Connect with us

Społeczeństwo

Rzecznik Policji publicznie przyznaje, że drogówka pobłaża przekraczającym prędkość

Rzecznik Komendanta Głównego Policji podczas występu w mediach dał do zrozumienia, że drogówka jest surowa dla tych, którzy „po raz n-ty przekraczają prędkość”. Czyli każde przekroczenie prędkości nie niesie takiego samego ryzyka dla innych na drodze i można pogrozić palcem? I czy takie wypowiedzi nie podważają akcji typu „Prędkość”?

Opublikowano

-

Rzecznik Komendanta Głównego Policji podczas występu w mediach dał do zrozumienia, że drogówka jest surowa dla tych, którzy „po raz n-ty przekraczają prędkość”. Czyli każde przekroczenie prędkości nie niesie takiego samego ryzyka dla innych na drodze i można pogrozić palcem? I czy takie wypowiedzi nie podważają akcji typu „Prędkość”?

Mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. Fot. Krzysztof Łach/CC-BY-4.0

Mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. Fot. Krzysztof Łach/CC-BY-4.0

Podczas niedawnego występu w Telewizji Republika rzecznik Komendanta Głównego Policji zapowiadał wzmożone kontrole drogowe podczas wakacji. I przy okazji młodszy inspektor Mariusz Ciarka wypalił tak: – Zdajemy sobie sprawę że czasem wystarczy pouczenie ale jak sprawdzimy że już po raz n-ty przekroczył ktoś prędkość, to nie możemy być pobłażliwi, możemy nawet zatrzymać prawo jazdy.

Takie zdanie od policjantów słyszy się w mediach co jakiś czas. I widać nikt nigdy nad tym się nie zastanawiał. No to zastanówmy się – jaki przekaz kierowcom dają ci, którzy powinni ich dyscyplinować i co rusz ogłaszają akcję „prędkość”, a jednocześnie jasno dają do zrozumienia, że tylko wielokrotnie łapani na przekraczaniu prędkości kierowcy powinni być karani?

Czyli samo przekraczanie dozwolonej prędkości nie jest takie niebezpieczne? I dopiero recydywista mandatowy jest niebezpieczny? To przekaz naprawdę kuriozalny i po prostu szkodliwy. I nie tylko dlatego, że nadmierna prędkość naprawdę ma ścisły związek z liczbą ofiar wypadków [czytaj raport OECD w tej sprawie], a Polska jest w ogonie UE pod względem liczby wypadków na drogach i ginących w nich ludzi.

Prawda o kontrolach drogówki

Trzeba jeszcze mieć świadomość, że mandaty za przekroczenie prędkości (jak i za inne wykroczenia) tak naprawdę dostaje niezbyt wielu kierowców. Już dawno temu na policyjnych danych wyliczyliśmy, że podczas specjalnej akcji „Prędkość” jeden patrol drogówki w Polsce łapie przez dobę średnio pięciu (sic!) kierowców. Przez 24 godziny akcji. Słowo „mizerne” nie oddaje tu chyba efektywności tych akcji.

To, ilu kierowców w ogóle spotkało się z kontrolami (a wlicza się do tego m.in. 17 mln rocznie przedmuchanych prewencyjnie przez alkomaty – na przykład seryjnie na bramkach na autostradzie A2) w pewien sposób obrazuje sonda, którą wykonałem niedawno na Twitterze.
Gdy zapytałem o ostatnią kontrolę policyjną na drodze, to zdecydowana większość odpowiadających stwierdziła, że miała ją w ostatnich 5 latach (66 proc.). W ciągu ostatniego miesiąca na drodze kontrolowanych było 7 proc. odpowiadających, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy – 11 proc., a w ciągu ostatniego roku – 16 proc.

Wniosek? Surowsze podejście tylko do tych, których policja już karała wcześniej za przekraczanie prędkości, to zamykanie nadzoru do naprawdę marginalnego wycinka polskich kierowców.

No i pozostaje jeszcze pytanie filozoficzne – skoro kontrola kończy się pouczeniem, to skąd inny patrol będzie wiedział, że ten kierowca nie pierwszy raz olewa limit prędkości na drodze?

Konsekwencje ocieplania

Policjanci w Polsce żyją w wielkim Matrixie. Z jednej strony wciąż sami wśród najważniejszych przyczyn wypadków w Polsce odnotowują „niedostosowanie prędkości do warunków na drodze” i wciąż potępiają „piratów” publikując w mediach m.in. filmiki z policyjnych wideorejestratorów.
Z drugiej strony – wciąż chcą tak bardzo przypodobać się kierowcom, którzy ani nie rozumieją, dlaczego należy przestrzegać limitów prędkości, ani się tym specjalnie nie przejmują, bo kary grożą za to niewielkie (na tle UE nasz najwyższy mandat 500 zł to w relacji do średnich zarobków kara śmiesznie mała), że co chwilę muszą podkreślać, jak to są „swoje chłopy” i że często tylko przecież pogrożą palcem. I wtedy już liczba 3 tys. zgonów w wypadkach rocznie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Ba, dochodzi do tak kuriozalnych wydarzeń, że gdy powiatowy komendant policji z Puław chciał poradzić sobie ze złą sytuacją na drogach i nakazał podwładnym surowsze podejście do kierowców i zaprzestanie pouczania, to komenda wojewódzka poprowadziła przeciw niemu wewnętrzne postępowanie [czytaj więcej o tej sprawie].

Może nadszedł już czas w Polsce, żeby młodszy inspektor Mariusz Ciarka i jego przełożony czyli Komendant Główny Policji się zdecydowali – czy policjant ponosi winę za to, że musi ukarać kierowcę przekraczającego prędkość, czy może to kierowca, który z różnych względów (może się też przecież zagapić itd.) złamał prawo nie może mieć pretensji za to, że zostanie ukarany?
Jeśli polska drogówka będzie miała wątpliwości, jak sobie odpowiedzieć na to pytanie, to niech przejedzie się do kolegów z Czech lub na Słowację. A oni i tak mają trudniej, bo tam mandat za prędkość jest ośmiokrotnie wyższy niż u nas. Jakoś serce im nie pęka. Za to na drogach ludzi ginie tam mniej.

A jeśli polska Policja nadal będzie przedkładać wyrzut sumienia nad karę, którą powinna wymierzać, to proponuję zrezygnować z wszystkich akcji „Znicz”, „Ferie” i „Prędkość”. Bo one nie mają wtedy żadnego znaczenia. Wtedy ludzie naprawdę mogą mieć uzasadnione podejrzenia, że chodzi tylko o zbudowanie statystyki oraz wyrobienie pewnych limitów…

Łukasz Zboralski