to nie to, co przejawiało się w ujawnionej korespondencji między wieloma podmiotami – że bez względu na to, czy coś działa i dobrze sprawdza się w testach, w ogóle nie powinno mieć szansy na przetestowanie?).

A co ze Smart Kid Belt, który homologację już ma? Z pomocą przyszła tu inna poprawka zaproponowana przez urzędnika KE Petera B. Poprawka 17.24. Daje ona każdej ze stron  Porozumienia z 1958 r. ONZ możliwość zakończenia uznawania poprzedniego Regulaminu 44 – a wraz z nim, zakończenia uznawania homologacji uzyskanych na jego podstawie.

Mówiąc krócej: po 1 września 2023 r. każdy kraj będzie mógł uznać, że nie uznaje już Regulaminu 44 i nie uznaje homologacji, które według niego uzyskali producenci. Koncerny fotelikowe będą więc mogły przeprowadzić kolejne testy według Regulaminu 129, ale Polacy ze Smart Kid Belt już nie.

Gdy w sprawie zaczęło pojawiać się tyle wątpliwości, Komisja Europejska postanowiła w Europie odsunąć wejście w życie poprawki 17.24 – zatem kraje UE będą mogły przestać uznawać homologacje takie, jaką ma Smart Kid Belt od września 2024 r.

Drugie dno?

W całej tej sprawie frapujące wydaje się zaangażowanie tylu osób i urzędników Komisji Europejskiej w krucjatę przeciw jednemu, małemu podmiotowi z Polski. Czy naprawdę chodziło tylko o to, by Polacy nie uszczknęli ani kawałka rynku fotelikarskiego, czy może o coś dużo bardziej poważnego – co tylko przypadkowo polski produkt pośrednio ujawniał?

Tu warto przyjrzeć się jednej z ujawnionych przez Smart Kid S.A. wiadomości. To e-mail wysłany przez pracownika koncernu Cybex 25 lutego 2020 r. do urzędników KE i innych producentów fotelików. Chcąc podważyć wyniki testów Smart Kid Belt – wykonane na najlepszych, nowoczesnych manekinach do zderzeń z serii Q (w odróżnieniu od serii P, która nie odwzorowywała dobrze kinematyki ludzkiego ciała) – napisał wprost: „Jednakże wiemy z dokumentów prezentowanych na Nieformalnej Grupie i podczas bieżącej konferencji, że manekiny Q3, Q6 i Q10 osiągają standardy wymagane podczas zderzeń czołowych bez CRS”.

Z tej wiadomości wynika zatem, iż branża fotelikarska wie, że w przypadku starszych dzieci manekiny zapięte wyłącznie w pasy przechodzą testy homologacyjne dla urządzeń przytrzymujących. Czy zatem dla starszych dzieci w ogóle potrzebne są foteliki i inne urządzenia? A jeśli nie są potrzebne – dlaczego na świecie utrzymuje się ich prawny wymóg? I trudniejsze jeszcze pytanie – jeśli nie są potrzebne, to czy dołożenie iluś kilogramów w postaci fotelika nie dokłada niepotrzebnie pewnych sił działających na dziecko przy zderzeniach? Na te pytanie powinna odpowiedzieć specjalna komisja śledcza na poziomie globalnym.

Epilog

Oprócz Petera B. w korespondencję dotyczącą wykluczenia ze sprzedaży polskiego produktu zaangażowanych było jeszcze dwoje innych urzędników DG GROW – jego przełożona, Polka – Joanna Sz. oraz Antony L. Po tym, jak sprawa Smart Kid Belt stała się głośna, wszyscy troje przestali pracować w DG GROW. Wszyscy jednak nadal pracują w Komisji Europejskiej, tyle, że w innych jej komórkach. Dwoje z nich dalej piastuje równie eksponowane wysokie stanowiska.

Sprawą zakulisowych prób wyeliminowania produktu z europejskiego rynku zajmie się Komisja Petycji Parlamentu Europejskiego. Znaczącym jest fakt, że skierowanie tej sprawy odbyło się w iście ekspresowym tempie – w zaledwie kilka tygodni od wpłynięcia. Europosłowie są poważnie zainteresowani dowodami na to, że Komisja Europejska, która powinna dbać o europejskie podmioty (a jednostka DG GROW ma w swoich kompetencjach wprost dbać zwłaszcza o niewielkie firmy), mogła działać na rzecz koncernów spoza Europy. Komisja Petycji w sprawie Smart Kid Belt zbierze się w kwietniu.

Łukasz Zboralski